Artykuły

Homoseksualizm w sztuce

- Trójmiasto ma problem z instytucjami kulturalnymi. Wiele z nich ma tradycyjny wymiar, są konserwatywne. Te tendencje są zaaprobowane w wielu miejscach, w tym w Teatrze Wybrzeże. Myślę, że są to często instytucje słabe - mówi Ewa Graczyk, dyrektor Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego.

Piotr Sobierski: W trójmiejskich spektaklach ostatnich lat, jeżeli już homoseksualizm w ogóle się pojawia, to jest to mężczyzna, gej. Postać, która posiada bagaż negatywnych cech. Mam wrażenie, że zapomina się o kobiecie.

Ewa Graczyk: Kilka lat temu były "Monologi waginy". To był dobry, kobiecy spektakl, traktujący na równi homoseksualistki i heteroseksualistki.

Mówienie o lesbijkach jest w ogóle piekielnie trudne. To problem kobiecej seksualności, która zaczyna się wydobywać na powierzchnię dopiero teraz. Przez cały XIX wiek, i pierwszą połowę XX w wielu miejscach sztuki i literatury myślano, że homoseksualności kobiecej nie ma. Kobieta odpowiada na pożądanie mężczyzny i jest obiektem seksualnym, ale własnej seksualności nie ma.

Z czego to wynika?

- Dzisiaj gdy mówi się o homoseksualności, to zawsze jest ona sprzężona z naszym porządkiem kulturowym, który jest porządkiem patriarchalnym.

Nie ma w gruncie rzeczy analogii pomiędzy sytuacją geja i lesbijki. W skrócie mówi się tak: geje są skandalem, nie powinno ich być, a lesbijek nie ma, są niewidzialne. Ten punkt wyjścia powoduje zupełnie inne dalsze konsekwencje. Skandal jest straszny i wywołuje dla mężczyzn gejów różne problemy, realne zagrożenia. Wiadomo, że akty przemocy częściej zdarzają się wobec mężczyzn homoseksualistów. Ale niewidzialność też ma swoje straszne skutki, właśnie takie, że kobiecych reprezentacji nie ma albo jest bardzo mało.

Homoseksualizm w sztuce w Europie Zachodniej to rzecz powszechna. Nie budzi większych emocji, negatywny odbiór tych wydarzeń jest zjawiskiem niezwykle rzadkim. Społeczeństwo dojrzało do tego aby nie łączyć sztuki/kultury z polityką/ideologią?

- Ja bym tego tak nie stawiała. Powiedziałabym, że dzisiaj przeżywamy taki nowy okres w którym rozumiemy, że sztuka i polityka bardzo się ze sobą łączą. Wiele nurtów sztuki nigdy nie przestało wiązać się politycznie. Albo przynajmniej teraz rozumiemy, jak bardzo trudna jest zupełna apolityczność.

Ogromne znaczenie mają nurty kontrkulturowe, związane z mniejszościami, z różnego rodzaju myśleniem lewicowym w sensie jak najszerszym. Chodzi o przemyślenie sytuacji mniejszości, wykluczonych, marginalizowanych, stygmatyzowanych.

W Polsce te przemyślenia pojawiły się dopiero w ostatnich latach.

- Wiązałabym to z naszą niewolą peerelowską. 20 lat niepodległości to bardzo mało. Różne tematy, które na zachodzie były poruszone od czasów powojennych u nas były zapuszkowane, zamrożone. Te wszystkie dyskusje teraz pospiesznie przerabiamy. One istniały w PRL-u, ale były tłamszone, spychane do podziemia przez władzę, która rządziła sceną dyskusji. Teraz to wszystko spadło na nas. Bez żadnego porządku chronologicznego.

Jak się porównuje rytm świata zachodniego i postkomunistycznego to są to dwa różne rytmy. Teraz przerabiamy w bardzo pospieszny sposób całą dyskusję dotyczącą homoseksualizmu, antysemityzmu, rasizmu. Całej tej niechęci, czy wręcz nienawiści do mniejszości.

(...)

Homoseksualizm w murach państwowej instytucji jest nadal nie do pomyślenia.

- Nieprzerobione sprawy spowodowały, że duża część różnych środowisk nadal ma obraz normalności sprzed II Wojny Światowej. Po 89 roku bardzo wielu ludzi kultywowało mit Polski sprzed 39 roku. Kraj był wówczas szalenie tradycyjny, z silnym kościołem katolickim. Na poziomie mentalności współrządziła endecja.

Po 89 roku ci wszyscy bardzo tradycyjni ludzie związani z kościołem, prawica, która za PRL-u nie miała możliwości wypowiadania się próbowali wrócić do tamtych poglądów. Nigdy nie przypuszczałabym, że można wyciągnąć z lamusa te poglądy. To się nie mieści w głowie, że można aż tak do tamtych spraw wrócić. Tak bardzo cofnąć się.

Wydarzenia idą do przodu, całkowity powrót nie jest chyba możliwy.

Matka w domu, kuchnia, kościół, dzieci i pracujący mężczyzna. Tego nie udało się przeprowadzić bo jednocześnie nadciągała myśl z Zachodu, w tym feministyczne i gejowkie ruchy. Zrobił się kocioł bo ta tradycyjna strona przestraszyła się tego ruchu, rozpadu "my", tradycyjnego szczęścia i Soplicowa.

Gdzie na tej mapie jest Trójmiasto? Czy nie jest jednak tak, że zostaliśmy w tyle? Kraków, Warszawa ma Warlikowskiego i Lupę. W Szczecinie powstaje musical "Rent" poruszający temat homoseksualizmu i transseksualizmu.

- Trójmiasto ma problem z instytucjami kulturalnymi. Wiele z nich ma tradycyjny wymiar, są konserwatywne. Te tendencje są zaaprobowane w wielu miejscach, w tym w Teatrze Wybrzeże. Myślę, że są to często instytucje słabe.

Natomiast jest też bardzo ciekawe, że to Trójmiasto jest miejscem bardzo żywych ruchów partyzanckich.

Działam w wielu organizacjach mniejszościowych i feministycznych, uczestniczę w imprezach i wydarzeniach Krytyki Politycznej czy KPH. Widzę, jak bardzo żywy i prężny jest to ruch. Tylko, że są to małe grupki.

Można powiedzieć, że w Trójmieście mamy okropne wojsko regularne, natomiast świetnych partyzantów. Tylko że możliwości walki leśno-ulicznej są ograniczone. Tymczasem Teatr Miejski w Gdyni wystawia "Beztlenowce". Świetnie, ale to jednak teatr bardzo cofnięty w czasie.

To obawa twórców? Czy może brak zapotrzebowania na tego typu tematy?

- W wielu miejscach jest zła tradycja. Żeby zmienić położenie instytucji, trzeba by dokonać radykalnych zmian, łącznie ze zmianami personalnymi na wielką skalę. To piekielnie trudne. Kto miałby tego dokonać? Nie ma ani odważnych, ani takiej możliwości.

Wszyscy mają w pamięci zwolnienie z Teatru Wybrzeże dyrektora Macieja Nowaka, zadeklarowanego homoseksualisty.

- Ja nie byłam z początku wielbicielką jego wielu posunięć. Ale jest paradoks w tym, że usunięto go w czasie, kiedy ten teatr nabrał kształtu, zaczął mieć ręce i nogi, a Nowak nauczył się teatru.

Homoseksualizm w sztuce może i powinien więc pełnić też funkcję edukacyjną?

- Oczywiście, jak najbardziej. To zmienia obraz świata. Myślę, że wszyscy ludzie, którzy wiedzą i mają w swoim doświadczeniu, że świat jest skomplikowany, ludzie są różni, pożądania są różne i odmienność nie jest niczym złym, nie jest nacechowana moralnie, są ludźmi, którzy więcej rozumieją. To ma ogromne znaczenie, aby ten świat był mniej zły niż jest.

Nie tylko aspekt artystyczny, ale i edukacja.

- Wszystkie mniejszości mają ogromny głód reprezentacji, muszą zobaczyć siebie na scenie, w lustrze. To ważne również dla gejów i lesbijek. "On ma ten sam problem co ja, ona jest taka jak ja". To nie tylko kwestia artystyczna, ale i moralna. Pozwala lepiej żyć różnym grupom. Sztuka większość edukuje, mówiąc o tym, że ludzie są bardzo różni i że to nie jest złe. Trzeba nauczyć się z tym żyć. A mniejszości pozwala ukonstytuować swoją tożsamość. W taki lepszy sposób.

Potrafimy rozmawiać o homoseksualizmie? Potrafimy wykorzystać sztukę do rozmowy?

- Tak, na pewno. Dyskusja zawsze odbywa się w chaosie. Tak po prostu jest. Poza tym jakie warunki wstępne musiałyby być spełnione, aby dyskusję podjąć? Rozmowę trzeba zacząć tu i teraz, natychmiast, jakie by te warunki nie były.

* dr hab. Ewa Graczyk - dyrektor Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego, pracownik Zakładu Teorii Literatury. Autorka książek: "Ćma. O Stanisławie Przybyszewskiej", "O Grombrowiczu, Kunderze, Grassie i innych ważnych sprawach. Eseje", "Przed wybuchem wstrząsnąć. O twórczości Gombrowicza w okresie międzywojennym". Feministka, współorganizator gdańskiej manify i koła naukowego Gender Studies.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Na zdjęciu: "Beztlenowce", Teatr Miejski, Gdynia 2010.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji