Artykuły

Pralnia

CZEGOŚ takiego w Teatrze na Woli chyba jeszcze nie było: w dniu premiery "Pralni" Stanisława Tyma - wystawionej w reżyserii autora, ze scenografią Małgorzaty Treutler - zajęte były wszystkie miejsca, także schodki i przejścia zastawione gorączkowo wnoszonymi krzesłami. Już na wstępie atmosfera była więc wyjątkowa. Z zatłoczonej widowni wiało wspomnieniem legendarnego a unicestwionego STS-u.

Czymże jest "Pralnia"? Zabawnym, zwłaszcza w pierwszej części spektaklem o zupełnie niewesołej wymowie, podtekstach. Spektaklem niejednorodnym, w którym naturalizm miesza się z surrealizmem, groteską, purnonsensem. Spektaklem, który wystawiony przed rokiem byłby tzw. "bombą" - tyle w nim aluzji, tyle porozumiewawczego mrugania do widza. Ale spektaklem nie ze wszystkim Warownym, Jakby przeciętym na pół.

Rzecz dzieje się w pralni. Dziwacznej pralni pełnej strasznych praczek, w której od dawna nic się już nie pierze. Tam, za sprawą praczki Napiórnej (jedna z lepszych ról Barbary Rachwalskiej występującej na Woli gościnnie), zaczyna się przedstawienie - próba odtworzenia dawnego przedstawienia o parcelacji majątku ziemskiego. W przedsięwzięcie wciągają się też jeszcze straszniejsze od praczek ich przełożone na czele z Przewodniczącą (Halina Łabonarska wykreowała ją na postać demoniczno-histeryczno-bezwzględną). Obserwujemy przekształcenie, zafałszowanie autentycznego wydarzenia we wspominanym przedstawieniu, a następnie kolejne ewolucje tego przedstawienia, aż do błyskającej światłami śpiewogry. Jest to niby skrótowa, symboliczna demonstracja przemian kanonu amatorsko-ludowych popisów, a podejrzewać można, te nie tylko amatorskich.

Ale to tylko jedna płaszczyzna znaczeniowa "Pralni". Inna tyczy manipulacji (bardzo to dziś modne słowo, lecz nie znajduję innego) i deprawacji. Jeszcze inna - prawdy.

Wątek prawdy przenika całą "Pralnię", a kulminację osiąga w świetnej scenie między Młodym (Michał Anioł) a Starym (Jan Matyjaszkiewicz rozgrywający tę scenę i po mistrzowsku): w komicznych w kontekście pralniczego wydarzania rozważaniach o Galileuszu, Giordanie Brunie, Curie-Skłodowskiej czy Einsteinie, którym bezwzględna konieczność dochodzenia prawdy kazała żyć w nędzy i płonąć na stosie.

Czy polecałabym "Pralnię"? Tak, oczywiście. Z pewnością warto ją zobaczyć tym bardziej, te rodzimej twórczości z ostatnich lat nie mamy na naszych scenach za wiele. Warto ją zobaczyć także dlatego, że zawiera ona zabawnie podaną cząstkę prawdy o nas. Choć rewelacyjny ten utwór na pewno nie jest i w wielu miejscach można mieć do autora pretensję, nawet jeśli uwzględni się fakt, że "Pralnia" wystawiona wcześniej, brzmiałaby bez wątpienia inaczej. (O to ostatnia pretensja naturalnie nie do Stanisława Tyma!)

W "Pralni" występuje siedemnaście kobiet - siedemnaście charakterystycznych ról, które znajdują na Woli bardzo dobre odtwórczynie. Spośród nich, obok jut wcześniej wymienionych, na szczególne wyróżnienie zasługują: Zofia Merle (zmianowa), Barbara Horawianka (Kierowniczka bielizny brudnej), Maria Chwalibóg (Kierowniczka bielizny czystej), Barbara Gołębiewska (Magazynierka) i Krystyna Chmielewska (Zielisko). Dobre aktorstwo to jeszcze jeden z powodów, dla którego warto się do Teatru na Woli wybrać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji