Artykuły

"Balladyna" w "Rozmaitościach"

CZY "Balladyna"*), zrealizowana w warszawskim Teatrze "Rozmaitości", stała się wydarzeniem scenicznym? Takie pytanie można postawić, ilekroć liczący się teatr decyduje się na wystawienie wielkiego dzieła narodowej klasyki. Słowacki idąc tropem Szekspira założył sobie swoisty rodzaj "kronik narodowych". Cykl miał liczyć sześć dramatów i objąć prasłowiańskie dzieje polskie: "Balladyna" - tragedia otwierająca owe mitologiczne dzieje, jak napisał sam Słowacki w liście do Zygmunta Krasińskiego, miała być "epizodem wielkiego poematu, który ma się uwiązać z sześciu tragedii czyli kronik dramatycznych". Po niej powstała "Lilla Weneda" i "Krak". "Balladyna" jest w tym planie Słowackiego zaledwie początkiem, zbiorem części wskazówek i imperatywów sumienia narodowego.

Spektakl na Marszałkowskiej w inscenizacji Andrzeja Marii Marczewskiego jest dokładnym pójściem tropem owej prasłowiańskiej mitologii, w którą reżyser usiłuje wtopić nasze polskie historyczne wady i zwycięstwa ducha. Marczewski, niejako w doksologii do dawnej głośnej inscenizacji Hanuszkiewicza, dopowiada do tej tragedii nadgoplańskiej filozofię walki dobra ze złem. Cały ładunek spektaklu nakierowany jest na scenę finałową, scenę sądu. Ale sąd u Marczewskiego nie przynosi wyroku, ani Niebios, ani Ziemi. W inscenizacji Teatru "Rozmaitości" Balladyna nie ginie od pioruna. To raczej piorun zostaje wpisany w jej cierpienie i z tą winą będzie musiała żyć, oczekując trwożnie każdej chwili, aż zachwieje się pod nią tron zrabowany.

Spektakl Marczewskiego jest niezwykle klarowny. Od pierwszej pantomimicznej sceny, gdzie przez piętnaście minut oglądamy upadek Popiela. Uzurpator nie jest ani przez moment silniejszy od Balladyny, Balladyna zaś jest kolejnym lokatorem na tronie. Obali ją jej własna niemoc, zło - sumienie. Jest więc ten spektakl dyskusją o duszy ludzkiej. Duszy narażonej na świadomą odpowiedzialność.

Mógłbym więc odpowiedzieć na postawione we wstępie pytanie, że "Balladyna" w Teatrze "Rozmaitości" jest wydarzeniem scenicznym. Byłby pełny sukces, gdyby odkrywczą myśl inscenizatora-reżysera wypełniło aktorstwo. Niestety, obserwujemy tutaj poważne niedostatki. Zachwyca nas jako Matka Balladyny Barbara Rachwalska, która cały czas walczy o serce swojej ukochanej córki. Rachwalska nawet używając scenicznego szeptu słyszalna jest w ostatnim rzędzie balkonu. Ożywa spektakl, gdy pojawiają się sceny Gopła: Małgorzata Ząbkowska jako Goplana, Wojciech Osełko - Chochlik i Jadwiga Andrzejewska w roli Skierki. Tercet ten daje popisy gry aktorskiej. W końcowych akordach spektaklu w roli Kanclerza widzimy jeszcze Józefa Fryźlewicza. W roli tytułowej wystąpiła Barbara Dembińska, której aktorska koncepcja "Balladyny" odbiega od dotychczasowej tradycji grania tej postaci. Dembińska z talentem i ciekawie przeprowadza myśl reżysera.

"Balladyną" Andrzeja Maria Marczewski zbliża się do końca swojego drugiego sezonu w Warszawie. Bardzo interesujący to twórca. Jego realizacje wzbudzają - i słusznie - spore zainteresowanie krytyki. Można już dziś powiedzieć z całą pewnością, że zaistniał w Stolicy jako nowy interesujący twórca. Proponuje konsekwentnie swoim widzom repertuar ważkich przemyśleń patriotycznych i moralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji