Artykuły

Szewcy w Lublinie

Teatr im. J. Osterwy w Lublinie nie narzeka na brak publiczności. W ostatnich dwóch sezonach jedyną pozycją, która spotkała się z nikłym zainteresowaniem, była "Mątwa". Konsekwentny w realizacji różnorodnego programu, dyrektor Ignacy Gogolewski zapowiedział kontynuację prób z dramaturgią Witkiewicza. Dla znawców juz klasyka, dla szerokiej publiczności ciągle awangardysty. Tym razem wybór padł na "Szewców". Ostatnią i chyba najwybitniejszą sztukę Witkacego.

Sądząc po wypełnionej widowni, reakcji w czasie przedstawienia oraz długotrwałych oklaskach po zapadnięciu kurtyny, "ten" Witkacy znalazł uznanie lubelskiej publiczności. W czym tkwią przyczny tego powodzenia?

Zapewne w samych "Szewcach", sztuce będącej wizjonerskim - co nie znaczy, że prawdziwym - ujęciem dziejów, w kontekście przemian społeczno-politycznych, dwudziestego wieku. "Napisana prawie pięćdziesiąt lat temu, zuchowała w swojej treści znaki, korespondujące z naszą współczesnością. I stąd jej bliskość dla dzisiejszego widza.

Niemniej "Szewcy", ze wzglądu na warstwę, językową, skojarzenia i odniesienia historyczno-literackie czy filozoficzne, przedstawiają dla masowego odbiorcy wysoki stopień trudności. Reżyser przedstawienia Wowo Bielicki potrafił znaleźć odpowiedni ton, w którym zróżnicowane aspekty dramatu, jego bogactwo, zabrzmiały w zasadzie czysto i przekonująco.

Walnie przyczyniły się do tego scenografia Jacka Kowalskiego i muzyka Wojciecha Trzcińskiego. Już pierwszy obraz po podniesieniu kurtyny zasługuje na brawa. Sajetan Tempe wraz z dwoma czeladnikami tkwią w zastygłych pozach, a ich warsztat szewski otacza pejzaż małego miastecz-ka. Jest w tym coś nie tylko z malarstwa Tadeusza Makowskiego i Marca Chagalla. Jest poetycko-malarski skrót oczekującego nas dramatu. Pejzaż ten zresztą, w miarę rozwoju akcji, nieznacznie, ale widocznie ulega zmianie. Taką rolą spełniają na przykład wyrastające na horyzoncie wieżowce.

Podobną funkcją, wzbogacającą charakter sztuki, odgrywa muzyka. Chciałoby się powiedzieć "muzyczka", gdyby słowo to nie zabrzmiało obraźliwie dla jej autora. Jak zmieniający się pejzaż, kolorystyka sceny, taką rolą spełniają motywy muzyczne. Chociażby te "Ukochanego kraju" Sygietyńskiego, które towarzyszą finałowej scenie.

A aktorzy? W zdecydowanej większości wywiązują się ze swoich niełatwych zadań dobrze. Może nawet więcej.

Niestety, Bielicki wprowadził dodatkową postać, czyli Autora Szalonego, czyli Witkacego. Pomysł być może to i jest, ale czy dobry? Mam wątpliwości. Witkacy wygłasza didaskalia, niektóre kwestie innych postaci, spełnia ogólnie rzecz biorąc rolę entreprenera. W jasności i klarowności tekstu specjalnie to nie pomaga, natomiast znacznie wydłuża czas przedstawienia i gubi jego rytm. To wzbogacenie przedstawienia wydaje mi się pomysłem wątpliwym. Zastrzeżenia te nie odnoszą się do aktora Henryka Sobiecharta, grającego tę rolą. Robił co mógł, aby wywiązać się z zadania, z którego po prostu należało zrezygnować.

Te końcowe uwagi nie zmieniają jednak ogólnej, pozytywnej oceny. Mogło być bardzo dobrze, gdyby Bielicki wyciągnął odpowiednie wnioski z maksymy Witkacego, zamieszczonej w tychże "Szewcach": "Trzeba mieć duży takt, by skończyć trzeci akt". Myślę, że odnosi się to zarówno do dramaturgii, jak i reżyserii. Cnotą tej ostatniej winna być powściągliwość i celność pomysłów, a nie ich nadmiar.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji