Artykuły

Z Teatru Ziemie Pomorskiej "On i kinomanki"

Komedja w 3-ch aktach Kazimierza Wroczyńskiego, reżyserja Stanisława Milskiego, dekoracje Witolda Małkowskiego.

Komedja "On i kinomanki" niewątpliwie należy do najlepszych komedyj polskich stworzonych w ostatnim czasie. Jest ona świetną satyrą na kinomanję, która opętała niemal cały świat z płcią słabą, piękniejszą na czele. Jednocześnie wyśmiane są dokładnie wszystkie, często prawdziwe, ujemne cechy naszych sław filmowych. Jedną wadą techniczną sztuki jest to, że niekiedy djalogi zmieniają się w zbiór monologów przydługich wygłaszanych na zmianę. Ale reżyser potrafił opanować wszystkie trudności i niejako zatuszować drobne niedociągnięcia.

Treść sztuki jest następująca: Znany amant filmowy, przystojny i zarozumiały, zdobywca serc niewieścich na ekranie i nie szczęśliwa ofiara zachwyconych nim pań z całej niemal Polski, p. Dolmen recte Aga pit Brukiew wyjeżdża do ustronnego pensjonatu lecznicy "Helios", aby odpocząć od ataku natrętnych przedstawicielek płci pięknej, które męczą go bez przerwy nocami i dniami. Jednocześnie pragnie zdobyć serce swej sekretarki zarobkującej w ten sposób podczas wakacyj.

Na Dolmena poluje także gwiazda filmowa Ira Miavalli, która zręcznie puszczoną plotką o zdolnościach męskich p. Dolmena potrafi uderzyć i w swoje rywalki i podrażnić mężczyznę. Zakończenie wszystkiego to happy end, nakazany we wszystkich przygodnych komedjach, Miavalli zdobywa Dolmena, a jego sekretarka sympatycznego i miłego chłopca.

Przez cały czas komedjopisarz hula sobie po umysłowości "jego" świetnego artysty amanta i zakochanych w nim kinomanjaczek. I Dolmen w rzeczywistości to tylko serdecznie głupi i nieinteligentny zarozumialec, który podbija bezapelacyjnie niewieście serca swą urodą i śmiesznym pozerstwem.

Z ust jego padają setki słów właśnie w tych miejscach, gdzie najmniej mają sensu. A więc p. Dolmen spontanicznie dziękuje robi sapristi - słodkie oczy i ładuje z patosem pół słownika wyrazów obcych w jedno zdanie.

Przedstawienie "On i kinomanki" było, zdaje się, debiutem reżyserskim i aktorskim p. St. Milskiego i było debiutem bardzo udanym. P. Milski popisał się jako reżyser, jak też w roli studenta i juhasa.

Szczególnie na uznanie zasługuje reżyserja, utrzymanie bardzo szybkiego tempa, starannie podkreślone momenty efektowne, wyzyskanie niemal wszystkich możliwości jakie daje sztuka. Reżyser jak już powiedzieliśmy umiał zręcznie zasłonić braki techniczne sztuki, nie pozwolić na przerwy, i utrzymać przez cały czas nastrój.

Jako artysta p. Milski był niezrównany. Wykonał swą rolę z wielkim temperamentem, inteligentnie grając studenta i cudownie mówiąc po góralsku. Nie trudno w roli jego wpaść w szarżę, ale do tego nigdy nie dochodziło. A przytem p. Milski wcale nienajgorzej śpiewa jak na komedję i tańczy.

Zresztą niemal o całym zespole można powiedzieć, że zgrany był świetnie i niedociągnięć nie wykazywał. Wszystkie role dawały szerokie pole do popisu i zostały w pełni wykorzystane.

P. Surzyński w roli Dolmena był kapitalny. Słodkie spojrzenia, pełne rozmarzenia, wściekłości i pewności siebie świetnie harmonizowały z pompatycznemi rucha mi i gestami. Sposób wypowiadania serdecznych głupstw był niemniej rozśmieszający, jak i rozczulający. Tak rozczulał ten poziom umysłowy jakim autor obdarował p. Dolmena. Warunki zewnętrzne setnie p. Surzyńskiemu pomogły. Złośliwi twierdzą, że mimo poziomu intelektualnego, odtwarzana przez niego rola zachwyciła piękne panie i gotowe były zgodzić się na tak przystojnego.

P. Doree nie mogła wiele pokazać, ponieważ udział jej potraktowany był w stosunku do jej zdolności, nieco po macoszemu, a z drugiej strony charakteryzator bardzo skutecznie postarał się o zeszpecenie ładnej twarzy czarną peruką. Jej nosowy ton, zalotność, jak cała gra były dobre.

P. Łukowska, bardzo milutka także stanowi cenny nabytek dla Teatru. Z wdziękiem, nieco dziecinnie, co traktować trzeba w tym wypadku jako zaletę, stworzyła sympatyczną postać studentki - sekretarki nieczułej na zaloty sławnego matołka.

Trzy panie: Małkowska, Zbierzowska i Bracka podzieliły między siebie trzy dzielnice Polski, mianowicie: Poznańskie, Małopolskę i Kresy, skutecznie i efektownie akcentując wszystkie dziwolągi językowe z całej dzielicy. Przytem trzy panie świetnie wyładowały swój cały różnolity zapas zdolności kobiecych.

Bardzo starannie i doskonale dopasowane dekoracje p. Witolda Małkowskiego. Cała komedja przedstawiła.

Cała komedja pozostawiła niezmiernie miłe wrażenie, komedja aktualna, inteligentna i dobrze wykonana. Szkoda tylko, że sztuka nie była dostatecznie znana i dlatego publiczności nie przybyło zbyt wiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji