Artykuły

W poszukiwaniu wolności niemożliwej

"Orgia" w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Orgia" Piera Paolo Pasoliniego - najnowsza premiera Teatru Wybrzeże - to spektakl, po którym nikt nie powie "Podobało mi się". Reżyser Wiktor Rubin konsekwentnie i skutecznie wybija widza z utartych przyzwyczajeń.

Dlaczego lubimy chodzić do teatru? Dla wielu z nas wieczorny spektakl to przede wszystkim rozrywka, przyjemnie spędzony czas, może nawet chwila namysłu nad losami bohaterów. Reżyser Wiktor Rubin, przygotowując polską prapremierę "Orgii", zrobił wszystko, aby jego przedstawienie nie spełniało tych oczekiwań.

(...)

Jedną z podstawowych przyjemności widza jest po prostu obejrzenie historii, usłyszenie opowieści, która go zaciekawi. Wiktor Rubin wziął zatem na warsztat tekst Piera Paolo Pasoliniego - twórcy, który z założenia odrzucał tradycyjnie prowadzoną narrację. W "Orgii" praktycznie nie ma fabuły. Rozmowy Kobiety i Mężczyzny (czyli Doroty Androsz i Marka Tyndy) to ciąg luźnych, poetyckich scen, chwilami wręcz manifestów, w których pojawiają się główne obsesje włoskiego dramaturga i reżysera: przedstawienie wolności osobistej jako nadrzędnego prawa i celu człowieka, unieważniającego normy i zakazy społeczne, fascynacja ludzką seksualnością i śmiercią, czy antyreligijność.

Kolejną przyjemnością widza może być identyfikacja z bohaterem, a przynajmniej zrozumienie jego poczynań. W przypadku "Orgii" nie ma o tym mowy. Aktorzy grają w sposób jak najdalszy od psychologizmu, nie tworzą konsekwentnych sylwetek, nie charakteryzują ich indywidualne cechy. Jednocześnie reżyser robi wszystko, by wywołać brechtowski efekt obcości, jak najbardziej zdystansować widza do tekstu, zmusić go do postawy krytycznej, nie pozwolić mu się choć na moment zanurzyć w świecie przedstawionym - przez sporą część spektaklu aktorzy wymawiają jako słowo każdy znak interpunkcyjny czy kierują swoje kwestie bezpośrednio do konkretnego widza.

(...)

W tradycyjnie rozumianym teatrze - jak dowodzą teatrolodzy i kulturoznawcy - widz czerpie przyjemność z podglądania bohaterów. I to podglądania bezpiecznego - w ciemności, z utrwalonym podziałem na widownię i scenę oraz nienaruszalną czwartą ścianą. Oczywiście reguły te dziś notorycznie są łamane, robił to już zresztą wielokrotnie sam Rubin w swoich wcześniejszych realizacjach. Jednak niezwykle rzadko tradycyjny schemat teatralny jest negowany tak konsekwentnie i na tylu poziomach jak w gdańskiej "Orgii".

Zacznijmy od przestrzeni. Na wybrzeżowej Czarnej Sali znika podział na widownię i scenę. Na całej przestrzeni (świetna ascetyczna scenografia Mirka Kaczmarka) porozstawiane są nieregularnie białe kubiki różnej wielkości, służące za siedzenia dla publiczności. Wszystkie sześciany mają przypadkową numerację, zatem widz od razu po wejściu do sali traci część poczucia bezpieczeństwa, bo zostaje rozdzielony ze swoim partnerem/partnerką. Cały spektakl grany jest przy zapalonym świetle, aktorzy, poruszając się pomiędzy kubikami, już naruszają intymną przestrzeń widzów. Ale to nie wszystko - z czasem zaczynają ich dotykać, przytulać, przesadzać z miejsca czy nawet szperać kobietom w torebkach.

Tym samym "Orgia" staje się jednocześnie czymś w stylu eksperymentu socjologicznego. Przez cały spektakl zastanawiałem się, jak daleko są w stanie posunąć się aktorzy w naruszaniu intymności widza. W gruncie rzeczy nie za daleko - przy zdecydowanym oporze "nagabywanej" osoby natychmiast odpuszczali. I szukali innej "ofiary". Paradoksalnie większość z osób na widowni godziła się na narzucone przez aktorów, nieznane im zupełnie reguły gry. Widzowie reagowali w różny sposób; niektórzy nie reagowali na dotyk, inni nawet przytulali i próbowali pocieszyć aktorów.

I tu dochodzimy do sedna spektaklu. Bo podstawowym pojęciem, budującym widowisko (...) Rubina jest kwestia władzy. Na najniższym poziomie władzy konwencji spektaklu, której podporządkowują się zarówno aktorzy, jak i chętnie z nimi współpracujący widzowie. Ci pierwsi są jednocześnie poddani władzy tekstu dramatu - siedzący w kącie sufler ubrany jest w koszulkę z napisem "Ochrona tekstu" i stanowczo, donośnym tonem poprawiał natychmiast każde przejęzyczenie. Na tym poziomie "Orgia" jest przede wszystkim spektaklem autotematycznym, całkowicie dekonstruującym ideę tradycyjnie rozumianego teatru. Lecz tematu władzy trudno nie odnieść do całego naszego życia, gdzie władzę nad nami mają nie tylko inni ludzie, ale wszystkie normy, nakazy i zakazy - zarówno te skodyfikowane w postaci prawa, jak i moralności.

Tytułowa "Orgia" to w tym przypadku wspólne doświadczenie aktorów i widzów, próba złamania i odrzucenia konwencji. Czy to się udaje? Na to pytanie każdy z widzów musi sobie odpowiedzieć sam. Choć wydaje mi się, że przedstawienie Rubina udowadnia raczej - i pomaga sobie z tego zdać sprawę - że wyjście poza normy, poza kulturę i osiągniecie choć na moment wolności całkowitej jest niemożliwe.

Ani odkrywcze, ani oryginalne

Gdańskie przedstawienie wywołuje silne emocje. I to emocje diametralnie różne od typowych doświadczeń teatralnych. Jego twórcom udało się osiągnąć intymny, erotyczny nastrój - budowany także momentami wręcz brutalnie pornograficznym tekstem - bez epatowania nagością aktorów. Jednak "Orgia", pomimo świetnego pomysłu, nie jest spektaklem doskonałym. Mocne środki aktorskie - gwałtowna bieganina i podnoszenie głosu - chwilami wręcz uniemożliwia zrozumienie tekstu. W miarę trwania spektaklu znika też początkowe poczucie zagrożenia, a powtarzane w kółko, podobne do siebie "opresyjne" zachowania wobec widzów stają się przewidywalne i nieco nużące.

Warto za to w "Orgii" zwrócić szczególną uwagę na świetne użycie multimediów. Na wszystkich czterech ścianach sali wiszą monitory. Pozwalają one doskonale wykorzystać przestrzeń pozasceniczną - gdy Kobieta wybiega nagle z sali na teatralny korytarz, jej działania obserwujemy na monitorach dzięki sprzężonej z nimi kamerze, trzymanej przez Mężczyznę. Poza tym niektóre kwestie wygłaszane są wprost do kamery - co sprawia, że widz ma wrażenie mówienia wprost do niego.

Poszczególne rozwiązania, obecne w prapremierowej "Orgii", odkrywcze ani oryginalne nie są. Pojawiały się w przedstawieniach (przede wszystkim) grup niezależnych praktycznie na całym świecie już całe dekady temu. Jednak spektakl Wiktora Rubina w repertuarowym teatrze - szczególnie tak mocno zmierzającym w stronę sztuki bezpiecznej i typowo rozrywkowej jak Wybrzeże - to prawdziwy powiew świeżości.

(...)

Całość: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji