Artykuły

Stary piernik z niebieskiemi migdałami

Rad jestem bardzo, ilekroć mi wypadnie, choć na kilka godzin wpaść z wizytą, do grodu piernika i Kopernika. Mam wtedy zawsze wrażenie, że przybyłem w odwiedziny do bardzo dobrych i bardzo pięknych pradziadków. Piękno Torunia bowiem - to piękno starości. Gdy tu się znajdę, - między wspaniałym starcem-ratuszem, między sędziwym a dostojnym św. Janem i nieco od niego młodszym św. Jakubem, i gdy idę z pokłonem do toruńskiej Panienki Najświętszej, Panienki liczącej sobie - sześćset latek z okładem, - wówczas - zapominam o Bożym świecie. Przynajmniej o tym, któremu na imię: Dzień Dzisiejszy. W towarzystwie torunian najstarszych - zapominam nieomal o tych, którzy snują się dziś po ulicach tychże samych, któremi chadzał ongi sam Copernicus Mikołaj. Wspaniała historja miasta przesłania sobą. zupełnie kronikę zdarzeń najmłodszych, spraw i poczynań bieżących.

Ostatnio jednak, Toruń nowy, Toruń dzisiejszy, wziął się na sposób, aby przecież, raz wreszcie, także i na siebie zwrócić nieco uwagę. Postarał cię poprostu o taką, zasłonę, za którą, zniknęły wyniosłe toruńskie pradziadki. Daremnie - zaraz po przyjeździe - wysilałem wzrok, by móc zachwyconem spojrzeniem powitać Pannę Marję i św. Jakuba. Nie zobaczyłem nic prawie. I ratusz i kościoły i bramy miasta zniknęły zupełnie we wczesnym mroku jesiennego przedwieczoru i za woalką utkaną, gęsto z cienkich nitek deszczu.

Chcąc nie chcąc - musiałem tedy zrezygnować z żalem z wizyty u Torunianki najczcigodniejszej i najstarszej, - i pójść na kawę między torunianki najmłodsze - do "Europejskiej".

Tutaj - w nowoczesnem lecz banalnem wnętrzu "europejskiej" kawiarni, daje sobie rendez-vous całe toruńskie towarzystwo. Cała śmietanka, lukier, rodzynki i migdałki - znajdujące się na wierzchu odwiecznego toruńskiego piernika. Pod wieczór - znajdziesz tu chyba wszystkich, którzy nadają ton, szyk i wyraz współczesnemu Toruniowi. Jakżeby tedy w tem towarzystwie nie miało być tego, który stoi na czele wielkiej wytwórni toruńskich niebieskich migdałów. Dlatego "niebieskich", że nie o zwykłe idzie tu smakołyki, ale takie, któremi się karmią ludzie głodni sztuki. Trudno wymagać, aby torunianie karmić się mieli wyłącznie czarem swej architektury. Nie samym piernikiem, choćby najsmakowitszym, choćby toruńskim, człowiek żyje. Sprowadzili sobie tedy torunianie do Torunia takiego cukiernika, któryby im wierzch piernika jak najpiękniej wystroił, polukrował i udekorował. Aby wśród starych murów życie nie płynęło nazbyt monotonnie i bezbarwnie. Aby było czem karmić głodną wyobraźnię w długie, ciemne, pomorskie wieczory.

Tego oto - władcę pomorskich wieczorów, dyrektora Teatru Ziemi Pomorskiej, Władysława Brackiego, spotkałem w tłumie kawiarnianych gości. Więc nuże go prosić, by mi opowiadał coś niecoś o swej ciekawej pracy nad przeobrażeniem szarych, codziennych wieczorów w barwne wieczory artystyczne. Bracki chętnie przystaje na mą prośbę. Ma bo o czem opowiadać. Ma z czego się cieszyć, z czego być dumnym.

Przez te dwa lata istnienia Teatru Ziemi Pomorskiej dokonano niemało. Dano pięćset zgórą przedstawień w Toruniu i ponad czterysta przedstawień na prowincji. Dotarto do najdalszych, gdzieś w ostępach Puszczy Tucholskiej ukrytych, zapomnianych i sennych pomorskich miasteczek i miast. Dotarto do Gdańska, by w warunkach wrogich, W atmosferze nieprzychylnej, zapalać światła polskiej sztuki.

Praca to była uparta, zawzięta, wymagająca ofiar, samozaparcia, poświęceń. Bracki mówi nietylko o zwycięstwach, ale z całą szczerością, przytacza swoje klęski. Nie tai jednak, że robota na nieustanne natrafiająca przeszkody, to właśnie jego żywioł. Żywioł jego młodzieńczych lat. Kiedy to - młody poznaniak - prosto z za kulis Teatru szedł do Wielkopolskiego Powstania. Aż się cały rozpromienia, gdy do tych górnych i chmurnych wraca wspomnień. Ale i o swej pracy na placówce toruńskiej z niemałym mówi zapałem. Z szacunkiem i podziwem podkreśla współpracę zespołu.

Niewielka jest ta jego gromadka, ale dobrana i w pracy okrutnie zawzięta. Dzięki tej pracowitości udało się Teatrowi Ziemi Pomorskiej dać szereg bardzo poważnych sztuk. W ub. sezonie zdołano wystawić: Mazepę, Warszawiankę, Judasza, Przepióreczkę, Głupiego Jakuba, utwory Fredry, Bałuckiego i innych, nie licząc autorów utworów obcych. Niemniej pięknie zaczęto i trzeci rok pracy. Zdołano już wystawić "Wesele" i "Nieboską Komedię".

Rzecz prosta, repertuar poważny przeplata się spektaklami lżejszemi. Publiczność jest przecież tak różna. - Choć, - stwierdza dyr. Bracki z naciskiem, - publiczności toruńskiej należy się pełne uznanie. Umie reagować bardzo żywo na najpoważniejszy nawet rodzaj sceniczny.

... Przez wąskie stare uliczki prowadzi mnie dyr. Bracki do swego teatru. Przepadło w mrokach nocy piękno odwiecznego miasta. Pada przykry deszcz, jest chłodno i smętnie. Ale już za chwilę - z ponurego nastroju jak z głębi mrocznej studni wydobywa mnie czar sceny. Bo na scenie jest młodo, raźno i wesoło. Widownia bawi się doskonale i artyści też, gdyż grają, niefrasobliwą, komedję Chlumberga "Niebieskie migdały". Dyr. Bracki wyraża żal, żem nie trafił na któryś z poważniejszych wieczorów toruńskiego teatru. Ja jednak wdzięczny jestem utalentowanym artystom Teatru Ziemi Pomorskiej i za to, że mi na starym toruńskim pierniku takie świeże i takie niebieskie pokazali "migdały".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji