Artykuły

Brawo Janda

Właściwie wszystko, jeśli myśleć o tym z osobna, jest dość przeciętne. I pamiętnik Simone de {#au#1396}Beauvoir{/#}, który posłużył do skonstruowania narracji, anegdoty, a po trosze klimat i dramaturgia w tym przedstawieniu. Melodramatyczna, niezbyt oryginalna jest sprawa, o której opowiada bohaterka. Choć trzeba przyznać, że motyw zdradzanej i opuszczanej żony stosunkowo nieźle funkcjonuje w rozmaitych gatunkach literackich.

Nie są, niestety, arcydziełami w tym przedstawieniu znane przeboje francuskiej piosenki z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Nie są arcydziełami, bo nie śpiewają ich: Ertha Kitt, Dalida, czy Charles Aznavour. Funkcjonują tu bardziej jako śpiewana odmiana monologu. Jako "sielanki, dumki, szepty i krzyki" w stylu Magdy Umer. Polskie przekłady Jeremiego {#au#556}Przybory{/#} i Wojciecha {#au#843}Młynarskiego{/#}, choć same w sobie, jak zwykle błyskotliwe, nie są jednak oryginałami i nie sądzę, aby serio można było kojarzyć np. wielki przebój "La bohme" Aznavoura z tytułem "Jak to było".

Właściwie na scenie też niewiele się dzieje. Jest pusto. Stolik, krzesło, stojak z mikrofonem. Horyzont i kulisy sceny "zadrukowane" fragmentami pamiętnika. Można przeczytać pojedyncze zdania, daty, słowa. Można sprawdzić, że aktorka naprawdę mówi to samo. Na horyzontalnej ścianie pojawia się ekran,

Jak w kinie. Na nim prawie przez cały czas wyświetlana jest na dużym zbliżeniu twarz aktorki. Przez dwie godziny. Dłużej niż trwa przeciętny film fabularny.

Wszystko jest więc w tym przedstawieniu dość przeciętne, banalne, takie sobie, a przecież całość Jest na przekór temu naprawdę bardzo dobra. I nie jest niczym innym, jak wielkim aktorskim osiągnięciem Krystyny Jandy. Pewnie, że przy pomocy tego wszystkiego, co podsuwała jej autorka, reżyserka, piosenki, scena, ekran itd., itd.; ale myślę, że dziś tak naprawdę tylko Krystynę Jandę stać na to, aby zahipnotyzować widownię na dwie godziny w takim stopniu, w jakim nie udaje się to w innych przedstawieniach wielu znakomitym aktorom występującym razem.

Można się zastanawiać, czy sprawia to jej niezwykle wyrazista, żywa i bardzo prawdziwie reagująca twarz możliwa do podglądania poprzez ciągłe zbliżenie. Czy sprawia to jej niezwykle sugestywny sposób opowiadania o własnym losie, w którym kolejne rozdziały najintymniejszych przeżyć otwierają się tak jakby otwierała się tajemnicza szafa z wieloma szufladami. Czy sprawia to narastająca dramaturgia wchodzenia "w siebie" kontrapunktowana inteligentnym poczuciem humoru i autoironią. Czy sprawia to jeszcze wiele zupełnie innych, własnych, osobistych cech aktorki, która po kilku sezonach dość nieciekawych ról, teraz wydaje się wracać do wspaniałej formy.

Wszystko to wydaje się mniej ważne wobec faktu, że tak naprawdę Janda staje sama przed widownią i potrafi ją zafascynować. Niewielu dziś w teatrze na to stać. Może nikogo.

Dlatego: brawo Janda!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji