Artykuły

Zwycięstwo nad czasem

Premiera "Krakusa" Norwida w teatrze Ateneum jest nowym dowodem nieustannie wzrastającego zainteresowania zjawiskiem Norwida, o którego wiersze, zapomniane przez tyle lat dopominają się obecnie nie tylko elitarni smakosze i szperacze, ale odbiorcy reprezentujący skromniejsze, a nawet bardzo skromne kręgi, o czym świadczy wymownie radiowy "Poetycki Koncert Życzeń", pod którego adresem wpływają często prośby o wiersze autora "Krakusa".

A więc w kalendarium norwidowskim, kontynuując rejestr prof. J. W. Gomulickiego, zamieszczony we wstępie do PIW-owskiego wydania "Pism wybranych", pod rokiem 1970 możemy wpisać jako ostatnią pozycję wspomnianą premierę teatru Ateneum.

Nie zamierzam jednak mówić o tym przedstawieniu. Pragnę tu przypomnieć pewne wydarzenie norwidowskie z czasów okupacji, w którym fragmenty "Krakusa" odegrały swą niezapomnianą rolę. Wspomnienie to jest dziś tym bardziej aktualne, że jednym z bohaterów tego wydarzenia był Marian Wyrzykowski, którego tak niedawno śmierć nam zabrała.

Ponadto "Życie Warszawy"... wierne Warszawie "Życie Warszawy" - pismo, które rejestruje oddech i uderzenia serca miasta od chwili jego wyzwolenia po dzień dzisiejszy. A więc dla "Życia Warszawy" - relacja o życiu Warszawy z czasów okupacji. Chodzi tu o życie kulturalne. O jeden jego epizod.

Wspomnianym chwilą kalendarium norwidowskim prof. J. W. Gomulickiego pod r. 1944 znajduje się następująca informacja:

"Leszek Czarniecki organizuje w Warszawie konspiracyjny wieczór Norwida, zatytułowany "Zwycięstwo nad czasem" (konsultacja: Marian Wyrzykowski)."

Ta lakoniczna notatka mówi o wydarzeniach, w których brałem udział, mogę więc, a chyba nawet powinienem, rozszerzyć ją o wspomnienie, które, mimo upływu lat, nie gaśnie w mej pamięci.

Wspomniany przez prof. J. W. Gomulickiego Leszek Czarniecki był moim kolegą uniwersyteckim oraz najbliższym (obok doc. A. Sieczkowskiego) przyjacielem czasu okupacji, a wspólne wertowanie Norwida oraz praca nad imprezą, poświęconą twórczości autora "Krakusa", stały się okazją zbliżenia i nawiązania trwającej do ostatniej chwili przyjaźni z Marianem Wyrzykowskim, jak również z Elżbietą Barszczewską. Leszek odwiedzał mnie w ponurym roku 1943 niemal codziennie, na ul. Śniadeckich 9. Organizowaliśmy wieczór norwidowski w stanie młodzieńczego olśnienia, potęgowanego ciemnością okupacji oraz radością z pozyskania do współpracy Mariana Wyrzykowskiego i Elżbiety Barszczewskiej.

Stosunek Mariana do sprawy był również entuzjastyczny, bo gdy szło o poezje, zawsze świeciły mu się oczy. Ale był jednocześnie krytyczny. Dowodem jego żarliwości jest fakt, że na jedną z prób biegł na ul. Śniadeckich aż z Powsina, bo zawiódł jakiś okupacyjny środek lokomocji. A on, Marian, był niezawodny. Więc biegł. Dowodem zaś postawy krytycznej niech będzie drugi fakt. Marian przygotowując się do imprezy, przewertował od deski do deski ogromną księgę Norwida w wydaniu Piniego, a tezy referatu Leszka przyjął po wnikliwej dyskusji.

Prelekcja Leszka, zatytułowana - chyba trafnie - "Zwycięstwo nad czasem" mówiła nie tylko o prekursorskiej i ciągle niewyczerpanej aktualności dzieła Norwida, ale również o tak ważnym w nim problemie czasu jako elemencie rzeczywistości "mającym swe prawa" w historii i w procesie kształtowania się osobowości ludzkiej. Stąd dobór utworów, przeznaczonych do recytacji, a więc między innymi: "Smutną zaśpiewam pieśń" ("...i pójść i wrócić, ale w swój czas wrócić"), "Do potomności" (fragmenty "Krakusa", w którym Rakus usiłuje działać szybciej i przez to bezskutecznie niż na to pozwala przebieg historyczny), Krakus natomiast dorasta do czynu w rytmie właściwym, co pozwala mu dzieła dokonać - oraz fragmenty "Kleopatry", dramatu, w którym królowa Egiptu żyje niejako poza czasem, jak Nil czy piramidy, Cezar natomiast reprezentuje potęgę osobowości dziejotwórczej. Wspaniałe dialogi "Kleopatry" zamykały imprezę i one to nadawały jej najwyższą rangę artystyczną, tak bowiem młodzi wówczas, a jednocześnie tak dojrzali - wykonawcy - Marian i Elżbieta - wznosili się w swej interpretacji na poziom dzieła, które odtwarzali.

Impreza, którą wspominam, odbyła się w mieszkaniu mecenasa Ziemisława Zienkiewicza, pod opieką gospodarza oraz jego żony, Jadwigi. Adres: Złota 30. Dom ten obecnie nie istnieje.

Mieszkanie było piękne, przyozdobione dziełami sztuki oraz kwiatami. Wśród słuchaczy obecni byli: prof. Roman Pollak, rektor podziemnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich, prof. Zygmunt Szweykoski, prof. Bogdan Pniewski... Poza nimi tłum gości, mimo grozy gestapowskiej, czyhającej za każdym rogiem. Na imprezie tej była również p. Maria Wiercińska, kierowniczka znanej okupacyjnej akcji kulturalnej, realizowanej przez aktorów i literatów Warszawy*). Nasze "Zwycięstwo nad czasem" zostało przez panią Marię włączone do repertuaru owej akcji i powtórzone było kilka razy.

Nastrój owego dnia i owej chwili był podniosły i czysty - niezapomniany dla tych, którzy pod grozą Pawiaka i al. Szucha jak tlenu i wolności pragnęli Polski. Dla Leszka, dla mnie i zapewne dla wielu słuchaczy Norwid od tego dnia zaczął brzmieć głosem Mariana Wyrzykowskiego. "Czemu, cieniu, odjeżdżasz ręce złamawszy na pancerz..." Impreza ta była przeżyciem dla zebranych zapewne i dlatego, że siłą wielkiej poezji, będącej rewelacją dla wielu spośród zebranych, jakby naświetlała koszmarne i absurdalne wydarzenia wojny, ukazując Hitlera jako rozrośniętego w rozbracie z czasem do monstrualnych rozmiarów Rakusa, cofającego bieg historii, lecz i dlatego właśnie skazanego na klęskę i zagładę.

Wkrótce wybuchło powstanie. Leszek zginął w walce, trafiony niemieckim granatem. Tyle tylko się o nim dowiedziałem. Marian Wyżykowski pod bombami recytował "Uspokojenie" Słowackiego, "Redutę Ordona" Mickiewicza. Nie wiem, czy recytował Norwida. Prawdopodobnie. Lecz jeśli go nie recytował, to czynem go potwierdził: jako powstaniec (pseudonim "Żuk") dołączywszy do oddziału por. "Andrzeja", brał udział w walkach o gmach "Pasty" na Zielnej. Kojarzy mi się z tą sytuacją strofa Źródła z "Krakusa", którą w imprezie Leszka wypowiadała Elżbieta Barszczewska:

Więcej już nieśń.

Lecz pomń, ze pieśń

Nie tylko z rany wyleczą -

Spróbuj to sam

U smoka jam -

Rymem - ach: - będzie cios miecza.

Tak to było. W roku 1956 po 13 latach od wydarzeń tu opowiedzianych, Teatr Polskiego Radia przystąpił do realizacji słuchowiska, składającego się z fragmentów "Kleopatry". Brałem w tym udział jako reżyser audycji. Oczywiście, wykonawców widziałem tylko jednych: Elżbietę Barszczewską i Mariana Wyrzykowskiego. Moja propozycja obsadowa została zaakceptowana przez dyrekcję teatru. (Oprócz Barszczewskiej i Wyrzykowskiego udział w audycji wzięli: Seweryna Broniszówna i August Kowalczyk). Po 13 latach, wzruszeni wspomnieniami owej okupacyjnej prapremiery, spotkaliśmy się ponownie nad tekstem "Kleopatry". Tym razem u Mariana w alei I Armii, która do niedawna nazywała się aleją Szucha. Marianowi świeciły się oczy. Rozjaśniała je miłość poezji.

*) - Pisałem o tej akcji w "Życiu Warszawy" z dn. 26 VIII 1956 r. ("O trubadurach walczących")

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji