Ciągle wierzę w siebie
- Bycie jurorem traktuję jak zabawę, która przynosi mi też niezły dochód. A lokuję go we własnym teatrze. Sprzedałem nawet jeden ze swoich samochodów I wszystko włożyłem w teatr - mówi TOMASZ KAROLAK, aktor i dyrektor warszawskiego Teatru IMKA.
Wieczny chłopiec. Mówi, że nie ma planu na życie. W młodości marzył, żeby zostać pilotem myśliwca, lecz ostatecznie wybrał aktorstwo.
Pod koniec marca otworzył w stolicy własny teatr IMKA, a na uroczystość zaprosił byłe dziewczyny. Telewidzowie mogą go oglądać w roli jurora, w programie "Tylko nas dwoje" - z Dodą i Ireną Santor.
Mirosław Mikulski: Podobno śpiewać każdy może... Wystąpiłby pan na żywo przed Dodą?
Tomasz Karolak: Oczywiście. Uczestnicy tego programu za bardzo się spinają, a my w jury dobrze się bawimy. Trzeba do tego podejść bardziej na luzie, żeby było zabawniej. Bycie jurorem traktuję jak zabawę, która przynosi mi też niezły dochód. A lokuję go we własnym teatrze. Sprzedałem nawet jeden ze swoich samochodów l i wszystko włożyłem w teatr.
Skąd wśród aktorów moda na prywatne teatry? Swoją scenę założył też m.in. Michał Żebrowski.
- Może to nie moda tylko protest? Może artyści szukają miejsc, w których mogliby się wypowiedzieć własnym głosem. Ja chciałbym pokazywać przedstawienia, których nie mam szans robić w państwowych teatrach. A pomysł na własną scenę powstał spontanicznie. Od decyzji do otwarcia minęły zaledwie cztery miesiące. Właśnie mieliśmy pierwszą premierę w nie do końca wyremontowanej sali, w dawnym gmachu YMCA przy ul. Konoponickiej w Warszawie. Podchodzę do tego poważnie.
Ma pan plan na życie?
- Nie.
Pytam, bo spojrzałem w kalendarz j i stwierdziłem, że właśnie skończył pan
39 lat! Czy te zmiany są związane ze zbliżaniem się do magicznej czterdziestki?
- Nie wiem. U mnie w życiu wszystko dzieje się samo. Nie napinam się na nic. Nie patrzę w kalendarz i nie myślę, że czterdzieści lat minęło...
Wykonywał pan mnóstwo zawodów. Handlował pan na bazarze, pracował na budowie, był ochroniarzem...
- Dzięki temu wiem, co to znaczy dostać w dupę od życia... Cztery razy zda wałem do szkoły teatralnej. Ale byłem zdeterminowany Cały czas wierzyłem w siebie. Teraz widzę, że tak miało być. Kariera i popularność przyszły późno, wraz ' z serialem "39 i pół".
- Im później, tym lepiej. Łatwiej dać sobie z nimi radę i utrzymać się w ryzach. Nie uderzyła panu do głowy woda sodowa?
- Mam nadzieję, że nie (śmiech). Skoro rozmawiamy normalnie, to chyba ze mną wszystko w porządku.
Ma pan jeszcze ws obie coś z chłopca?
- Cały czas. Ale nie analizuję tego, jak mnie postrzegają ludzie. Staram się żyć w zgodzie ze sobą.
A odrobina szaleństwa? W młodości chciał pan zostać pilotem wojskowym. Nie ciągnie pana za stery?
- Ojciec był wojskowym, a ja wychowałem się nieomal na lotnisku 1 Pułku Myśliwskiego "Varszawa" w Mińsku Mazowieckim. Lotnictwo było moim konikiem. Mnóstwo czytałem na ten temat, sklejałem modele samolotów. A potem okazało się, że jestem za wysoki na pilota myśliwca i nie zmieszczę się do kabiny samolotu. Co to była za rozpacz! Niby mogłem latać samolotami transportowymi, ale ja chciałem być w elicie lotnictwa. Teraz już mi przeszło, ale może zrobię coś innego, by odreagować stresy z pracy. Chciałbym skoczyć ze spadochronem.
Jest pan pracoholikiem?
- Byłem, ale zaczynam mieć dosyć. Wolny czas najchętniej spędzam z córką. Wszystko da się połączyć.