Artykuły

Na przekór historii

Teatr Ateneum w Warszawie: MEIN KAMPF Georga Taboriego. Przekład: Danuta Żmij-Zielińska. Reżyseria: Robert Gliński, scenografia: Agnieszka Zawadowska, muzyka: Jerzy Satanowski. Premiera 19 XII 1992.

W jednym z wiedeńskich przytułków dla włóczęgów mieszkają dwaj Żydzi - Herzl i Lobkowitz. Wnętrze noclegowni wydaje się bardziej swojskie i bliższe realiom nędzy ludzkiej niż sceneria dramatów Becketta. Jej mieszkańcy też na coś czekają. Dzień upływa na rozmowach, medytacji, modlitwie, sprzedawaniu książek. Herzl pisze swoją biografię. W sobotnie przedpołudnie odwiedza go nieletnia, zakochana w nim Gretchen. Religia tych ludzi to coś pomiędzy Talmudem i Starym Zakonem a Nowym Przymierzem. Do Wiednia przyjeżdża Adolf Hitler, by podjąć studia w Akademii Sztuk Pięknych. Wkraczając w żydowski świat jako zbędny i nieproszony gość, pada ofiarą dowcipów, cierpkich uwag i ironii. Jest daleki od identyfikowania się z głoszonymi tu prawami. Pogardza w duchu Herzlem i Lobkowitzem. Mimo początkowego zastraszenia i niepewności, już w drugiej części dramatu staje się najważniejszy. Przejmuje władzę w swoje ręce. Czuje się w przytułku tak pewnie i swobodnie, jak Tartufe w domu Orgona. Decyduje i rządzi wraz z grupą posłusznych mu pachołków. Siła i sukces wiążą się z wizytami tajemniczej Pani Tod, z którą w końcu Hitler odchodzi. W przedstawieniu w warszawskim Teatrze Ateneum reżyser Robert Gliński na pierwszy plan wydobywa złożoność relacji Hitler-Herzl. Przybysz z prowincji, wbrew sobie, ulega silnej osobowości Żyda, narzucającego się z usługami i wspaniałomyślnością. Pobłażliwość, a nawet litość wywołują u niego bunt. Przysługi uzależniają. W rubasznych, często sprośnych żartach Żydzi znajdują przewagę nad zawstydzonym młodzieńcem. Imponują mu wiedzą, oczytaniem. Jest w tej relacji Hitler-Herzl coś z nie uświadomionej fascynacji żydowską kulturą, dziejową rolą narodu wybranego. Jednocześnie groźba niepożądanej przewagi, międzynarodowego szlomizmu budzi w Hitlerze strach, panikę wyrażaną piskliwym krzykiem, nienawiść. Scena, w której Herzl (Jan Matyjaszkiewicz) ubiera i czesze wychodzącego na egzamin Hitlera (Artur Barciś), dobrze ukazuje obustronną zależność. Dwa razy "H". Jakby na przekór historii, wbrew przyszłości, to właśnie Żyd stwarza Hitlera. Grzywkę zaczesuje na lewą stronę, przykleja wąsy. U źródeł szaleństwa, obsesji władzy staje ta niepozorna znajomość.

Przywołanie zaledwie kilku szczegółów biograficznych i właściwości postaci pozwala Arturowi Barcisiowi na stworzenie dobrej aktorskiej roli. W ruchach, gestach, w wyrzucanych z siłą słowach kreśli złożoność natury, przyczyny ostatecznego ukształtowania postawy. Na przykładzie zderzenia dwóch kultur i dwóch narodowości zarysowane zostają mechanizmy zachowań, konfliktów, sposobów myślenia. Hitler Barcisia skutecznie się przez nie przedziera. Opanowuje nie kontrolowane początkowo głupstwa, lęki i przeczucia. Zaprowadza porządek w sobie i chaotycznym świecie. Rady i przewidywania Szlomo sprawdzają się. Idea krystalizuje się i konkretyzuje. Hitler ukazany groteskowo, wraz z żołądkowymi przypadłościami i seksualnymi zahamowaniami, mógłby zostać bohaterem jednej z przypowieści Lobkowitza, np. O złym człowieku, który chciał podbić świat. Szlomo Matyjaszkiewicza dotrzymuje mu kroku. Aktor stwarza harmonijną i pełną postać inteligentnego, filozofującego Żyda. Herzl, nie ograniczając się do przesądów, pozostaje jednocześnie wierny żydowskim zwyczajom. Trzeźwy, otwarty umysł pozwala mu na dość sprytne godzenie różnych kultur, żydostwa z chrześcijaństwem. Mein Kampf Glińskiego jest przede wszystkim przedstawieniem aktorskim. W spektaklu postać charakteryzuje postać. Dotyczy to nie tylko relacji Hitler-Herzl. W scenie odwiedzin Gretchen Magdaleny Wójcik wydobywa łagodność, potulność i chorobliwą skłonność do kłamstwa Herzla. Jej uroda i dziecinna naiwność uzupełniają się z brzydotą i życiową mądrością Szlomo. Lobkowitz (Jan Kociniak), aspirujący do rangi proroka, określa po trochu wszystkich. Wewnętrzne powiązania bohaterów to rodzaj gry proponowanej przez autora sztuki i jej reżysera. W drugiej części niektóre postacie wezmą na siebie inne role (bezdomni staną się hitlerowskimi pachołkami, Gretchen - członkinią hitlerowskiej organizacji dziewcząt). Z chwilą przeistoczenia głuptaska w przywódcę także noclegownia - brudna nora z piętrowymi łóżkami, piecykiem, taboretami i wychodkiem - przyjmuje nową funkcję. Będzie ołtarzem, trybuną, placem defilad. Sceny zbiorowe, w których zespół tyrolskich ćwoków uosabia władzę i przemoc, wydają się puste i przejaskrawione. Obraz niespójny, za ładny i za elegancki, jakby uproszczona wizja zagłady łamie poetykę spektaklu.

Życie i śmierć, piękno i brzydota to słowa-klucze w dramacie Taboriego. W dziewczęcej czułości milutka Gretchen wypomina Szlomo ułomność ciała i starczą brzydotę: "Oblicze kury przejawia sens, a czy twarze ludzi przejawiają sens? (...) Czy ma sens ten niemożliwy nos, Szlomo?". W trakcie wygłaszanego przez Hommlischsta (Arkadiusz Nader) monologu kura okaże się tragikomicznym podmiotem barbarzyńskiego aktu. Obraz przygotowań kotleta z kury to jakby dokończenie sceny Gretchen - Szlomo. Podobieństwo ptaka do człowieka wydaje się karykaturalne i złowrogie. Gliński czyni z monologu kulminację przedstawienia. Prawie wszyscy bohaterowie są jej dobrowolnymi lub mimowolnymi uczestnikami. Widzami są: właściciel kury - przesłuchiwany przed chwilą Herzl, zapalona do czynu, ciągle jednak naiwna Gretchen, główny sprawca - Hitler, oraz wykonawcy zbrodni. Wspólnie śledzą kolejne fazy zabiegu: poderżnięcie gardła, skubanie, patroszenie, nakłuwanie, formowanie. Kura pełni groteskową rolę substytutu, który kreuje tragiczną wizję świata. Tabori zamyka ją w magicznym kole dramatu o ludzkim losie. Wprowadza wyobrażenia Nieba, Ziemi, personifikację Śmierci (Pani Tod). Robert Gliński zastępuje taniec śmierci szalonym tangiem (Gretchen-Hitler). Powtarzające się erotyczne pozy i figury, towarzyszące im przekleństwa przypominają niezmienny rytm, w którym toczy się życie. Czym kończy się pełen napięcia taniec? Niemal uduszeniem Gretchen. A więc tym kończy się życie - prawie śmiercią; realizacją szaleństwa, oskubaniem kury.

W moralitecie bohater przebywa długą, pełną pokus drogę. Na jej końcu pojawia się Pani Tod (postać ciągle powracająca pod różnymi postaciami w dramatach Taboriego), miażdżąco uprzejma, elegancka dama w czerni (Agnieszka Pilaszewska). Ostateczny, arcydługi romans Hitlera z Panią Tod poprzedzi długoletnia przyjaźń. Jego czasy przeszły i dopiero nadejdą. Historia przemieni się w biblijną wieczność. W wędrówce brakujący element ekspiacji głównego bohatera zastąpi przebaczenie Herzla; w imię przykazania miłości. Jeśli Hitler jest każdym, ktoś inny może za niego odpokutować. Dlaczego nie Herzl? Przecież Tabori powiedział, że przezwyciężyć jakiegoś Hitlera można tylko wtedy, kiedy jego rysy rozpozna się w sobie. Inaczej mówiąc: Hitler jest w każdym z nas i żeby go zniszczyć, trzeba zacząć od siebie.

I jeszcze jedno. Może najważniejsze. W kilkanaście lat po wiedeńskim epizodzie w przytułku młodzieńcze przemyślenia i odczucia Hitlera zostaną przez niego skorygowane i skodyfikowane w Mein Kampf. Paradoksem jest, że dzieło pod tym samym tytułem pisze mądry jak Salomon Herzl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji