Artykuły

Festiwal bez konkursu

III Festiwal Teatrów Muzycznych w Gdyni. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Niemal do ostatniej chwili ważyły się losy tegorocznego Festiwalu Teatrów Muzycznych w Gdyni. Zastanawiano się, czy się godzi organizować tak lightową imprezę praktycznie nazajutrz po narodowej tragedii i powszechnej żałobie? Odpowiedzi udzieliła publiczność, która przez wszystkie dni wypełniała widownię Teatru Muzycznego. Cóż, gdy dobiegają końca uroczystości pogrzebowe, zaprasza się żałobników na stypę, na której już nie roni się łez, a nawet można sobie pozwolić na wesołość. Czymś takim stał się III Festiwal Teatrów Muzycznych. Dobrze, że się odbył, dobrze też jednak, że organizatorzy taktownie zrezygnowali w tym roku z formuły konkursu.

Słowo festiwal w nazwie imprezy może mylić. Gdyńskie spotkania polskich scen muzycznych to raczej przegląd tego, co aktualnie mają one w swojej karcie dań. Nie wszystkie zresztą na festiwal przyjeżdżają. W tym roku nie pojawiły się Lublin i Poznań. Warszawska Roma pokazała swoją klasę na pierwszym festiwalu, na kolejnych już się nie pojawia, bo koszt przeniesienia jej spektakli przerasta możliwości budżetu kulturalnego nawet Gdyni. To duża strata dla festiwalowej rywalizacji.

Pod nieobecność Romy i przy przeciętnym poziomie pokazanych przedstawień tegoroczny festiwal przypominał Wyścig Pokoju z czasów, kiedy startował Ryszard Szurkowski czy - z bliższych nam czasów - Tour de France, rozgrywane pod dyktando Lance'a Armstronga. Najpierw lider, potem przerwa, potem peleton. Czyli - najpierw gdyński Teatr Muzyczny, potem przerwa, potem pozostałe teatry.

Gdyńska scena wstawiła do programu festiwalu swoją najnowszą produkcję, musical "Lalka" [na zdjęciu] według powieści Bolesława Prusa, wyreżyserowany przez Wojciecha Kościelniaka. Na tle innych przedstawień reżyserska robota Kościelniaka świeciła tym jaśniejszym światłem. Spektakle muzyczne w Polsce, jeśli przyjąć, że gdyński festiwal dobrze to pokazuje, można by podzielić na dwie kategorie. To albo teatr z wstawionymi piosenkami i tańcem (gościnnie pokazany spektakl "Tango Piazzolla" krakowskiego Teatru im. Słowackiego), albo tańce i piosenki z wstawionym teatrem ("Romeo i Julia" teatru Studio Buffo w Warszawie). Wojciech Kościelniak tworzy coś innego - integralne widowisko, w którym wszystko ze sobą gra. To samo dałoby się zresztą powiedzieć o jego "Operze za trzy grosze", wyreżyserowanej we wrocławskim teatrze Capitol, która zrobiła furorę na ubiegłorocznym festiwalu. Wygląda na to, że Wojciech Kościelniak staje się osobną instytucją w polskim teatrze muzycznym.

Pozostałe spektakle można by komplementować za to czy tamto, ale trudno komplementować tegoroczny przegląd za "średnią festiwalową".

Owszem, Magdalena Piekorz, laureatka filmowych Złotych Lwów w Gdyni w 2004 roku, pokazała w "Oliverze!" Teatru Rozrywki z Chorzowa, że porozumiewa się z dziecięcymi wykonawcami, ale jej widowisko niewiele się wznosiło ponad poziom spektaklu dla dzieci na przedpołudniowych seansach. "High School Musical" Gliwickiego Teatru Muzycznego to kilka wyrazistych ról, ale dużo gorzej było ze scenami zbiorowymi. Z "Romeo i Julią" teatru Studia Buffo było odwrotnie. Co prawda wymyślanie nie wiadomo jakich efektów kończyło się czasem tak jak w finale, kiedy z całej baterii fajerwerków odpalił tylko jeden, ale niektóre sceny zbiorowe były naprawdę świetne. Tak, tylko ta para głównych wykonawców...

Litanię na "tak" i na "nie" można by prowadzić dalej, przez wszystkie festiwalowe przedstawienia.

Dotyczy to również "Hair" teatru Capitol. Reżyserujący słynny musical Konrad Imiela postanowił odtworzyć na scenie klimat hippisowskiej komuny i jest tego całkiem bliski. Aktorzy są wyluzowani, bez przerwy wchodzą w kontakt w publicznością, spacerując np. między fotelami i każąc się głaskać po włosach albo samemu głaszcząc widzów po fryzurach. Na Festiwalu Teatrów Muzycznych nagradzane są nie spektakle, tylko role. W tym roku zrezygnowano z konkursu i profesjonalnego jury, ale nie zrezygnowano z plebiscytu publiczności. Najwięcej głosów zdobyła w nim aktorska para z "Lalki", Renia Gosławska i Andrzej Śledź. Na festiwalu było też kilka innych udanych ról, choćby podwójny występ Tomasza Steciuka w "Romeo i Julii" i w "Oliverze!".

Publiczność była spektaklami zachwycona, nagradzając je często owacjami na stojąco. Na wyrost, ale jej coroczny entuzjazm jest budujący. Tak samo jak tabuny młodzieży. To właśnie na teatrze muzycznym młodzi uczą się teatru w ogóle. Już choćby z tego powodu warto traktować go serio.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji