Artykuły

"Z wozem Melpomeny" (I)

W świat z Teatrem Ziemi Pomorskiej. Wzorem Bogusławskiego i Kamińskiego Wielki ilustr. reportaż naszego specjalnego wysłannika

Pragnąc zapoznać szerokie masy społeczeństwa z pracą i życiem Teatru Ziemi Pomorskiej w Toruniu podczas objazdu po Pomorzu, delegowaliśmy specjalnego wysłannika, który chwytać będzie na taśmę reportażu ważniejsze momenty i wydarzenia i podawać do wiadomości P.T. naszych Czytelników. Doceniamy bowiem w całej pełni wagę i znaczenie żywego słowa, płynącego ze sceny, a Skierowanego do serc i dusz społeczeństwa pomorskiego. Propaganda i krzewienie kultury teatralnej stanowi jeden z najbardziej ważkich elementów wychowawczych narodu. Dla tego też wszyscy dążyć powinniśmy, ażeby żywe słowo, głoszone przez artystę polskiego, dotarło do najszerszych warstw społecznych. Realizacja tego zadania przez Teatr Ziemi Pomorskiej wywołać powinna czynną współpracę i pomoc wszystkich organizacyj i warstw społecznych.

Redakcja

I.

W drogę

Wyjazd nasz rozpoczął się pod znakiem 13-ki. Jedni twierdzą, że to data szczęśliwa, inni wręcz przeciwnie. Naogół przeważali optymiści. Faktem jest natomiast, że ruszyliśmy na objazd Pomorza pod znakiem... mrozu.

Punktualnie o godz. 10-tej m. 10 pociąg potoczył się w stronę Golubia. Jedziemy z "Niespodzianką" Rostworowskiego, Piekarski, Zbierzowska, Ippoldtówna, Dąbrowski, Skwierczyński, Czesławska i Pniewski, wszyscy żywo komentują sztukę.

- Chwyci?

- Nie chwyci

- Napewno chwyci!

- A no zobaczymy...

Tymczasem pozajmowaliśmy przedziały ztasowując się jak u siebie w domu. Na wagonie widnieje duży szyld z czerwonym napisem:

TEATR ZIEMI POMORSKIEJ

wzbudzając zainteresowanie rzadkich podróżnych na stacjach w drodze do Golubia, do którego dojechaliśmy bez specjalnych przygód.

Od stacji do miasta czekała nas dwukilometrowa "przechadzka" przez pola. Mróz zwiększa się. Ostry wiatr tnie po twarzy i szczypie w ręce Do przedstawienia jeszcze daleko. Postanawiamy zwiedzić ruiny miejscowego zamku, zaliczającego się do jednego z najpiękniejszych na Pomorzu.

Pod wodzą reżysera, wspinamy się powoli pod ośnieżoną górę. P. Ippoldtówna zjeżdża wdół, za nią Skwierczyński, Piekarski leży jak długi. Wszystkich zgubiły kalosze ślizgające się niesamowicie po śniegu.

Humor dopisuje, choć od rana prócz szklanki herbaty nic nie mieliśmy w ustach. U wrót zamku wita nas sama pani "kasztelanowa" - która za opłatą 30 gr. od osoby służy nam za przewodnika.

Zamek krzyżacki zbudowany w XIII w. robi na wszystkich duże wrażenie. Zdobywamy najwyższą wieżę, skąd roztacza się wspaniały widok na okolicę.

Robimy pierwszą fotkę na wąziutkiej platformie baszty. Nie jesteśmy pewni czy zdjęcie się uda. Pochmurno, ciemnawo, a przy tym ciasno. Od obiektywu dzieli nasze twarze niespełna 1 metr. Ano... spróbujemy...

Na dziedzińcu został p. Piekarski. Trzyma w ręku Orłowicza i studiuje głośno historię zniszczonych murów. Nos mocno mu zacerwieniał od mrozu. Ale mina tęga. Właśnie wlazł odważnie do sali tortur z wieży odezwał się potężny głos Dąbrowskiego:

- Uwaga! "Piekarski na mękach".

Napaśliśmy wreszcie oczy bezkresną panoramą. Schodzimy wdół. Żołądki grają marsza. Pakujemy się społem do "kawiarni z wyszynkiem". Zamawiamy kiełbasę z kapustą i zupę grzybową z kluseczkami. Czekaliśmy na nią godzinę i dwadzieścia minut. Padlina była twarda, a ciasto surowe.

A no trudno. Dziś trzynastego!

Tymczasem o zmroku, personel techniczny wydobywa dekoracje z wagonu przyczepnego. Złożona na cząstki i cząsteczki, wygląda na światło zachodzącego dnia - szara, nędzna izba Szywały. Prawie po omacku platforma dojeżdża do Domu Miejskiego w Golubiu. Lutowa noc nadchodzi szybko. Ciemno choć oko wykol. Część aktorów wraca z konieczności piechotą do wagonu. W powrotnej drodze spotykamy u podnóża zamku jakieś parowy i rowy, niepewne mostki i niespodziewane doły. Zimno dokucza coraz gorzej. Najboleśniej skarżą się panie.

Humor jednak dopisuje wszystkim. To dla sztuki. Eviva l'arte! Teatr Ziemi Pomorskiej idzie naprzód mimo mrozu, mimo fatalnej kiełbasy i surowych klusek, mimo uciążliwych marszów od stacji do miasta. Wszystko drobiazg, byle wieczorem całość wypadła jak najlepiej.

II. Rozpaczliwe warunki

Jesteśmy wreszcie w sali Domu Miejskiego. Wewnątrz panuje nieopisane zimno. W garderobie zaduch spalonej nafty. Cały zespół trzęsie się jak w febrze. Garderobę damską od męskiej dzieli jakiś podziurawiony, ledwie trzymający się na nogach parawan. Piekarski wlazł cały w naftowy piecyk. P. Zbierzowska i Ippoldtówna grzeją się nad pośpiesznie zapalonym prymusem. Największy dramat z przebieraniem. W międzyczasie obsługa techniczna pod wprawnym kierownictwem maszynistów Wrotkowskiego i Łabodzińskiego, montuje scenę.

Zbliża się godzina ósma.

Publiczność napływa tłumnie. Wkrótce sala się zapełnia. Większość widzów a 50 gr. od osoby. Pierwszy dzwonek! Dzwonek drugi...

Piekarski rzuca jeszcze okiem znawcy na całość

- Zaczynamy!

Widziałem "Niespodziankę" w Toruniu z Wysocką. Przy innych niż tu możliwościach, ale to co artyści dali z siebie w Golubiu, przechodzi wszelkie oczekiwania. O, bo nie trudno im było wydobyć z siebie tragizm rodziny Szywałów. Na scenie równie zimno; artyści nie potrzebowali udawać, że ich febra trzęsie, a Dąbrowskiemu gdy się kładł na podłogę w cienkiej koszuli zęby szczękały same niczem szybkostrzelny karabin maszynowy.

Na widowni wrażenie olbrzymie. Sztuka Roztworowskiego wycisnęła nie jedną łzę, bo też zarówno Zbierzowska (matka) jak i Piekarski (ojciec) dali z siebie maximum wysiłku. Wżarli się poprostu w role tak silnie, że przestali być aktorami, zapomnieli, że mają przed sobą widownię, a za sobą kulisy.

Od sztuki odrywali się tylko w koniecznych momentach rozgrzania się nad... dogasającym prymusem. To przywoływało ich do rzeczywistości.

III. Koniec czwartego aktu.

Niemilknące brawa powodują, że kurtyna podnosi się nieskończoną ilość razy. Trudy zespołu nagrodzono chociaż oklaskami.

Teraz dopiero po "Niespodziance" Rostworowskiego zaczęły się niespodzianki innego rodzaju. Niespodzianki, które bez najmniejszej przesady pasują wszystkich na prawdziwych pionierów sztuki i heroldów polskiego słowa.

Przedstawienie skończone. W garderobie artyści pośpiesznie przebierają się. Przed nami ślepa, bezgwiezdna noc uciążliwy powrót do dworca i perspektywa powtórnego czekania bez końca na.... kiełbasę z kapustą, czy inną zupę z niedogotowanymi kluskami.

Sala opustoszała.

Za kulisami pozostał personel techniczny. Kiedy już będziemy spali po znojnym dniu, oni będą się jeszcze tłuc po niepewnej drodze z dekoracjami i rekwizytami. Jutro mieliśmy zacząć z tej samej beczki w Wąbrzeźnie. Na dworze rozszalał się teraz wicher ze śnieżycą.

(Ciąg dalszy nastąpi).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji