Artykuły

Udany debiut "Jacquesa"

OWACJE na stojąco, burza braw i song a cappella na bis - to wszystko w miniony piątek, po premierze przedstawienia "Brat Jacques" na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni.

ROK 1789. Rewolucja francuska. Hrabina Vervier, prowadzona na ścięcie, na krótko przed egzekucją ocala życie swoim dzieciom. Jacquesem zaopiekuje się prosta kobieta, Guy zgubi się w tłumie i znajdzie schronienie u arystokratów. Bracia spotkają się i rozpoznają w dramatycznych okolicznościach dopiero po latach, jako więźniowe wojenni w Anglii. Ich losy składają się na kanwę młodzieżowego musicalu, który jest pierwszą premiera Teatru Muzycznego "Junior", działającego od lutego br. przy Teatrze Muzycznym w Gdyni i skupiającego dzieci i młodzież z trójmiejskich szkół.

Na wielkiej scenie kilkadziesiąt osób, w wieku od lat kilku do kilkunastu śpiewa, gra, tańczy. Młodzi aktorzy dopiero uczą się być na scenie, przekazywać treść, wyrażać emocje. Mają prawo do wielu błędów i potknięć. Ale mimo pierwszych na profesjonalnej scenie kroków, zawładnęli nią bez reszty. Poczuli się na niej, co jest niezwykle istotne, swobodnie. W oddanej im, teatralnej przestrzeni, zaistnieli - choć nie do końca doskonale, nie zawsze z pełną świadomością możliwości, które moją - z pełną pasją aktorską. Musical po raz pierwszy wystawiony został z udziałem uczniów miejscowych szkół w Devon w 1988 r. W Gdyni "Brata Jacquesa" zrealizowali Anglicy, związali z Młodzieżowym Teatrem Muzycznym w Plymouth. Libretto przedstawienia pisał Nick Stimson, muzykę Chris Williams, reżyserowała Caroline Gawn. Gdyński spektakl rozegrany został w bardzo skromnej oprawie. Stałą, funkcjonalną scenografię (Łucji i Bruno Sobczaków) stanowi ogromny pomost ze schodkami, który spełnia kolejno rolę miejskich zabudowań Paryża, statku i więzienia, ulic i placów angielskich miasteczek. Kostium, który dominuje, to czarne trykotowe koszulki, czarne spódnice lub spodnie. Tylko grający role pierwszoplanowe noszą kostiumy zróżnicowane, też często w sposób symboliczny. Taka forma realizacji bliższa jest warsztatom teatralnym, pracom studyjnym. Nie jest to jednak zarzut Ten spektakl, mimo że tak skromny, zdumiewa rozmachem. A przecież to dopiero początek, pierwszy, tak trudny i odpowiedzialny krok. Za tę odwagę i pasję należą się całemu zespołowi "Juniora" wielkie brawa. Wszyscy młodzi wykonawcy dzielnie pracowali nad kształtem przedstawienia, ale skoro zdarzyło się ono no profesjonalnej scenie, w pełnej przynależnej teatralnym produkcjom oprawie, o niektórych aktorach trzeba napisać oddzielnie. Podbiła serca publiczności pięknym głosem i delikatną interpretacją songu tęskniącej za dziećmi matki Ewa Czajka (Madame Cat). To właśnie ona śpiewała na bis, już bez orkiestry, tę piękną piosenkę. Świetnie radzili sobie z wpisanymi w ich rolę, trudnymi wokalnie partiami Katarzyna La bańska (Mary Ann), Barbara Klonecka (Grace) oraz Tomasz Piekarec (brat Jacques). Najpewniej na scenie czuł się jednak i najpełniej panował nad swoją rolą, jako okrutny porucznik Ross Krzysztof Witek. Udało mu się nie tylko dobrze zaśpiewać, ale i nadać swojemu bohaterowi rys psychologiczny.

Podobnie obdarzyli swoje postaci iskierką aktorstwa, w króciutkich etiudach, ściągając uwagę widza - Łukasz Lenartowicz (król Jerzy III) oraz Magda Tokarska (pani Vinnicomb). W krótkiej scenie, w majątku Vinnicomb, przechodzi tylko przez scenę, wygłasza jedną kwestię, patrzy wymownie, dorzuca jakiś gest i już, tę postać po prosu widać.

To przedstawienie, przygotowywane w krótkim czasie (pierwsze warsztaty odbyły się w maju), z koniecznym podczas pracy tłumaczem, osiągnęło kształt pełnego widowiska. Jeden, stanowczy zarzut trzeba jednak musicalowi postawić. W niektórych scenach, zwłaszcza kameralnych zabrakło ręki reżysera. Młodzi niedoświadczeni aktorzy zupełni nie wiedzieli co ze sobą zrobić, jak tylko sobą wypełnić tę wielką przestrzeń sceny, w której się znaleźli. Szkoda, te tak się stało, gdyż niepotrzebne "dziury osłabiły tempo i wartość całego przedstawienia. Młody zespół "Juniora" stać naprawdę na wiele - udowodnił to w wielu scenach, które były bardzo dobre.

Powstanie "Juniora" i jego pierwszy, pozostający bezspornie sukcesem, spektakl budzą optymizm w jeszcze jednej kwestii. W sytuacji, gdy w kulturze dzieje się źle, gdy teatry walczą o scenę i o widza, najmłodsi z entuzjazmem wstępują na tę trudną drogę. Wyrośnie z nich z pewnością nowe, teatralne pokolenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji