Artykuły

Marsz

Byłbym w nie lada kłopocie, gdyby mnie ktoś zapytał, o czym ta sztuka, jaki jej temat, jaka psychologia postaci. Wszystko w niej mgliste, niedookreślone i niedopowiedziane. Dialog przybiera narzuconą strukturę monologu. Postaci mówią nie do siebie, ale obok siebie. Nie istnieje między nimi żadna autentyczna komunikacja. Ich wypowiedzi są niespójne i chaotyczne. Czasem coś znaczą, coś wyrażają, lub ilustrują, czasem układają się w wielki bełkot: kaskady słów pustych, w środku wydrążonych, oddzielonych niejako od swego pierwotnego znaczenia. Płynna także staje się granica między rzeczywistością a fikcją, faktem a jego wyobrażeniem, jawą a snem. Te dwa porządki ustawicznie na siebie nachodzą, przenikają się. Nie można ich od siebie oderwać, rozdzielić.

"Marsz" Mieczysława Piotrowskiego napisany jest w poetyce "teatru absurdu", poetyce znanej nam dobrze z utworów Ionesco, Becketta, Geneta, Witkacego, Różewicza... Poetyka ta przybiera tu formę jakby sparodiowaną przez to, że jest powtórzeniem chwytów zapożyczonych, teatralnie już wyeksploatowanych. Nie stoi za nią żądne autentyczne przeżycie czy doświadczenie. Odbiera się ją jako biegłe ćwiczenie dramaturgiczne, grę wytartych klisz, która olśniewa widza tylko przez chwilę, a później nudzi, bo proponuje mu coś, co on już zna. Naiwna filozofijka egzystencjalna, którą pobrzmiewa "Marsz" jest także rodem z zachodniego "teatru absurdu", z tą jedną różnicą, że u Becketta i Ionesco wyrastała z autentycznych lęków i obsesji.

Zbigniew Osiński w programie do przedstawienia zapewnia widza, że "Marsz" zawiera "otwartą propozycję dla teatru". Otwartość ta - zdaniem krytyka - zasadza się na "niedookreśloności, niedopowiedzeniach, szczelinach" tekstu. Epitet "otwarty", wprowadzony przez pewnego Francuza do słownika krytyki literackiej lat blisko dwadzieścia, zrobił u nas zawrotną karierę. Szafuje się nim bez umiaru, obdzielając nim w równym stopniu arcydzieła i ramoty, udające "literaturę awangardową". Osiński odkrywa w sztuce Piotrowskiego jeszcze "ostre, pazerne widzenie rzeczywistości sugerujące bardzo konkretne, znane nam z osobistego doświadczenia konflikty, których sens i znaczenie dość daleko "poza tę sztuką polatują"". Namawiam widzów, aby byli krytyczni wobec owych zapewnień i nie dali się zagarnąć potokowi niekontrolowanej retoryki młodego teatrologa.

Spektakl "Marszu" gra brawurowo czwórka świetnych aktorów: Izabela Olszewska (Arysta), Anna Polony (Zelka), Kazimierz Kaczor (Książę) i Jerzy Trela (Generał). To wyłącznie dla ich sztuki aktorskiej warto potrudzić się na ten spektakl, który trwa zresztą niewiele ponad godzinę.

Autor "Marszu" liczy sobie lat 63. Z wykształcenia jest grafikiem. Rysunek i grafika stanowią jego pierwszą pasję. Swoje rysunki zamieszczał jeszcze przed wojną w "Cyruliku Warszawskim" i "Szpilkach". Najważniejsze dokonania w tej dziedzinie przypadają jednak na lata powojenne: współpraca ze "Szpilkami", "Nową Kulturą", "Kulturą" wydawnictwami książkowymi. Druga pasja, to literatura. Piotrowski napisał trzy powieści: "Ogrodnicy", "Złoty robak" "Plecami przy ścianie" (wszystkie ogłoszone drukiem przez "Czytelnik") i dwa teksty sceniczne. "Marsz" jest debiutem teatralnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji