Artykuły

Piaf chłodnym widziana okiem

Warszawski Zarząd Miasta postanowił zrobić wszystko, aby utwierdzić Kazimierza Dejmka, nowego ministra kultury, w jego powściągliwości przekazywania instytucji kulturalnych samorządom.

Wszak nowy minister kultury w wywiadzie udzielonym Rzeczpospolitej powiedział m.in. "(...) w każdym województwie powinny istnieć instytucje bezpośrednio podległe wojewodzie, czyli przedstawicielowi państwa". I dalej "(...) pozbycie się przez państwo wielu ważnych instytucji - moim zdaniem - mogłoby się w obecnej sytuacji skończyć katastrofą". Wreszcie Dejmek stwierdził "Nie można stawiać prezydenta miasta przed wyborem - czy ma zamknąć szpital czy teatr". O co chodzi. Otóż z wywiadu z fanem Szurmiejem, zamieszczonym w Życiu Naszym Codziennym, wynika, iż Rada Warszawy bardzo poważnie przymierza się do likwidacji od przyszłego roku Operetki Warszawskiej. Powód jest prosty. W budżecie miasta brakuje 30 mld zł. Najprościej można je zaoszczędzić obcinając przyrzeczoną dotację w tejże właśnie wysokości operetce.

Oczywiście, ten drobny fakt, że dopiero ściągnięto dyr. Szurmieja z Wrocławia, gdzie kierował z wielkim powodzeniem Operetką Dolnośląską, a nowy dyrektor z kolei ściągnął artystów, aby rozsypującą się, i dosłownie, i w przenośni, Operetkę Warszawską przywrócić do dawnej sławy i poziomu. Otóż ten właśnie fakt, i przyjęte zobowiązania, w oczach władz miejskich się nie liczy. I można "tymi ręcami" widzów tego teatru, zespół artystyczny i jego dyrektora spokojnie "wyimpasować", zostawiając wszystkich na tzw. lodzie. Tymczasem Jan Szurmiej rozwinął bardzo interesująco zapowiadającą się działalność artystyczną. Wystawił ostatnio musical Pam Gems pt. "Piaf", akurat w trzydziestą rocznice śmierci wielkiej francuskiej pieśniarki.

W świecie muzycznej kultury rozrywkowej niewiele zjawisk artystycznych jest w stanie oprzeć się niszczącemu działaniu czasu. Edith Piaf należy właśnie do tych nielicznych wyjątków. W postać wspaniałej Francuzki wcielają się w dwóch obsadach Agnieszka Matysiak i Bożena Krzyżanowska.

Przedstawienie może, moim zdaniem, liczyć na spory sukces frekwencyjny. Zachwyca bowiem perfekcyjnością wykonania, a jednocześnie wzbudzi, wśród krytyki, jak i publiczności, spory swoim sposobem pokazania tytułowej bohaterki.

Jan Szurmiej jako reżyser, inscenizator i choreograf oraz Wojciech Jankowiak, projektant scenografii, błysnęli dużą wyobraźnią sceniczną, budując przejrzyste teatralne metafory, czytelne i skrótowe a jednocześnie nie popadające w dosłowność. W roli głównej bohaterki widziałem Agnieszkę Matysiak. Zaimponowała mi swoją odwagą, mierząc się z wielką postacią, należącą już do kultury całego świata. Pokazała wielką sprawność warsztatową, aktorską, sporo głosu i artystyczną konsekwencję. Dlatego wszelkie dyskusje mogą dotyczyć nie rzemiosła, co dla teatru jest zawsze upokarzające, lecz interpretacji.

Trzeba przyznać, że w trzydziestą rocznicę śmierci Piaf powstało bardzo dobre widowisko, którego absolutnie nie można zaliczyć do "akademii ku czci". Wręcz przeciwnie, mamy do czynienia z odwrotnym widzeniem sławnej postaci. Jest to przedstawienie z gatunku odbrązawiających. I to konsekwentnie.

Wszystko zaczyna się od tekstu. Angielka Pam Gems pokazuje Piaf w sprzeczności nawet z prawdą historyczną, jako przestraszoną małą cwaniaczkę, która "wystawiła" paryskim zbirom człowieka, który się nią zaopiekował i umożliwił rozpoczęcie kariery. To w młodości. W latach późniejszych Gems pokazuje Piaf jako kolaborantkę.

Szurmiej i Matysiak podchwycili ten sposób widzenia wielkiej pieśniarki. Przedobrzyli. Na scenie widzimy podczas pokazywania całego życiorysu Piaf nieznośną, małą, rozwrzeszczaną plebejkę. Od początku jej kariery aż do końca. Agnieszka Matysiak, tworząc z wielką konsekwencją tę rolę, jakby zapatrzyła się na filmowe kreacje Anny Magnani. Największej filmowej włoskiej sekutnicy. jest to zagrane wspaniale.

W umyśle widza powstaje jednak pytanie: No dobrze, ale w jaki sposób ta nieznośna mała, prymitywna flądra potrafiła przyciągnąć do siebie serca zarówno artystów z którymi współpracowała, jak i publiczności całego świata. W dodatku odpowiedzi tej nie znajduje w piosenkach Piaf, wykonywanych przez Matysiak. Jednak i w aktorstwie, i w interpretacji wokalnej nie było tego, co stało się głównym źródłem sukcesu Piaf - sprzężenie dramatyczności z liryzmem. U Matysiak jest tylko dramat, czasem wielce nawet rozwrzeszczany. Lirykę usłyszałem dopiero po przedstawieniu, gdy na bis zaśpiewała dwie piosenki Piaf. Szkoda że wraz z Szurmiejem była wobec swojej wielkiej poprzedniczki tak rygorystyczna.

Na sali było nieludzkie zimno. Widać wyłączono ogrzewanie. Ktoś w kuluarach powiedział: "Zimno jak w stanie wojennym". Inny dodał: "Czyżby to był sposób nowego dyrektora na leniwe girlaski, żeby żwawiej machały nogami, choćby dla rozgrzewki?" Można więc powiedzieć, że widzenie Piaf chłodnym okiem udzieliło się kaloryferom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji