Artykuły

Wizyta starszej pani

Tego wieczoru teatr - wstydliwie wychylający się zza płotów i rusztowań; rozjarzony światłem, wypełniony gwarem - rozbudzał dawno uśpione nadzieje. Może nareszcie wydarzy się coś, co zdejmie klątwę niepowodzeń czających się w zakamarkach sceny; w powietrzu, kurzu, w każdym fałdzie kurtyny, Niestety, jak na ironię, wieczór ten zaszczepił poczucie bezradności - jak sprostać jakimkolwiek kryteriom ocen, skoro wszystko jest względne? Bo jeśli brać pod uwagę dominujący nurt repertuarowy teatru: pozycje w rodzaju "Zaczarowanego koła", utwory o nierządnicach, czy ostatnie nieudane miraże "Niebezpiecznych związków" z "Czarującym łajdakiem" - "Wizyta starszej pani" jest pozycją na miarę dobrych tradycji sceny. Usiłuje odbić się od dna prymitywnej rozrywki. Jeśli ujawnić tajemnicę poliszynela, iż od dłuższego czasu Teatr im. Słowackiego omijają dobrzy reżyserzy - można pogratulować pomysłu zaproszenia do współpracy Siergieja Danczenki z Kijowa. W jesieni ubiegłego roku jego zespół występował w Krakowie i "Eneida" inscenizacyjnym rozmachem porwała publiczność. Sztuka Dürrenmatta, w której drzemie materiał na wspaniałe widowisko, znalazła się więc w rękach profesjonalisty. I rzeczywiście. Przedstawienie - bogate w wystawie i technicznie sprawne - robi efektowne wrażenie. Ale gdy na spokojnie je przemyśleć - niewiele pozostaje w pamięci: zamazany obraz wiszących, postrzępionych gazet - opakowania naszej codzienności - i jakiegoś niezbornego tłumu kłębiącego się na tyłach sceny; tak jakby reżyser wstydził się pokazywać twarze z bliska. Scenografia - przeważnie umowna, kostiumy - dostojne. Nachalnie dosłowne; rewia złego gustu we współczesnej modzie. Muzyka - hałaśliwa, natrętna, ilustracyjna. To wszystko prowadzi do spłaszczenia myśli, zamknięcia w banalnym obrazku mądrej i okrutnej bajki Dürrenmatta.

Wyciągnęłam zakurzony "Dialog" z 1957 roku: okazuje się, że sztukę wydrukowano zaledwie w parę miesięcy po jej światowej prapremierze. A w następnym roku wystawiło ją trzech wybitnych polskich twórców: Ludwik René, Kazimierz Dejmek i Lidia Zamkow w Krakowie. Co wtedy, nu fali Października, znaczyło to przedstawienie? Myśl o tym - co - jest podniecająca. Spotkany przed teatrem znajomy wspomina Zamkow w roli multimilionerki Klary Zachanassian: - Była jak mumia, wątła, bez wieku, o woskowej twarzy, ruchach kukły - a przy tym fascynująca. Grał z nią Władysław Woźnik... Znajomemu - gdy to mówi - błyszczą oczy, choć z niejednego pieca chleb jadł...

Halina Gryglaszewska i Ryszard Sobolewski w zamierzeniach Dürrenmatta wstrząsająca para u brzegu Styksu. Ona - szalona, cudem posklejana przez chirurgów starucha - mści się na nim, niewiernym przed laty kochanku: rzuca mieszkańcom rodzinnego Güllen miliard za cenę zamordowania nieszczęśnika. Kupując sobie sprawiedliwość - zamienia małomiasteczkowych przeciętniaków w kolektywnych zbrodniarzy. Potem umajonego wieńcami trupa powiezie na Capri, do mauzoleum z pięknym, widokiem na morze...

Na scenie obie postaci wygładzone, grane spokojnie, beznamiętnie. Ale czyż można być beznamiętną, zimną Klarą Zachanassian?! Rola Gryglaszewskiej ma jeden wymiar - jest sfinksem bez tajemnic. Ryszard Sobolewski, wprawdzie usiłuje nadać postaci Illa szerszy, ludzki wymiar, ocieplić go liryzmem, ale owe próby w sytuacjach partnerskich odbijają się jak od skały. W ogóle wszyscy aktorzy grają poprawnie, ale w sposób jakby trochę nieobecny. Metoda czy konieczność? Wiadomo, że zespół, który przez lata nie pracował ze świetnymi reżyserami, traci tylko umiejętności warsztatowe, ale i wiarę w siebie. Może więc w tym przedstawieniu nie ma wariactwa - tego cudownego artystycznego wariactwa - dlatego, że reżyser - z dwojga złego - wolał wyciszać aktorski plan?

Najsmutniejsze jednak, że w tym dziwnym, chocholim zaczadzeniu sceny gubi się czarny humor sztuki. Publiczność zapomina, że ogląda komedię tragiczną - groteskę wzmaga poczucie absurdalności świata. A Dürrenmatt nie życzy sobie, aby go tak grać, Jeszcze raz otwieram stary "Dialog" na ostatnim zdaniu autora z posłowia do sztuki: "(...) nic nie może bardziej zaszkodzić tej komedii, która kończy się tragicznie niż zwierzęca powaga".

Gdy na końcu przedstawienia olbrzymi zespół staje przed publicznością: aktorzy w czarnych frakach, aktorki w białych kreacjach uszytych z bardzo dobrych materiałów, przychodzi do głowy jeszcze jedna myśl na temat względności ocen: niewątpliwie jest to od kilku lat najlepszy spektakl Teatru im. Słowackiego, co wcale nie znaczy, że jest to dobry spektakl.

Teatr im. Słowackiego: Friedrich Dürrenmatt "Wizyta starszej pani", reżyseria Siergiej Danczenko, scen. Danił Lieder, kostiumy Natalia Rudnik, muz. Siergiej Biedusenko, premiera 11 marca 1989 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji