Artykuły

Farsa, ale jaka!

W podtytule: "teologiczna", w treści błyskotliwie napisana, mądra mądrością autora, dla którego Talmud i Pismo Święte są nieprzebranym źródłem refleksji, zasadą poznawania człowieka i spraw człowieczych. Wedle autora "farsa teologiczna" ma pokazać różne rodzaje miłości: niebiańską, erotyczną i seksualną, nakazując przy tym, w sposób już zupełnie jednoznaczny, kochać nieprzyjaciół swoich jak siebie samego.

W realizacji ZYGMUNTA WOJDANA przesłanie to zostało przekazane z pietyzmem, erotyką, aczkolwiek śmiała (w przedstawieniu występuje naga dziewczyna), to dyskretnie wysublimowana.

Prowadzi ten niezwykły spektakl dwójka aktorów: WŁODZIMIERZ MANCEWICZ (Herzl) i ANDRZEJ IWIŃSKI (Lobkowitz). Niestety, prowadzą do czasu, to jest do przerwy. Ich wyrafinowany, cięty, dowcipny i dyskretny zarazem dialog trzyma widzów w napięciu, każe myśleć budzi głębszą refleksję. Bywa, że nie są to odkrycia ("Najgorsi głupcy to uczeni głupcy'', " Zanim zaczniesz pożądać żonę bliźniego swego sprawdź, czy nie ma owłosionych nóg"), ale nad łagodnym pouczeniem - "Jeżeli nie masz szacunku dla swoich rodziców, zadzwoń do nich przynajmniej raz w tygodniu" - trzeba się, szczególnie dzisiaj, zastanowić.

Niezwykła jest sceneria zdarzeń. KAROL JABŁOŃSKI zaaranżował wnętrze domu noclegowego dla włóczęgów i bezdomnych na dworcu kolejowym w sposób idealnie plastyczny i funkcjonalny. Dziwne rzeczy znajdują się w tym przytułku: jakieś resztki salonowych mebli, kącik "herbaciany", wyrka. Jest centrum Wiednia, obok przepływa Dunaj. Tu, w ciągu niespełna dwu godzin, narodzi się Hitler. Postać tę kreuje w wielkim stylu ANDRZEJ BIENIASZ. Paradoks polega na tym, że tego tyrana i cynika kreuje dwóch dobrodusznych i naiwnych Żydów. Ale ponieważ autor też jest Żydem, trzeba mu zaufać. Chodzi oczywiście o pewien skrót "ponadnacjonalny". chodzi o ujawnienie mechanizmów, dzięki którym kompleksy, ambicje, energia i indolencja znajdują dogodny grunt, na którym wyrasta nieprzeciętny zbrodniarz,

Reżyser i aktorzy przejęli się zasadą autora, sprawnego dramaturga i bystrego znawcy psychiki ludzkiej, że na scenie należy "przemieniać aktorów w ludzi, a nie ludzi w aktorów". Tak się też dzieje. Tabori niczego nie zmyślał, on prześledził wyjątkowo dokładnie młodzieńcze lata Hitlera (który trzy lata spędził w Wiedniu w takim właśnie przytułku), wspomnienia o nim - i napisał groteskę na krawędzi absurdu. Na początku nie wydaje się, że mamy do czynienia z czarnym humorem, rozgrywają się raczej sceny rodzajowe podobne do tych, jakie widzieliśmy u Mrożkowych "Emigrantów". Dopiero w momencie, gdy adept sztuk plastycznych wybiera się na egzamin do Akademii, a Herzl przycina mu wąsy i zmienia uczesanie, dopiero wtedy, gdy Hitler odwraca się do widowni i już jest "najprawdziwszym" Hitlerem, zapamiętanym ze zdjęć i dokumentalnych filmów - na widowni powieje grozą. Ale pierwszym odruchem jest jednak śmiech.

Odniosłem wrażenie, że ewolucja Andrzeja Bieniasza odbywa się w tempie zanadto przyspieszonym. Owszem, zachowana jest ciągłość motywacji psychologicznych; nagromadzenie kłamstw, przebiegłości krętactwa, skłonności do szwindli i w konsekwencji do okrucieństwa, które, podparte kompleksami, muszą wybuchnąć. Rzecz w tym, że wybuchają huraganowo i karykaturalnie, przy czym jest to karykatura nie zamierzona, Nie jest to wina aktora, który zagrał "całym sobą" i ukazał swoje wszechstronne możliwości. Za szybko do tego po prostu doszedł.

Nie uporał się (bo nie mógł się uporać) z zadaniem IGOR POLAK jako Himmlischt, a zadanie dostał ekstremalnie trudne. Rzucił się na nie z całym młodzieńczym zapałem i... przeraził się samym sobą. Słyszałem, że wpadł we frustrację popremierową. co dobrze o nim świadczy, ale czy tak musiało być? Do prawdziwego aktorstwa dochodzi się latami, w których jest miejsce na sukcesy i porażki. Jestem przekonany, że ten młody aktor uwierzy w siebie, jeśli znajdzie opiekuna w reżyserze. KATARZYNA SŁOMSKA natomiast znalazła stosowny klucz do antynomicznej dwudzielności postaci Gretchen. Ale i ona jest lepsza w części pierwszej. Czyżby dlatego, że ma partnera tej klasy co Włodzimierz Mancewicz? Korzystnie prezentuje się DANUTA DOLECKA w roli Pani Tod. W jej wykonaniu Śmierć jest dokładnie tym, co o tym stanie (nie postaci z jasełek) sądzi Herzl.

W sumie: przedstawienie zapowiadało się rewelacyjnie, wniosło nowy powiew do teatru, zabrakło jednak konsekwencji, dramatyczne jęknięcie w części drugiej nie tylko osłabia całość, ale podważa to, co jest w spektaklu cenne. Myślę jednak, że w miarę grania całość nabierze finezji i blasku. Mocną podporą jest w nim muzyka opracowana przez EWĘ KORNECKĄ, co podkreślam nie po raz pierwszy w recenzji z radomskiej sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji