Artykuły

Szyldkretowy grzebień

komedja w 3 aktach Ryszarda Kesslera. Występ gościnny Władysława Waltera w Teatrze Ziemi Pomorskiej

Naprawdę trudno wyjaśnić, dlaczego wprowadzono tę komedyjkę na scenę toruńską? Reklamy głosiły, że wybrano ją dla p. Waltera, a wieści zakulisowe - że teraz pójdzie repertuar "pod Waltera". Otóż, żeby rozwiać złudzenie zupełnie jasno napiszę, że p. Walter nie powinien szukać szczęścia w komedjach salonowych, bo nie nadaje się do tego, bo inny jest rodzaj jego talentu. A więc p. Walter nie tłomaczy wyboru.

Powrót do komedji salonowej od czasu do czasu nie zaszkodziłby, ale tego rodzaju komedyj należy szukać w literaturze francuskiej, polskiej lub ostatecznie wiedeńskiej. P. Kessler ma zbyt ciężką rękę, prowadzi akcję jak po grudzie, sądzi się na sytuacje, które robią się przez to mocno naciągane i nudzą zamiast bawić.

Bo o cóż chodzi? P. Femming nudzi się na wywczasach letnich, chciałby się nieco zabawić i poflirtować, chociaż ma ładną żonę, a jest dopiero półtora roku po ślubie. Nadarza się sposobność jak wymarzona, p. Wahrendorf, manekin reklamowy, musi zjawiać się wszędzie w przepięknych tualetach, by ściągać klientelę dla swej firmy, musi być bardzo uprzejma, a nawet zalotna. Schwyci się na tę wędkę p. Flemming, oznaczy spotkanie, ale wszystko zepsuje mu żona, która podchwyci sytuację i wciągnie męża w zasadzkę. Po słodkiej schadzce z żoną, zostanie jako alibi grzebień, który znajdzie się w kieszeni p. Edmunda, a ten już nie wypłacze się nawet największem łgarstwem, odpokutuje niezbyt jednak srogo, bo sprawa się wyjaśni; a jednak ten wieczór złudy zostawi najmilsze wrażenie. Niemiłe wrażenie robi tylko p. Wally, która zdradza zbyt wielką chciwość nietylko już pieniędzy, ale nawet władzy. Jako jedyną naukę można wyciągnąć z ostatniego przedstawienia radzę... by nie gasić światła w pewnych momentach a łatwiej wtedy uniknie się zawikłań. P. Wally radzę nie polować na kieszeń męża, ale zawczasu być prawdziwą żona, by znalazł w domu to, czego nie znajdzie w półświatku.

Trudno rzeczywiście z takiej osnowy, przeprowadzonej zresztą, nieraz w długich, dialogach, zakrawających na dydaktyzm i moralizatorstwo, wykrzesać humor, nie udawało się to zupełnie prawie aż do ostatnich scen, które są nieco zabawniejsze.

Nasi artyści wychodzili ze skóry, żeby rzecz uratować. Panie Doree, Małkowska, Zbierzowska i Bracka ubrały się bardzo ładnie i ciągnęły swój los z poświęceniem, godnem lepszej sprawy. Bardzo dobry p.j Surzyński, przejaskrawiał swego Czecha, by jednak dać nieco humoru. Doskonale spisał się p. Ilcewicz, w małej, ale bardzo zręcznie napisanej i postawionej przez artystę roli. P. Łukowska zawsze wdzięczna. Nieszczęśliwy p. Niewiakowski.

P. Małkowski nie pomógł ani wędrującym księżycem ani pływającym statkiem - sztuki to nie uratuje. Jedyna rada pomyśleć o repertuarze zręczniejszym i wystawieniu którejś ze sztuk lekkich, jakie grają w innych teatrach, a jeżeli niema nowych, to nie należy się wstydzić wznowień z naszego repertuaru rodzinnych fars, jeżeli koniecznie o te farsy chodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji