Teatr "dla ludzi"
Sztuka "Dwa" Jima Cartwrighta wystawiona w Teatrze "Wybrzeże" - jako kolejna - wpisuje się w promowane hasło "Teatru dla ludzi". Trochę ma wzruszać, trochę rozśmieszać i... pozostawiać pustkę w głowie. Spektakl broni się jedynie bardzo dobrymi rolami Doroty Kolak i Grzegorza Chrapkiewicza.
Rzecz dzieje się w pubie, do którego przychodzą ludzie, aby utopić swoje smutki w alkoholu, zapomnieć na moment o kłopotach, zabawić się, pogadać, wyrwać z domu, w którym wszystko przypomina o większych i mniejszych problemach. Do pubu przynoszą cały swój wcale niepiękny świat. Zarówno małżeństwo - właścicieli pubu - jak i całą galerię postaci, która przewija się przez bar gra dwójka aktorów - Dorota Kolak i Grzegorz Chrapkiewicz. Dorota Kolak raz jest naiwnym dziewczęciem, które wciąż "kombinuje", jak wyjść za mąż, innym razem starą, zmęczoną kobietą, która opiekuje się ciężko chorym mężem. Jest też żoną sadysty, który ustawicznie się nad nią znęca. Bywa zabawna w roli kobiety uwielbiającej dużych silnych mężczyzn, lecz skazanej na nieśmiałego i wciąż przestraszonego męża. Grzegorz Chrapkiewicz jest przekonujący w roli męża-sadysty zażywającego narkotyki i bardzo zabawny w roli grubasa, spędzającego czas przed telewizorem w pubie.
Galeria postaci, charakterów, psychologiczne powiązania, napięcia, emocje... Wydawałoby się, że na scenie powinno dziać się coś ważnego. Ale wciąż miałam wrażenie, że oglądam rodzajowe "scenki". I to nie jest wina aktorów, którzy zagrali naprawdę, naprawdę dobrze, czy reżysera - Łukasza Czuja, który tę "słodko-kwaśną" "sztuczkę" przygotował. Tekst Cartwrighta co chwilę proponuje banały i oczywistości. Takie jak ten o kobiecie, która w tzw. jesieni życia chciałaby jeszcze "pożyć", a czuje się zmuszona do opieki nad mężem inwalidą na wózku. Cierpi. Nagrodą za kolejny męczący, beznadziejny dzień jest dla niej piwo w barze. Jest zmęczona. Lub ten o playboyu żerującym na naiwności kobiet, który wpada wreszcie w sidła paradoksalnie i naiwnego, i cwanego dziewczątka. Dalej mąż sadysta znęca się nad żoną w każdej sytuacji. Nawet wtedy, gdy ta chce wyjść w barze do "klopa", podejrzewa ją o flirtowanie z facetami. I tak dalej, i tak dalej... I wreszcie - wydumany wątek właścicieli pubu - małżeństwa, które darzy się "trudną" miłością bliską nienawiści. Mocny związek, silne emocje spowodowane śmiercią ukochanego dziecka i niemożnością poradzenia sobie z tą stratą. I po to przez cały spektakl wysłuchiwać trzeba aktów agresji, którymi namiętnie i obficie kobieta i mężczyzna się obdarzają. Jest jeszcze chłopiec (bardzo ciekawy epizod Grzegorza Chrapkiewicza), który przychodzi do baru szukać pijanego tatusia, co... oczywiście bardzo wzrusza właścicielkę pubu.
A dlaczego? Wiadomo, przecież sama straciła kilkuletniego syna. Galeria postaci, charakterów i sytuacji do przewidzenia.
Scenografia Michała Urbana jest prosta. Bar, wysokie stołki, krzesełka, odblask światełek na podłodze, podobny do efektu, jaki daje zwieszona u sufitu srebrna kula. Wszystko utrzymane w czerwieni i czerni, z którą ma korespondować czerwona sukienka Doroty Kolak i czarne ubranie Grzegorza Chrapkiewicza. Wydaje się, że zastosowano tzw. wersję oszczędnościową. Miejsce jednak przypomina bardziej tanią polską dyskotekę z lat 70. niż angielski pub. "Dwa" Cartwrighta to propozycja dla widza, który może się zabawić i odpocząć w sobotni wieczór w teatrze. I nie ma w tym nic złego - pod warunkiem, że teatr proponuje także repertuar dla bardziej wymagającego widza. Takiego, który szuka tam odpowiedzi na ważne pytania. Jakoś nie chce mi się uwierzyć w to, że to już nie byłby "teatr dla ludzi".