Artykuły

Czyja jest ta pępowina

Prapremiera "Pępowiny" Krystyny Kofty odbyła się przeszło rok po ukończeniu jej ostatecznej wersji. Czyli - wedle polskich kryteriów - natychmiast, bo z reguły dramat trafia u nas na scenę dopiero, gdy się już dobrze "uleży". W intencjach autorki sztuka miała być wyrazem aktualnych obaw i niepokojów - lęku przed upiorami, które budzą się w Polsce wraz z odzyskiwaną wolnością. Jest to zatem teatr, jakiego wciąż domagają się krytycy: teatr, który próbuje określić stan współczesnej świadomości, analizować ją na bieżąco. I cóż w tym teatrze widzimy?

Widzimy sparaliżowaną staruszkę, która czterdzieści pięć lat po wojnie żyje wyłącznie wspomnieniem zsyłki, głodu, stalinowskiej inwigilacji i masowych mordów. Zadręcza siebie oraz syna, którego zdołała ocalić i od którego w zamian domaga się rezygnacji z samodzielnego życia w imię wspólnego życia przeszłością. Z tej przyczyny ożenił się on potajemnie z aktorką, która od dziesięciu lat udaje w ich domu "wiejskiego tłuka", czyli płatną służącą, pielęgnuje Matkę i w ten sposób sama uczestniczy w owym patologicznym misterium pamięci.

W planie realistycznym cała sytuacja jest oczywiście wydumana, a psychologiczna konstrukcja postaci - karkołomna. Ofiary totalitarnych eksperymentów jak ognia unikają rozpamiętywania swych doświadczeń, przynajmniej dopóty, dopóki doświadczenia te w istocie pozostają przedmiotem nie kontrolowanych emocji. Drobiazgowe relacje są oznaką przezwyciężenia wstrząsu, umiejętności zdystansowania się od własnych przeżyć. Nie da się przekonywająco zagrać osoby, która bez przerwy opowiada o swej gehennie i za każdym razem równie silnie ją przeżywa. Dlatego, pomimo całego talentu i doświadczenia Hanny Skarżanki, jej Matka okazuje się starannie odrysowanym, ale wewnątrz pustym konturem.

Podobne kłopoty ma Maria Ciunelis z rolą Ewy. Franciszkańską cierpliwość trudno pogodzić z atakami furii i okrucieństwa, toteż obrona postaci czyni wrażenie desperackiej próby, zwłaszcza wówczas, gdy Ciunelis wydaje z siebie zwierzęce krzyki, od których pękają bębenki. "Pępowiny" nie można rozumieć dosłownie. Te po prostu nieprawda.

Autorski komentarz wskazuje, nie należy ją rozumieć metaforycznie. Główna bohaterka personifikuje mianowicie zbiorową świadomość lilaków. "Nasz kraj żyje rozpamiętywaniem przeszłości, tak jak żyje nią Matka" - czytamy w programie do przedstawienia. Ale to także nieprawda. Wspomnienia lagrowe zalegają półki w księgarniach, a powieści Ludluma znikają bez śladu, tłumy gromadzą się nie na wystawach pamiątek, lecz na ulicznych targowiskach. Któż to zatem nie może się od przeszłości uwolnić, czyją prawdę wyraża "Pępowina"?

Odpowiedź na to pytanie widnieje na ostatniej stronie cytowanego wyżej programu. Podano tam tytuły spektakli znajdujących się obecnie w repertuarze Ateneum. Oto niektóre: "Mała Apokalipsa", "Wysocki", "Ciemność w południe", "Burzliwe życie Lejzorka".

Przeszłość dominuje wyobraźnię twórców teatru czy może szerzej - twórców kultury. Mnoży tytuły na księgarskich ladach, wypełnia program telewizyjny niezliczoną ilością dokumentalnych filmów, lata dziury w tygodnikach i braki repertuarowe na scenach. Stanowi jeden ze składników owej nierzeczywistości, w której poruszają się wyłącznie intelektualiści. Ostatnio głęboko rozgoryczeni, że nikt ich nie słucha.

Mecie, cura te ipsum.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji