Skromny Puccini
NIEZWYKLE aktualnym komentarzem do sytuacji finansowej polskiej kultury, szczególnie tej muzycznej, okazała się zaprezentowana 29 września br. trzecia w historii gdańskiej Opery Bałtyckiej premiera "Cyganerii" Giacomo Pucciniego.
Libretto dzielą, dokumentujące mizerię bytu artystów w XIX stuleciu, jak ulał odzwierciedla sytuację ich spadkobierców w obecnej RP. Do stylu kompletnej siermiężności i kompletnego oszczędzania na wszystkim, dostosowała się scenografia spektaklu, wykonana, według projektu Jana Bernasia, z dziwnie pokolorowanej i uformowanej masy papierowej, czyli papki makulaturowej.
To, na szczęście, nie zburzyło wokalnych walorów widowiska. Wokalnych - bo Orkiestra Opery Bałtyckiej nijak nie potrafi się zgrać i fałszuje na potęgę, przeszkadzając śpiewakom. Ci, zmagając się z tłem, wypadli nieźle i, co najważniejsze, w bardzo młodzieżowym (wiekowo) składzie świadczącym o tym, że gdańska scena Skrali, Marty Abako, Pawła Skołuby, Jagny Jędrzyńskiej...
Inscenizacja, w reżyserii Hanny Chojnackiej, jest eksportowa, więc wykonywana w języku oryginału (dla tubylców - napisy wyświetlane nad sceną). Widz traci sporo z odbioru widowiska, bo mimowolnie zadziera co rusz głowę, usiłując odczytać migający nad deskami tekst. Ale w końcu - tylko gamoń nie zna nieskomplikowanej fabuły "Cyganerii"...