Artykuły

Jak wam się podoba

- Krygowałbym się, nie przyznając, iż jest dla mnie radością i satysfakcją, że tytuł jednej z moich książek, "Myślenie Szekspirem", jak i pojęcie "polskie myślenie Szekspirem", zadomowiły się i stały niemal obiegowymi określeniami zjawiska - mówi ANDRZEJ ŻUROWSKI, badacz dziejów scenicznych i twórczości Williama Szekspira.

z profesorem Andrzejem Żurowskim, teatrologiem, eseistą, krytykiem teatralnym, badaczem dziejów scenicznych i twórczości Williama Szekspira, rozmawia Krzysztof Lubczyński:

Jakiś czas temu w polskich teatrach obrodziło inscenizacjami "Makbeta", co może pociągnie za sobą powrót zainteresowania Szekspirem. Jest taki wiersz Lechonia "Do Szekspira", żarliwa pochwała wielkiego dramaturga, zaczynający się od słów: "O, Szekspirze, któryś zstąpił do dusz naszych głębi i znasz krwi naszej żądze i nasz lęk gołębi / Znasz nas od dna do szczytu / Coś zszedł w noce bezsenne władców krwią pijanych i w marzenia promienne kobiet zakochanych...". Czy rzeczywiście Szekspir, ten artysta od kilku stuleci tak potężnie obecny w świadomości duchowej ludzkości, nadal "zna nas od dna do szczytu"? Nie pozostał ani trochę w tyle?

- To nie tyle pytanie o kondycję Szekspira, ile o naszą kondycję. O to, czy my potrafimy, czy stać nas na poznanie siebie samych "od dna do szczytu". Czy potrafimy uczynić to poprzez Szekspira - dojrzeć siebie w Szekspirowskim zwierciadle. Szekspir jest zawsze taki, na jakiego stać dane pokolenie.

Jednak w swojej książce "Szekspir i wielki zamęt" przywołuje Pan krakowską inscenizację "Makbeta", zrealizowaną dziewięć lat temu przez Jerzego Stuhra, która kończy się nie śmiercią Makbeta, lecz umieszczeniem go w muzealnej gablocie. Czy tym przewrotnym pomysłem Stuhr nie dał do zrozumienia, że aktualność Szekspira wcale nie jest taka oczywista?

- Owszem, bowiem aktualność Szekspira bynajmniej nie musi być oczywista. To kwestia naszej samoświadomości. Ileż to razy zdarza się nam w muzeach stanąć jak wryty przed naszym "autoportretem", tylko pozornie sprzed stuleci. Ileż to razy jednocześnie nie potrafimy przy porannym goleniu dostrzec w lustrze sensu własnego spojrzenia...

Także przy okazji inscenizacji sztuki Janusza Głowackiego "Fortynbras się upił" krytycy, np. Małgorzta Sugiera w "Dialogu", sugerowali, że przedrzeźniając motywy z "Hamleta", Głowacki chciał powiedzieć m.in., że Szekspirowska wizja świata jest już tak staroświecka, że naszego świata już nie opisuje...

- Nie ma niezmiennej, jednej, modelowej Szekspirowskiej wizji świata. To właśnie jeden z probierczych kamieni tej dramaturgii. Od stuleci poprzez europejską kulturę płynie nurt Szekspirowski. Zgoła wzajem sprzeczne, najrozmaitsze interpretacje zasobów i sposobów jego sztuk, przeróżne adaptacje, cała fala szekspiriad, ściślej bądź całkiem związanych z pierwowzorami, sztuki wreszcie samodzielne, wyprowadzone z motywów Szekspirowskich. Co tu więc w ogóle napomykać o staroświeckości? Nonsens! Każda rzeczywiście współczesna interpretacja Szekspira - czyli oddająca poprzez niego swój czas - wpisuje się w pejzaż współczesności. To my bywamy staroświeccy i ślepawi, nie Szekspir.

Proponuję zatem krótką, z oczywistej konieczności, wybiórczą tematycznie wędrówkę po krainie Szekspira, po najważniejszych - by tak rzec - jego motywach. Zacznę od końca, od bodaj ostatniej jego sztuki, od "Burzy", tego dzieła m.in. o życiu jako o teatrze. Każe on tam księciu Prospero złamać czarodziejską pałeczkę i pogodzić się ze światem takim, jakim on jest, afirmować go mimo wszystko.

- Bo go afirmuje! W Szekspirze mieści się świadomość grozy bytu na tym padole i wrażliwość na jego urodę, wartości. Szekspir nie jest prostym moralistą ani natrętnym dydaktykiem, on pokazuje świat w całym jego zawikłaniu. Jest ambiwalentny jak samo życie. Ja bym przy tej okazji wspomniał o jednym z najważniejszych dzieł Szekspira, komedii "Jak wam się podoba". To jest właśnie m.in. utwór o niebywałym zagmatwaniu świata, o pomieszaniu rzeczywistości i pozorów. W tę konstrukcję średniowiecznej bajeczki wpisał Szekspir ogrom mądrości, ogrom wiedzy o życiu. To jest także sztuka o tym, że utopii nie ma i to koresponduje z wymową "Burzy". Na dobrą sprawę nie ma ucieczki z wyspy Prospera ani z ardeńskiego lasu...

To jest także sztuka o miłości, o której Szekspir mówi pesymistycznie. Rozalinda w odpowiedzi na groźbę Orlanda, że jeśli go nie pokocha, to on umrze z miłości, odpowiada sceptycznie: ludzie umierali z różnych powodów, ale nikt jeszcze nie umarł z miłości.

- Ale "Jak wam się podoba" pokazuje zarazem, jakim miłość jest bogactwem. I jak jest jednocześnie nieobiektywna; na obiektywizm w sferze uczuć miejsca nie ma. Szekspirowska świadomość totalnej ambiwalencji, także w sferze miłości, nie wynika z jego zwątpienia w miłość, ale ze świadomości z jednej strony ograniczoności, a z drugiej - niepomiernej wielowarstwowości człowieka.

Ale przecież w "Romeo i Julii" mamy miłość jak gdyby obiektywną i dosłownie "aż po grób".

- Tak. I tu właśnie znów ma pan ową niezwykłą duchową pojemność wizji świata Szekspira. On zdaje się mówić: patrzcie na miłość "jak wam się podoba". Studium miłości są wszak także "Stracone zachody...", jakby przeciwieństwo jej wizji w "Romeo i Julii".

Mówił Pan, że Szekspir nie jest moralistą, ale w "Kupcu weneckim" okazuje się humanistą, który woła o poszanowanie godności nawet najgorszej ludzkiej gnidy.

- No, widzi pan. Znów: jak wam się podoba. Zdaje się mówić nam: patrzcie na człowieka, pojmujcie go i odczuwajcie jak wam się podoba. Ale patrzcie uważnie - wiele jest do dostrzeżenia pod powłoką...

Tym, co wyraźnie frapowało Szekspira, był problem tożsamości człowieka i związane z nią pytanie nie tylko o poznawalność innych, ale też o poznawalność samego siebie...

- I to właśnie jest wspaniale ujęte w rzadko wystawianej "Komedii omyłek". Tu Szekspir bardzo wyraźnie odsłania jedno z właściwych mu znamion swojego pojmowania świata i człowieka: podwójność optyki, sztukę widzenia wszystkiego w kilku jednocześnie wymiarach. Mówi w tej sztuce, że łudzimy się, iż znamy samych siebie i siebie wzajemnie, a zwykle rozpoznajemy tylko złudną powłokę. "Między nami ciemność".

Pytałem Pana o miłość i o kwestię tożsamości u Szekspira. Chcę teraz zapytać o czas. Upływ czasu i jego meandry to temat choćby "Opowieści zimowej", choć nie tylko. W związku z tą sztuką pisał Pan, że Szekspir dzieli czas na subiektywny, wewnętrzny i czas obiektywny, mierzony zegarem i kalendarzem. Jak Pan postrzega czas w ujęciu Szekspira?

- Kwestia jest wieloplanowa, acz wyrazista. Szekspir, choćby w kronikach, przyjmuje czas historyczny, niezbędny do zarysowania akcji. Jednak w całym szeregu dramatów - nie tylko w "Opowieści zimowej" - i także w kronikach jest tak, że subiektywny czas jest nieruchomy, jest chwilą, która trwa. Np. u Otella trwa od momentu podejrzenia o zdradę do chwili morderstwa na Desdemonie.

I wiele sztuk Szekspira jest budowanych na tych dwóch perspektywach czasowych: na czasie biegu wypadków i czasie ich odbioru przez ludzką osobowość. To są zupełnie inne czasy, niespójne wzajemnie: nasz czas i to, co odmierza klepsydra.

To poniekąd koresponduje z fragmentem "Czarodziejskiej góry" Manna, gdzie mowa jest o odczuwaniu czasu, takim oto, że w momencie przeżywania czas bogato wypełniony zdarzeniami wydaje się krótki, a czas pusty, ubogi w fakty zdaje się dłużyć, lecz w dłuższej perspektywie odczucie jest przeciwne: czas bogaty w zdarzenia wydłuża się, a pusty - kurczy się.

- Tak. Zresztą w "Zimowej opowieści" bardzo wyraźnie pokazana jest nieprzystawalność obu wymiarów czasu: naszego, subiektywnego i czasu zegara.

Wszystko jest u Szekspira względne. Łącznie z czasem. Stąd wpisywano w niego rozmaite "izmy".

Odczytywano go po Freudowsku, odczytywany jest feministycznie. "Poskromienie złośnicy", ten na pozór hymn na cześć tradycyjnej hierarchii płci, pożytków z kobiecej uległości wobec mężczyzny, Krzysztof Warlikowski pokazał w optyce feministycznej jako obraz uprzedmiotowienia kobiety w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

- Cóż, to chyba nieźle świadczy o Szekspirze, że może być tak rozmaicie odczytywany. Jak wam się podoba... Tu wspomnę, że Szekspir jest i dziś odbierany rozmaicie nie tylko w płaszczyźnie filozoficznej, ale także ze względu na przestrzeń kulturową, polityczną, w której działa inscenizator. W postoświeceniowo-racjonalistycznej Europie Zachodniej zupełnie inaczej niż choćby w azjatyckich republikach poradzieckich, np. w Uzbekistanie, gdzie funkcjonują do dziś struktury feudalne i patriarchalne, jakby rodem ze świata Szekspira. Tam władza królewska została potraktowana nie tylko jako prawo, ale jako obowiązek i zrzeczenie się korony przez Leara było dla widzów szokiem, wręcz zdradą rudymentów.

Ale czy to nie może, przynajmniej u laika, wzbudzić pytania, czy ta nieograniczona wieloznaczność Szekspira, niewątpliwe znamię jego geniuszu twórczego, nie ma też drugiego oblicza: czy Szekspir, z którym można prawomocnie zrobić wszystko, nie jest jakąś pianką, plasteliną? I czy nie staje się tym samym jakimś praojcem postmodernizmu?

- Ależ oczywiście! Jan Kott pisał, że Szekspir jest jak gąbka - wchłania każdą współczesność! Tak, Szekspir jest jak plastelina - jeżeli tylko potrafimy wymodelować z niej własną twarz i oblicze naszego czasu. To jest kwestia genialnych luzów interpretacyjnych, które drzemią w strukturach jego dramatów. Jeżeli postmoderniści potrafią Szekspirem opisać siebie, swoje rozumienie i odczuwanie świata, to oni także mają prawo uważać, że Szekspir jest ich rówieśnikiem.

Dotknę teraz kolejnej kwestii żywo obecnej u Szekspira. Pan polemizował z Janem Kottem, odnosząc się do jego z marksizmu wywiedzionej koncepcji historii jako Wielkiego Mechanizmu, któremu także jednostka jest poddana, pełniąc rolę małego trybiku w tym mechanizmie i nie mając wpływu na te prawa dziejowe, o których pisali Hegel i Marks. Tymczasem Pan twierdzi: "Historia ma twarz człowieka. To ludzie są jej podmiotem, a nie biernym przedmiotem". Podtrzymuje Pan ten sąd?

- Podtrzymuję. Z Janem Kottem ogromnie przyjacielsko polemizowaliśmy prywatnie, rozmawialiśmy, trochę sobie, choć nie do końca, ustępując pola.

Czyli, Pana zdaniem, niegdysiejsze odczytanie Szekspira przez Kotta było błyskotliwe, ale fałszywe?

- Nie, tak bym absolutnie nie powiedział. Kott wspaniale czytał Szekspira w perspektywie swojego czasu. I w tym swoim czasie miał własną rację. Kott szedł ze swym rówieśnikiem Szekspirem pod rękę - poprzez doświadczenie świata ich pokolenia. Oczywiście nie zgadzam się z tym, że jednostka nie odgrywa w historii większej roli. Ale zarazem podzielam pogląd, że istnieją mechanizmy ponadindywidualne, które tworzą rytm dziejów. Tyle tylko, że u Kotta Wielki Mechanizm zawsze zatacza krąg i wszystko, co następuje po sobie, dokonuje się na tej samej płaszczyźnie, nic się nie zmienia. XVIII-wieczny włoski filozof de Vico pisał o kołowrocie historii, ale ujmował go jako spiralę, bo wszystko się powtarza, ale przechodzi zarazem na inny poziom. Gromadzi się pewne doświadczenie i owa spirala idzie coraz bardziej w górę.

Czy to jest właśnie postęp?

- Nie. Tu zachichotałbym jak Kott. To nie jest żaden postęp, to nie jest tak, że będziemy lepsi, a bin Laden uderzy się w piersi. Nie jest to więc postęp, ale jednak rozwój, bo nie można pominąć warstw doświadczenia, przez które przeszliśmy. Czy człowiek czegoś się nauczył? Śmiem wątpić. Ale doświadczył na pewno. Po doświadczeniu Holocaustu, największej traumy XX wieku, może się powtórzyć, powtarza się nieszczęście ludobójstwa, ale ono w świadomości ludzkiej jest już odbierane inaczej. Cały ów mechanizm nie jest więc ani prosty, ani jednowarstwowy.

Szekspir jest często postrzegany jako diagnosta mechanizmów władzy, głównie w kronikach, choć nie tylko, bo przecież także w "Makbecie" i "Hamlecie". W eseju o "Henryku IV" przywołuje Pan scenę końcową spotkania króla Henryka, tuż po koronacji, ze swoim kompanem, Falstaffem, którego teraz przegania sprzed oczu. Jest tu pokazany nieuchronny mechanizm związany z władzą, mechanizm wyobcowania jednostki, która ją objęła...

- Jest to, moim zdaniem, scena niezwykle tragiczna. Nie tylko dla Falstaffa, także dla Henryka. W tej jednej kwestii - "ja nie znam cię, starcze" - uderza cały tragizm władzy. Ów Henryś czy Henryczek, jak go nazywał Falstaff, był jego przyjacielem, a teraz jest królem. Oto przepaść pomiędzy człowiekiem jako osobowością i człowiekiem jako funkcją. Tragiczny moment następuje wtedy, gdy Henryk z wolnej osobowości staje się funkcją w państwie, królem. Ten sam motyw mamy w "Hamlecie". Klaudiusza pokazuje się często jako sukinsyna, bandziora na tronie. Hamleta nam strasznie żal, a przecież to Hamlet rozwala państwo.

Jak Antygona Kreonowi...

- Tak, w obu arcytragediach mamy w istocie to samo. Klaudiusz i Hamlet mają za sobą racje nie do pogardzenia. Hamlet chce pomścić ojca, chce ładu etycznego. Jego ojciec, stary Hamlet, rządził w sposób średniowieczny, w walce, z mieczem w ręku, był patriarchą i wojownikiem. I oto przychodzi nowa epoka, renesans, czas polityki. Trudno sobie wyobrazić, by Elżbieta I gnała z mieczem przeciwko Hiszpanom. I właśnie Klaudiusz jest władcą nowoczesnym. On śle listy, dyskutuje z Norwegami, tworzy państwo nowoczesne. On wie, że uczynił wiele złego, przecież próbuje modlić się słowami: "Kał mojej zbrodni cuchnie aż w niebiosa". Ale sprawując funkcję państwową, ma on tak samo niepodważalną rację, jaką bez wahania przyznaję Kreonowi. Mogę ich lubić albo nie, ale Kreon i Klaudiusz to mądrzy politycy, którzy troszczą się o ład i powagę państwa. "Hamlet" to także sztuka o rozbieżnościach między etyką intencji (Hamlet) a etyką konsekwencji (Klaudiusz).

Problemu władzy dotyczy też "Koriolan", w którym Szekspir stawia pytanie o możliwość demokracji, nie demokracji formalnej, bo ta jest możliwa, ale rzeczywistej...

- Obawiam się, że ma pan dużo racji, jak Churchill, który mawiał, że demokracja jest ustrojem okropnym, ale nikt lepszego nie wymyślił. Cóż, powiedzmy to brutalnie, bez ogródek: główny problem demokracji polega na tym, że decyduje, więc i rządzi większość, a skądinąd wiadomo, iż ludzi mądrych jest nieporównywalnie mniej niż głupich.

Świat jest zatem wszechstronnie okropny, więc tytułowy Tymon Ateńczyk staje się mizantropem, jak Molierowski Alcest, i wycofuje się z życia. To postawa Szekspira?

- Powtórzę: w sztukach Szekspira jest dwoistość; ambiwalencja dotyczy wszystkiego i wszystkich. Bohaterowie albo walczą, albo wycofują się. Natomiast sam pan William Szekspir, prywatnie, dał na to pytanie odpowiedź swoim życiem. Kiedy już przeszedł całą drogę od "parkingowego" pod londyńskim teatrem, poprzez średniej miary aktora do dramaturga najwyższej klasy, do sprawnego reżysera i do współwłaściciela potężnego teatru - czyli osiągnął wszystko, wtedy powiedział: dziękuję uprzejmie. Jest rok 1612 - Szekspir zbiera manatki i wraca do Stratfordu. Może to jego odpowiedź na pańskie pytanie...

Zatrzymajmy się przez chwilę przy "Makbecie". To sztuka o władzy, bliska kronikom, tak przynajmniej jest często interpretowana. Pan napisał o tej tragedii, że nie mówi ona o mechanizmach władzy, ale o Każdym, o egzystencji człowieka, o całości jego doświadczenia.

- Wystarczy przeczytać potwornie mroczny monolog Makbeta z V aktu: "Ciągle to jutro, jutro i znów jutro. (...) Życie jest tylko wędrującym cieniem" - monolog o życiu jako "powieści idioty". Monolog wstrząsający mnie głębiej niż "Być albo nie być" Hamleta, bo tamten jest monologiem inicjalnym; takie pytanie zadaje sobie każdy młody człowiek. Później Szekspir w IV akcie "Hamleta" stawia pytanie: "Czymże jest człowiek, jeśli nie tylko żarciem i piciem?". Dojrzał tragicznie do niego... I w końcu dorosły człowiek u kresu - Makbet - z rozpaczą spogląda wstecz. Dla mnie "Makbet" jest wielką tragedią egzystencjalną. Ale grać go przecież można i grywa się bardzo różnie. Choćby jako człowieka samotnego albo zakochanego, którego wykreowuje żona. Lady Makbet można grać jako ohydną zbrodniarkę, ale niektóre wielkie aktorki (jak choćby Modrzejewska) bronią jej. Może to ona powinna powiedzieć ów finałowy monolog... Gdyby wcześniej nie zwariowała, a zwariowała, bo to całe doświadczenie przerosło jej wytrzymałość. Obydwie te postaci wydają mi się szczególnie wstrząsająco oddawać najstraszliwsze mroki labiryntu, przez jaki musi przejść człowiek.

Czyżby Szekspir był jednoznacznym pesymistą?

- To wcale nie jest dla mnie jednoznaczne. Jednak w wielu tekstach konkluzja jest wyraźna - ujmując rzecz najbardziej prymitywnie: że lekko nie jest, ale żyć warto. Na pewno nie jest Szekspir łatwym optymistą. Nawet w komedii "Wieczór Trzech Króli", kiedy Orsin zgadza się poślubić Violę, tak brzmią słowa jego oświadczyn: "Zwalniam cię z pracy, będziesz żoną". Czy to oświadczyny, które zapowiadają wspaniałość tego związku? W każdym razie Szekspir wie, że świat jest potworny, a człowiek niezmiernie skomplikowany; i że jedno i drugie jest fascynujące.

Odnoszę wrażenie, że "Makbet" jest sztuką, która swoją strukturą i budową postaci stwarza wyjątkowo szerokie pole do licznych, bardzo często sprzecznych interpretacji. Makbet - morderca, ale i bezwolny człowiek, Banko - może nie tylko ofiara, lady Makbet - krwawa morderczyni czy kobieta-powój, Dunkan - szlachetny monarcha czy okrutny tyran, manipulator, któremu słusznie Makbet zadaje śmierć.

- Także w Malcolmie drzemią takie pokłady potencjalnej krwiożerczości, że gdyby inaczej ułożyły się okoliczności, to on może by zastąpił Makbeta. To są właśnie te genialne luzy interpretacyjne Szekspira.

Nie mogę nie zapytać o "Hamleta", najważniejsze dzieło Szekspira, utwór, który jest kosmosem.

- O "Hamlecie" wolałbym nie mówić. Ta materia jest tak ogromna, że nie chciałbym się wymądrzać. To dzieło stwarza wręcz nieskończone możliwości interpretacyjne i bodaj nade wszystko właśnie na tym zasadza się jego genialność. Wybitny krakowski aktor i pedagog Eugeniusz Fulde mówił studentom, że owszem, można "Hamleta" wystawić na strychu, na golasa etc., czemuż nie. Tylko trzeba wiedzieć: co to ma znaczyć i po co się go wystawia. Oto tajemnica podejścia do "Hamleta".

W monografii "Szekspir i Wielki Zamęt" napisał Pan, że Szekspir stał się niejako dramaturgiem polskim, że poprzez niego odczytywano meandry polskiej rzeczywistości i polskiej historii. Pisze tam Pan nawet o "polskim myśleniu Szekspirem", o "adoptowanym dramaturgu narodowym". Jakie są jego najważniejsze rysy, o ile można dokonać takiej telegraficznej syntezy?

- Krygowałbym się, nie przyznając, iż dla mnie radością i satysfakcją, że tytuł jednej z moich książek - "Myślenie Szekspirem", jak i pojęcie "polskie myślenie Szekspirem", zadomowiły się i stały niemal obiegowymi określeniami zjawiska. To oczywiste - kiedy prześledzić stulecia Szekspira na polskiej scenie i w odbiorze jej widzów - że poprzez dramaturgię i tekst, że po prostu właśnie Szekspirem przez całe pokolenie rozmawiamy i myślimy o sobie. A jakie są jego rysy najważniejsze? Otóż są one najdokładniej takie właśnie, jakimi są rysy kolejnych generacji Polaków - jaka, ulegająca przeobrażeniom, ich mentalność, skala wrażliwości, świadomość samych siebie oraz istoty świata.

Obszerny rozdział monografii "Szekspir i Wielki Zamęt" poświęcił Pan "młodszym głośniejszym" - formacji młodych reżyserów, takim jak Warlikowski, Jarzyna czy Cieplak, którzy weszli na polską scenę w latach 90. To oni w znaczącym stopniu przejęli pałeczkę "polskiego Szekspira", choć nadal od czasu do czasu wystawia coś dość już stary mistrz Maciej Prus. Jak się w tej roli wykazują?

- I Prus, i inni nieco młodsi, i młodsi sporo, i pokolenie zwane "młodszymi zdolniejszymi", które ze szczyptą przychylnej ironii pozwalam sobie nazywać "młodszymi głośniejszymi". Choć głośni bywają może nieco przesadnie, dobrze że mówią głośno - pełnym, bywa, głosem. Dobrze też, że głośno o nich - bo znaczy to, iż także swoimi szekspiriadami dotykają tkanki doznań i myślenia najmłodszych. Oto w sposobach scenicznego ucieleśniania Szekspira zmienia się niemal wszystko. I zarazem nie zmienia się nic w fenomenie polskiego myślenia Szekspirem. Oto w Szekspirowskim lustrze przegląda się pokolenie moich dzieci. Nie mam wątpliwości, iż będzie to zwierciadło równie sposobne moim wnukom.

Dramaturgia to taki rodzaj literatury, którą - poza specjalistami - mało kto czyta ot tak, jak powieści, jak poezję, eseje. Tymczasem Szekspira tak można czytać, a nie tylko oglądać w teatrze.

- Bo może najwspanialszy jest "teatr w fotelu", gdy siada się do lektury dramatu, we własnym pokoju, przy lampie. Nie zawsze teatralna znakomitość tekstu dramatycznego idzie w parze z jego klasą czysto literacką. U Szekspira - i jeszcze paru jego kolegów - wielkość literacka i wielkość teatralna nie poddają się gradacji. Kocham teatr, ale czasem pragnę przymknąć przy lekturze oczy i teatr mieć pod powiekami.

W dziełach Szekspira jest wielka synteza losu człowieka, jego egzystencji. Jest miłość, nienawiść, władza, tragizm, drwina. Wszystko. Dlaczego zatem, choć tworzył w epoce bardzo jeszcze religijnej, na dobrą sprawę brak u Szekspira Boga, problemów religijnych, wiary, choć imię boskie jest często przywoływane, zdarzają się znaki, miejsce i ceremonie religijne, pojawiają się duchowni. Dlaczego jego dzieło jest tak areligijne? Dlaczego u Szekspira nie ma Boga?

- A dlaczego nie ma Boga?

Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Żurowski - ur. 1944 w Drohobyczu. Debiutował w 1965 r. jako krytyk teatralny. Od 1967 do 2001 r. redaktor w Telewizji Gdańsk, kierownik literacki wielu teatrów, profesor Pomorskiej Akademii Pedagogicznej, dr hab. teatrologii. Współtwórca dorocznego festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku, odpowiedzialny za jego repertuar międzynarodowy. Opublikował m.in. "Szekspiriady polskie", "Spotkanie z mitem", "Wieczory popremierowe", "Myślenie Szekspirem", "Hebanowski", "Józef Szajna", "Czytając Szekspira", "Szekspir w cieniu gwiazd", "Szekspir - ich rówieśnik", "Szekspir i Wielki Zamęt". Także autor librett operowych i baletowych, dokumentalista filmowy i autor powieści, m.in. "Fatamorgana". W pięcioksiągu teatrologicznych monografii zawarł dwustuletnie dzieje Szekspira na polskiej scenie.

Na zdjęciu: Andrzej Żurowski i Stanisława Fleszerowa-Muskat w studiu Telewizji Gdańsk, czerwiec 1976 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji