Artykuły

"Djablica"

SZTUKA W 5 AKTACH K. SCHOENHERRA. Premiera

Karol Schonherr należy do wybitnych dramaturgów austriackich. W swej twórczości dramatycznej hołdował takim prądom literackim, jak naturalizm i symbolizm. Silny indywidualizm, zdolność przenikania odwiecznych tajemnic bytu, śmiałość w ujmowaniu pewnych idei, żywioł niesamowitych, jak serce Djablicy, konfliktów psychologicznych - to najcharakterystyczniejsze cechy talentu dramatopisarskiego Schonherra.

Autor "Djablicy" posiada w wysokim stopniu rozwinięty dar "myślenia scenami". Schonherr realizuje swoje pomysły dramatyczne obronną i wprawną ręką. Irracjonalne dążenia i pożądania duszy ludzkiej, podniesione do niezwykłej siły i wyrazu tragicznego sprawiają, że sztuki takie, jak "Djablica" fascynują i wzruszają widzów, budzą ich ciekawość, otwierają przed ich wzrokiem wewnętrznym corazto nowe widnokręgi w tajemniczość życia, na dnie którego mieści się piękno i groza, rozkosz nienasycona i gorycz, upadków moralnych, tragizm poznania rzeczy odwiecznych i ponadludzkich, a jednak zamkniętych w piersi ludzkiej.

W "Djablicy" talent Schonherra zmierzył się oko w oko z fatalizmem duszy ludowej. Pomroczma jest pierwotność tej duszy, lecz w dziwy i tajemnice bogatą, jak sama przyroda.

Rzecz dzieje się w górach. Góry są strome i dzikie. Namętna, gwałtowna, zachłanna ich siła i urok. Nie inne było, być musiało serce góralki, młodej żony starego męża. Cherlaka gruźlika z urodzenia, z profesji krawca a później Przemytnika, znajdującego i uznającego tylko jeden cel w życiu - gromadzenie pieniędzy, a poza tem? Chytre oszustwo oraz kontrabandę sumień i rzeczy tego świata.

Mówi Baudelaire, że "natchnienie przychodzi zawsze kiedy człowiek tego chce, lecz nie zawsze odchodzi na jego życzenie". Tak, pociąg do rozkoszy przywiązuje nas do fatalizmu.

I na młodą, urodną żonę. Przemytnika przyszło natchnienie - miłość, pożądanie miłości młodego Strażnika, chociażby miłość ta unieść ją miała w swym pędzie

Czem jest miłość? Nie, tego pytania nie zadawała sobie młoda żona starego Przemytnika. W niej hulał, syczał i pienił się żywioł miłości, który cudy stwarza i cudów żąda. Miłość Djablicy jest piękna w swych porywach, pragnieniach i tęsknotach, szalona i zachłanna w swych żądzach, lecz posępna w swoim tragizmie.

Przyszło natchnienie miłości na młodą żonie Przemytnika, natchnienie namiętne, dzikie, gwałtowne jak potok górski.

Natchnieniu temu uległ również młody, dumny siłą i urodą życia Strażnik. I wkońcu niesamowitemu natchnieniu miłości, potrzebie kochania, uległ... stary mąż Djablicy. Natchnienie przyszło, lecz nie odeszło. Zostało w chacie Przemytnika, w sercu jego młodej żony. Każde nowe uczucie, każda westchnienie, każda nowa myśl - to w sercu Djablicy przypływ świeżej krwi; krwi gorącej, pożądającej siły męskiej; krwi zachwyconej dojrzewaniem uczuć i uścisków tamtego - młodego Strażnika.

Mąż stary - nie wydał potomstwa. Chytre miał on serce dla ludzi, czułe dla pieniędzy, dla rzeczy, które są wtóme, bo na początku była miłość, było pożądanie miłości dla miłości. Tak czuło serce Djablicy. Dla tej odwiecznej, dzikiej namiętnej miłości niech się dopełni puchar życia - rozkoszą. Serce Djablicy, zbłąkane w pożądaniach, nie mogło się już cofnąć. Uczucia rozlały się w potok rwący. Jego wiry uniosły serce młodego Strażnika, który w objęciach młodej góralki zamienił się w żywioł niszczący przeznaczenia. Zabiją Przemytnika, byleby byli wolni i szczęśliwi. Czuli opętanie szczęścia odwzajemnionej miłości. Zabija.... byleby pozbyć się lęku, że szczęście mogą utracić.

Tam na stromej skale, w chacie Przemytnika rozegra się ponura tragedja, której początku ani końca nie znają - Djablica i młody Strażnik. Zginie stary Przemytnik, ale u stóp Djablicy legnie drugi trup - Strażnika.

Wczorajsze jego struchlałe sny i pożądania milczą. Pożegnał Djablicę, ale tylko poto, by na nowo paść ofiarą jej urzekającego uroku. Nie, Djablica Strażnika posiędzie, zdobędzie go, pognębi i upokorzy zabójstwem swego męża. Ale mścić się będzie to, co zabite. Młody Strnażnik ugodzi dwa serca - męża Djablicy i swoje własne.

Gdzie jest koniec tej niesamowitej, jakże ludzkiej, arcyludzkiej tragedji? Tego nie wie Djablica. Tego nie wie nikt. Jej wieczysty głód miłości nie przemienił się w dosyt - szczęścia. Wstaną widma w duszy Djablicy. Lecz jakie? Ekspiacji czy nowych szałów i pożądań. Jej pierś dyszy jeszcze uczuciem zemsty, a może uczuciem nowego głodu miłości.

Gzem jest miłość? Potrzebą wyjścia ze siebie. Djablica wyszła ze siebie... w objęcia nieubłaganego przeznaczenia. Powiedział ktoś, że krążenie ludzi koło siebie jest podobne do krążenia koło siebie gwiazd, jest równie samotne i równie związane. Djablica była cicha, jak otchłań nieba, dopóki życie nie wstrząsnęło jej uczuć, gorącym żarem pożądań. Lecz przyszło natchnienie miłości i Djablica stała się, jak upał południa namiętna, gwałtowna, gorąca...

Po zbrodni oczy Djablicy ujrzały otchłań daleką, bezdenną. Czy, oczy te będą jeszcze palić... i zabijać życie? Skończony dramat Sohonherra, ale dramat duszy ludzkiej jest nieskończony. Wieczność snuje tego dramatu nową fabułę, nową akcję, z pokolenia w pokolenie...

A teraz, jaką była gra artystów?

Materjał psychologiczny najprzedniejszego gatunku. Artyści musieli zdawać sobie sprawę ze znakomitej zwięzłości, ruchliwości i plastyki scen. W "Djablicy" pieni się żywioł poezji dramatycznej. Proza Schonherra utkana z odurzających kwiatów uczuć i krwi przeżyć. Ta proza ma swoją wzniosłą grozę, swoje głębie, swoje uroki i swój mrok tajemnic.

Jestem przekonany, że artyści grali z dużą ambicją pokonania licznych trudności. Nie wykazali jednak wszystkich najistotniejszych, wartości sztuki, jakie złożone są w jej jasnej, jędrnej i burzliwej akcji. Mimo to gra ich stała na wysokim poziomie.

Djablicy p. Wandy Zbierzowskiej zbywało niekiedy na temperamencie i sile dramatycznej. Wartkie falowanie liryzmu w ujęciu roli było widoczne; nie psuło ono jednak psychologicznej prawdy, jaką odznaczała się realistyczna linja gry artystki. Oszczędność w gestykulacji oraz większe skupienie środków ekspresji dramatycznej byłyby w rezultacie stworzyły doskonalą postać Djablicy.

P. Władysław Surzyński w roli Sttoraźnika wtajemniczał nas w arkana swego talentu. Stworzył kreację śmiałą, niekiedy zdobył się na głębokie tony interpretacji roli dobrze pojętej i wystudjowanej. Efekty gry w aktach IV i V znakomite.

W roli męża Djablicy wystąpił p. Stanisław Milski (reżyser). Kreacji p. Milskiego uważam dramatycznie za problematyczną. Artysta konstruował postać Przemytnika na chłodno. (Scena zapisu domu. W scemie tej świetna była p. Zbierzowska). W dwóch ostatnich aktach zawodziło p. Milskiego głębsze wyczucie idei tragicznej dramatu. Lecz mimo wszystko, artysta stworzył Przemytnika o dużej skali prawdopodobieństwa, w dobrej charakteryzacji. P. Milski grzeszył głosem niesłyszalnym.

Schonherr domaga się od aktora pomysłowej i twórczej interpretacji. On sam chwyta istotę ludzką za korzenie. Kompromisów ze sceną i aktorem nie uznaje. Trzeba pamiętać, że w "Djabilicy" gra aktorów uwarunkowana jest opanowaniem konstruktywnej intuicji scenicznej autora.

Dekoracje p. Małkowskiego, utrzymane w tonie naturalistycznym, wiązały się dobrze z charakterem utworu, słowem i grą aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji