Artykuły

"Projekt Niżyński"

- Spektakl stara się oddać dramatyzm tekstu "Dziennika" - zapisu stanów samoświadomości twórcy w krytycznym momencie nadchodzenia choroby psychicznej - WALDEMAR ZAWODZIŃSKI o sztuce o Wacławie Niżyńskim w Teatrze im. Jaracza w Łodzi.

Małgorzata Karbowiak: - Mamy znakomitą okazję do zastanowienia się nad fenomenem sztuki (zbliża się święto teatru), bowiem przygotowuje pan rzecz całkowicie nową począwszy od tekstu a skończywszy na materii aktorskiej. Chciałabym opisać, jak powstaje spektakl "Niżyński", i to jeszcze przed rozpoczęciem prób na scenie zamykających przecież długi proces intelektualny.

Waldemar Zawodziński: - Nad "Niżyńskim" pracuję od momentu, gdy Kamil Maćkowiak przyszedł do mnie, będąc pod ogromnym wrażeniem lektury jego "Dzienników", z pomysłem monodramu. Sam jest tancerzem z dyplomem ukończenia szkoły baletowej - i z tego co wiem - kariera w tej dziedzinie sztuki rysowała się przed nim bardzo obiecująco. Zdecydował się jednak zostać aktorem, Myślę, że ta realizacja będzie dla niego rozrachunkiem z częścią życia, w której stanął przed wyborem artystycznej drogi. Człowiek dojrzały zastanawia się, czy dokonując tego wyboru kiedyś, nie stracił czegoś istotnego nie rozpoznając do końca swojego talentu. Młody człowiek musi dokonywać tych wyborów tu i teraz, czemu towarzyszą ogromne emocje. Są i inne powody podjęcia tego tematu. To m.in. chęć przekazania widzom refleksji nad fenomenem talentu. Przed młodymi ludźmi pojawia się pytanie: czy talent jest dany tylko jako ogromny kapitał, którego nie należy zmarnować; czy też trzeba za to zapłacić jakąś cenę? W przypadku Niżyńskiego była to cena ogromna. Takich problemów jest w "Dziennikach" wiele, podpowiada je niezwykła osobowość człowieka, którego życie i dokonania w sztuce - bardziej w choreografii niż w tańcu - są fascynujące. Dodać trzeba, że oczywiście nie osiągnąłby tak wiele w choreografii, gdyby nie stało za nim doświadczenie tancerza.

Ideą czy też głównym motywem spektaklu będzie wiec próba odsłonięcia czy też raczej dotknięcia tajemnicy tworzenia?

- Niżyński ze swoją artystyczną biografią jest dla nas impulsem poszukiwań źródeł artystycznej wrażliwości w psychice człowieka. Zawód artysty nie jest taki jak każdy inny. Z jednej strony staramy się patrzeć na naszą specjalność jak na każdy zawód. Jego zasad można nauczyć, wyćwiczyć pracą itd. Z drugiej strony wiem, że za"chemią" jest "alchemia", która nie jest do nauczenia. Zastanawiam się, ile w Niżyńskim było szczególnej nadwrażliwości - później przeradzającej się w siłę niszczącą - stanowiącej drożdże dla jego talentu. Dochodzimy do wniosku, że moc kreacyjna, która jest w artyście bywa niszcząca. W którymś momencie wiąże się to też z naszą biologicznością. Taka ogromna nadaktywność ma swój kres i ogromną cenę. Projekt z którym Kamil Maćkowiak przyszedł był pasjonujący i dlatego, że dotyczy tej problematyki.

Co znalazł pan w tekście "Dzienników" zanim zdecydował się wykroić z nich coś w rodzaju partytury?

- Tekst Niżyńskiego - przedtem mi nieznany - niesie wiele teatralnych możliwości. One tkwią w tym, w czym istota jego sztuki. On pierwszy pokazał, że tańcem, ruchem ciała, można wyrazić treści nie dające przełożyć się na słowo. Do jego czasu nie zdawano sobie z tego sprawy. Dlatego uciekano wówczas w konwencję. On potrafił mówić poprzez taniec, przedstawiać najbardziej intymne doznania, stawał się medium przekazującym - mówiąc patetycznie - drgnienia duszy.

To, że spektakl będzie miał formę monodramu wynika z charakteru literackiego dokumentu, autor siebie stawia za partnera dialogu ze światem, dramat dzieje się autentycznie w nim, to nie jest kwestia przyjętej formy. Postacie istnieją na tyle, na ile istnieją w jego świecie. Adaptacja idzie dwutorowo. Maćkowiak robi swoją, ja robię swoją. Ja patrzę na materiał od strony dramaturgicznej. Ta konfrontacja jest o tyle istotna, że spojrzenie aktora i tancerza na tekst z jego perspektywy może wydobyć coś dramaturgicznie ważnego, czego ja mogę nie dostrzec.

W którymś momencie reżyser musi podjąć współpracę z choreografem, by postawić niezwykle odpowiedzialne i trudne zadanie. Polega ono na zaproponowaniu nie tyle układu w określonej stylistyce, ile pokazaniu postępującej choroby, destrukcji wielkiej sztuki i wielkiego artysty.

- Zaprosiłem do współpracy Ewę Wycichowską. Ona ma swój własny "charakter pisma" jako choreograf, jest artystką rozpoznawalną, a jednocześnie ma w swoich poszukiwaniach coś młodzieńczego, otwartość na to, jak język tańca się zmienia. Jednocześnie wyczuwa wszystkie konteksty sztuki teatru. Temat naszego spektaklu jest dla niej również czymś fascynującym, to oczywiste. Wspólnie rozumiemy, że tematem tego dramatu jest ruch i bezruch - życie i śmierć. Chcemy pokazać, co czuje tancerz dotknięty niemocą ruchu. To jest coś innego niż odczucia człowieka, który nigdy nie wyrażał siebie poprzez ruch. A przecież mówimy o niemocy takiego zatraconego w swojej sztuce tancerza jak Niżyński.

Przedsięwzięcie podejmowane przez pana i współpracowników ma szerszy aspekt niż spektakl teatralny...

- Tak, i dlatego nazywa się "Projekt Niżyński". To rzeczywiście wykracza poza realizację przedstawienia w potocznym rozumieniu. Jest to doświadczenie interdyscyplinarne. Rzecz powstaje w koprodukcji Teatru im. S. Jaracza z Instytutem Kultury im. Adama Mickiewicza w Warszawie i budzi ogromne zainteresowanie. Niżyński urodził się Polakiem, wychował zaś w kulturze rosyjskiej, później był po prostu artystą europejskim i miał kłopoty z określeniem swojej tożsamości, nie tylko narodowej. Spektakl nie rekonstruuje jego życia, stara się oddać dramatyzm tekstu "Dziennika" - zapisu stanów samoświadomości twórcy w krytycznym momencie nadchodzenia choroby psychicznej, tracenia kontaktu z rzeczywistością. Termin premiery został przesunięty, z powodu problemów zdrowotnych Kamila Maćkowiaka, na koniec kwietnia. Jeszcze nie wiemy gdzie się odbędzie, wiadomo jednak, że pokażemy przedstawienie w kilku miastach

Niezależnie od pracy nad tym projektem przygotowuje pan przedstawienie ze studentami IV roku Wydziału Aktorskiego PWSFTViT. ..

- Pracuję ze studentami, którymi opiekowałem się od pierwszego semestru, nad "Woyzeckiem" Büchnera. Przygotowujemy różne warianty tekstu. Dramat, w swojej strukturze niedokończony, jest tak pojemny, bogaty w treści, że daje wiele możliwości interpretacji. Nie jest tu ważny tylko efekt finalny, ale również to, że ci młodzi ludzie, którzy nad nim pracują mają jeszcze szanse wiele się nauczyć. Będą mogli się przekonać jak te same fragmenty sztuki można odmiennie zinterpretować, jak różne zbudować postacie. Dlatego nie jest to spektakl, który linearnie pokazuje poszczególne sceny po scenie; oglądamy - jak wspomniałem - wariacje "na temat", ale wszystko musi wychodzić ze zrozumienia tego co napisał autor. Chcemy podjąć próbę zbudowania psychologicznego wizerunku i motywacji zachowań bohaterów sztuki...

- Co chciałby pan przekazać studentom i widzom z okazji Dnia Teatru?

- By w walce o rangę tej sztuki nie byli osamotnieni!

Na zdjęciu: Wacław Niżyński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji