Artykuły

Dusza z ciała wyleciała

Wobec teatru Grzegorzewskiego tracą sens określenia "dobry" i "zły".

Od czasu do czasu Grzegorzewski, ostatni z naszych wielkich, którego wciąż fascynuje wiersz w teatrze, zabiera się do czystej poezji. Przede wszystkim do poematów Różewicza. Wiele lat temu zrobił we Wrocławiu słynnego "Złowionego", potem w warszawskim Studiu "Francisa Bacona", teraz "Duszyczkę". To jest najkameralniejszy nurt jego teatru - i chyba najtrudniejszy. Bo Grzegorzewski nie ilustruje wiersza, niczego nie stara się wyjaśniać, ulogiczniać. To oczywiście nie ułatwia odbioru spektaklu. W końcu nie dość, że trzeba śledzić rytm i sens tekstu, to w dodatku należy się poddać równoległemu tokowi scenicznych obrazów równie silnie zmetaforyzowanych. W "Duszyczce" już sama przestrzeń jest metaforą: spektakl grany jest niby w teatrze, ale nie na scenie, tylko w podziemiach, w wąskim korytarzu służącym do transportu dekoracji. Podziemie to królestwo zmarłych. Ze zmarłego bohatera "Duszyczki" wyleciała duszyczka i błąka się po świecie, opowiadając swoje przeszłe dzieje. Wcielił się w nią - przejmująco - Jan Englert. Towarzyszą mu inne duszyczki, nie wiadomo - żywe czy martwe, głównie damskie, wcielone w pięć aktorek. Ale w teatrze nawet martwe musi być żywe, więc duża frajda oglądać kipiącą życiem Annę Chodakowską, Beatę Fudalej czy Magdalenę Warzechę. Niżej podpisana nie po raz pierwszy zgłasza podejrzenie, że wobec teatru Grzegorzewskiego tracą sens proste określenia "dobry" i "zły". To fascynujące zjawisko samo w sobie, a co kto zeń w duszy, sercu i rozumie wynosi - to już jego sprawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji