Artykuły

,,Z Wozem Melpomeny " (V)

W świat z Teatrem Ziemi Pomorskiej. Wzorem Bogusławskiego i Kamińskiego Wielki Ilustr. reportaż naszego specjalnego wysłannika

Lubawa, dnia 20. 2. br.

V.

Zostawiliśmy już za sobą Golub, Wąbrzeźno, Brodnicę, Działdowo, Lidzbark, Nowemiasto i Lubawę.

Przed nami Pelplin, Starogard, Tczew, Gdynia. Wejherowo i t. d. Zanim jednak omówię szczegóły pobytu w Lidzbarku, Nowemmieście i Lubawie, muszę z konieczności napisać coś o doli dziennikarza, jaka przypadła mi w zaszczytnym udziale w objeździe z Teatrem Ziemi Pomorskiej.

Skromny ten rozdział dałby się zatytułować:

"Fotograf i pierzynka"

Dolę taką cechuje wariackie poprostu tempo pracy. Wywołanie zdjęć, zrobienie odbitek, wysuszenie ich do czasu odejścia najbliższego pociągu do Torunia, należy w małych miasteczkach do cudów niepowszedniej miary. Tym się właśnie tłomaczy brak większej ilości ilustracji w dzisiejszym odcinku. Fotograf miejscowy został zaproszony na pogrzeb dobrego klienta i w związku z tym na stypę. Cóż go może obchodzić teatr, prasa i jej tysiące czytelników.

Gonitwa za ciemmią, gdzieby można wywołać zdjęcia - należy jeszcze do drobiazgów w porównaniu z życiem codziennym. Najwcześniej wstań i ostatni idź spać człowieku, a to dlatego, że pierzynka, pod którą śpi redaktor, potrzebna jest na scenę, prześcieradło też - (które codziennie wraca czarniejsze i kolorem przypominające raczej ściany Szywałowej chaty niż bieliznę).

O dolo, moja dolo! Ale cóż... wszystko dla sztuki.... teatralnej i... i dziennikarskiej. Właśnie siedzę w wagonie. Obok palą się aż trzy świeczki. Ktoś obserwując mnie przez okno, mógłby pomyśleć, że odprawiam szabes. Wtajemniczeni wiedzą (do wtajemniczonych należy p. Pniewski i Marysia) że akumulatory naszego wagonu są na wyczerpaniu, zatym stosujemy dewizę P. K. O. - Oszczędzaj. Tempo, Szymałowa pierzynka i świeczki. Wesoło, prawda?

0 maty włos - skandal

W Lidzbarku, na dwie godziny przed przedstawieniem właściciel sali p. Rydziński odmawia zmiany kulis. Twierdzi że byli tutaj już tacy artyści co grali "Trędowatą" i "Zbójców" i "Damę Kameliową" zawsze wtym samym lasku, jaki właśnie wyobrażały przez miejscowego mistrza wykonane dekoracje.

Z opresji ratuje nas miejscowy burmistrz p. Sylwester Parzybok, który użył mocnych argumentów w postaci wydelegowanego urzędnika w towarzystwie policji.

Nieśmiertelny lasek "wyrąbano", a na porębie postawiono Szywałową chałupę. Zdenerwowanie nasze osłodzono pięknym bukietem kwiatów wręczonym z serca z widowni wprost na scenę. Żywe kwiaty! Ścięto je zapewne ze wszystkich doniczek Lidzbarka.

W Nowemmieście rozeszła się już fama, że z zespołem Teatru Ziemi Pomorskiej jedzie jakiś złośliwy, redaktor. Pan burmistrz zapewnia nas, że: "za kulisami będzie ciepło, że nie ma mowy o zaduchu naftowym, że sala będzie pierwszorzędnie ogrzana, a kucharz w Centralnym Hotelu mą zapowiedziane (pod utratą posady), żeby nie podawać twardej padliny i surowych klusek".

Trzęsiemy się ze śmiechu i dziękujemy serdecznie p. burmistrzowi za wzięcie nas w swoją opiekę. Istotnie w Nowemmieście zarówno ze strony władz jak i publiczności, doznaliśmy niezwykle serdecznego przyjęcia. A teraz stosownie do przyrzeczenia odstępuje głos naszemu zespołowi.

Głos mają artyści!

Na wstępie, najstarszy wiekiem i urzędem zabiera głos "Senior Piekarski":

"Wiara w sztukę ukwiecała

Krzemieniste nam gościńce,

Deszcz nam śpiewał swe pobudki.

Mróz wygryzał swoje sińce. -

Woda lała się do butów,

Wiatr w rękawy wiał wytarte,

Lecz z ust hasło nie pierzchało

Hej! Eviva nasza L'ARTE".

A. PIEKARSKI.

O czym dumać tu na Lidzbarskim bruku?...

Jeśli kogo chce Pan Bóg ukarać, to zsyła mu na głowę redaktora. Każe nam wcześnie wstawać, pozować, a poza tym od samego rana "szczebiocze" za ścianą: "A ja sobie muszę, uradować duszę". Wogóle straszne stworzenie.

WANDA ZBIERZOWSKA.

Żeby się nam nie nudziło, mamy urozmaicenie w przyrodzie. Śnieg z deszczem, na zmianę. Do Lidzbarku dwa kilometry od dworca. Iść się nie chce bo błoto po kostki, więc prychci się na prymusie. Śmiechu przytem ile wlezie. Nawet złośliwa aura nie jest w stanie oziębić nas, bo ogrzewa nas zapał do sztuki.

CZESŁAWSKA.

Z tym narzekaniem na prasę - to wielka przesada. Muszę zdradzić wszystkim, że dzień u p. Zbierzowskiej zaczyna się dopiero o..., dwunastej w południe, zatym "szczebiotanie" redaktora, pomaga raczej wszystkim do dźwignięcia się na próbę.

IPPOLDTÓWNA.

Intryga czy miłość?

czyli:

Jego pierwszy... befsztyk!

Czy mogę coś jeszcze powiedzieć o sztuce, o reakcji publiczności, o wrażeniach z objazdu. - Nie. - To wszystko było już powiedziane w Dniu Pomorza i jego mutacjach. Opowiem zatym o rumsztyku z cebulką.

Zbierzowska straszy, że w Lidzbarku nie dostaniemy obiadu na mieście, więc robimy zakupy. Urocze sklepowe, śmiejące się szynki, kręte jak węże makarony.

Lidzbark. - Nie przypuszczałem, że smażenie rumsztyku daje aż tak silne emocje (szczęśliwe kucharki). Rano obudziłem się dziwnie podniecony. Nie mam aptetytu na śniadanie. Przecież zaraz będą gotować obiad. Chodziłem dostojny pełen powagi, nie zdradzałem się ze swemi uczuciami. Nareszcie przyszła upragniona godzina, w której można było zabrać się do roboty.

Prymus zafurczał

Ippoldtówna daje mi ostatnie cenne uwagi:

- Masło, mąka (!) sól, na patelnię, następnie kotlet. (Dziwny befsztyk - dopisek zecera).

Zaczęte!

O cebulko wonna ile ja łez nad tobą wylałem.

Wchodzi reż. Piekarski.

- Hallo! Dąbrowski na próbę. Prawda, przecież to próba z "Intryga i miłość". Psiakrew! - Makaron jeszcze nie ugotowany. W małym pomieszczeniu rozchodzi się miły zapach zrumienionej cebulki i mięsa mocno przypalonego. Z drżeniem serca uchylam imitacje pokrywki.

O Bogi!

Cebulka ma wygląd torfu a kotlet węgla kamiennego.

Za parę minut, makaron gotowy.

Biegam jak oszalały za talerzem, widelcem, nożem.

Tam próba już zaczęta.

Tempo! Tempo!

Psiakrew! garnek gorący.

Już wszystko gotowe.

Makaron surowy, kotlet - ciężko strawny, ogórek ratuje sytuację. (Jakie to szczęście, że ogórki się marynuje a nie smaży).

Jeszcze nigdy w takim tempie nie jadłem obiadu. Nie dlatego, że był smaczny, nie - ze względu na rozpoczętą próbę.

Nie żal mi spalonego kotletu, ale kiedy dowiedziałem się, że inni zjedli smaczny obiad na mieście, zrobiło mi się dziwnie nieswojo na żołądku.

Jakie plany miała kol. Zbierzowska przedstawiając w czarnych kolorach zakłady gastronomiczne w Lidzbarku? Czyżby to była "Intryga" a może "Miłość".

EDWARD DĄBROWSKI.

Trumny i kapusta

Ja atoli chcę bliźnim swoim, a czytelnikom "Dnia Pomorza" dobrą radą posłużyć, wierząc, że w ten sposób zyskam ich wdzięczność, gdyż czas ich cenny i nerwy na pożytek inny zachowają.

Będzie to skromne memento odnośnie geografii zakupów.

Kogokolwiek z Was dobry los sprowadzi na bruk Nowegomiasta, Lidzbarka czy Działdowa niechże w godnej pamięci zachowa, że skoro mu będzie potrzebne masło - niechże szuka wszędzie byleby nie w mleczarni i sklepie spożywczo-kolonialnym - tam bowiem nigdy go nie znajdzie. Kiszoną kapustę najprędzej kupisz w składzie z trumnami (straszne to ale autentyczne), szpilki do włosów w aptece, a grzebień tylko w księgarni.

Sługa bardzo.

SKWIERCZYŃSKI

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji