Artykuły

Cmentarna psychodrama

Po siedemnastu latach na scenę Teatru im. S. Jaracza wrócił poemat Bolesława Leśmiana "Zdziczenie obyczajów pośmiertnych". Adaptacja przygotowana w 1982 roku przez Bogdana Hussakowskiego była światową prapremierą utworu, który drukiem ukazał się dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych. Inscenizacja, która miała swoją premierę w minioną sobotę, jest niemal całkowicie autorskim dziełem Waldemara Zawodzińskiego, który spektakl wyreżyserował oraz współprojektował kostiumy i dekoracje.

Troje duchów wstaje z grobu, by dokonać rachunku sumienia za zdradę i morderstwo. Żona, mąż i jego kochanka odtwarzają dawne zdarzenia, by uciszyć wciąż niewygasłe namiętności. Cmentarna psychodrama staje się pretekstem do snucia rozważań o istocie miłości i o zdradzie, godnym i pełnym życiu, istnieniu Boga i o nicości.

U Zawodzińskiego świat żywych (widownię) od świata umarłych oddziela drobna czarna siatka, odrealniająca to, co dzieje się na scenie. Za sprawą scenografów (reżyserowi pomagali Ryszard Warcholiński i Barbara Wesołowska) wszystko jest surowe, spopielałe, przykurzone. Boczne światła rzucają niepokojące cienie. W jednej z pierwszych scen aktorzy nicują swe kostiumy - jest to sygnał do wywrócenia na drugą stronę dusz.

Inscenizacja opiera się na znakomitym i nowatorskim pomyśle, aby zdublować uczestników wydarzeń dziejących się w zaświatach. Troje młodych ludzi gra Sobstyla, Krzeminę i Marcjannę z czasów romansu i zbrodni, a troje dojrzałych-aktorów - bohaterów po śmierci. Zawodziński przeplata ze sobą plan dawny i obecny, każe młodym wcieleniom rozmawiać ze starszymi duchami, te same sceny powtarza w podwójnej obsadzie.

Na szczególne słowa pochwały zasługuje finał, którego rozwiązań scenograficznych nie będę zdradzać, aby nie zepsuć widzom przyjemności z jego obejrzenia.

Główny dramat dzieje się między kobietami. Sobstyl jest tylko tłem i pretekstem do ich rywalizacji. Niezwykłe kreacje tworzą Barbara Wałkówna (z godnością przyjmująca zdradę Krzemina) i Irena Burawska (wyciszona, refleksyjna Marcjanna). Dzielnie dotrzymuje im kroku zjawiskowa Monika Badowska (młoda Krzemina).

Duże nadzieje rokuje studentka PWSFTviT Anna Sarna, która zagrała pełną namiętności młodą Marcjannę.

Mimo dekoracyjności postaci męskiej, daje się zapamiętać Andrzej Głoskowski jako słaby, pełen wyrzutów sumienia stary Sobstyl. Najmniej do grania ma wypożyczony z Teatru Powszechnego Krzysztof Janczar. Czyżby w Teatrze im. S. Jaracza nie było już młodych, zdolnych aktorów? A może o wyborze Janczara zdecydowało jego pewne podobieństwo do Waldemara Zawodzińskiego?

Jedynym zarzutem, jaki miałabym do spektaklu, to niezbyt spójny portret psychologiczny Marcjanny, która w młodości była bardzo porywcza, a jako duch jest spokojną staruszką. Zabrakło mi też na scenie trochę napięcia erotycznego. W końcu cały dramat dotyczy miłosnego trójkąta!

Widowisko jest dość przygnębiające w swej wymowie. Nie zmienia tego powiew wiosny docierający na cmentarz. Jednak ze względu na grę aktorów, ciekawą koncepcję reżysera, walory plastyczne i refleksje, do których spektakl prowokuje, ogląda się go dobrze. A jeszcze lepiej słucha, bowiem język poematu Leśmiana - trzynastozgłoskowiec pełen wspaniałych neologizmów oraz soczystych metafor i epitetów - brzmi w uszach niezwykle miło. Tym bardziej że każdy z szóstki aktorów interpretuje go w odmienny sposób.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji