Artykuły

Bóg, człowiek, marionetka

Henryk Tomaszewski, światowej sławy mim, choreograf i reżyser, twórca Wrocławskiego Teatru Pantomimy, po raz pierwszy wystawił spektakl w Warszawie. Materiału na oryginalne, niespełna godzinne widowisko, dostarczył mu esej "Ober das Marionetten-theater" Heinricha von Kleista z 1810 r. Z polotem prawdziwego wirtuoza sceny, stworzył Tomaszewski teatralne arcydzieło, zachwycające precyzją konstrukcji i magiczną lekkością. Mocne wsparcie inscenizator otrzymał ze strony Zbigniewa Karneckiego - autora muzyki do spektaklu, a zwłaszcza Kazimierza Wiśniaka - projektanta urzekającej scenografii oraz kostiumów aktorów, tancerzy, marionetek, jak też samych lalek.

Rzecz jest o przewagach, jakie nad człowiekiem ma z jednej strony, co zrozumiałe, Stwórca, z drugiej zaś... marionetka. Sławny, podziwiany tancerz (Krzysztof Wakuliński) godzinami potrafi wpatrywać się w przedstawienia teatrzyku lalek. Marionetki zdają się być jego fascynacją, co nie uchodzi uwagi młodego mężczyzny (Łukasz Lewandowski). Ich rozmowa o lalkach stanie się dyskursem o naturze rządzących światem praw boskich i ludzkich.

Tancerz podziwia w marionetce nieosiągalny przez żadnego człowieka ideał: "proporcje - ruch, lekkość - tylko wszystko w wyższym stopniu - a szczególnie naturalne rozmieszczenie punktów ciężkości". Przewagę nad żywym tancerzem lalka ma głównie tę, że "nigdy by się nie wdzięczyła. Ponieważ wdzięczenie pojawia się wówczas, kiedy dusza (vis matrix) znajduje się w jakimkolwiek innym punkcie ciała punkt ciężkości ruchu". Animator za pomocą nici ma w swojej władzy tylko ten jeden punkt. Wszystkie pozostałe członki lalki pozostają martwe - są jedynie wahadłami i podlegają właściwemu sobie prawu ciążenia. Otóż świadomość - którą nasi prarodzice posiedli spożywając owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego - tworzy nieporządek w naturalnym (instynktownym) wdzięku człowieka. Marionetka, pozbawiona duszy, jest niewinna. Jest również antygrawitacyjna, ponieważ siła, która ją unosi, jest większa niż ta, wiążąca ją z ziemią.

Wykład, który Kleist włożył w usta tancerza, Henryk Tomaszewski zilustrował pełnymi gracji poruszeniami marionetek, animowanych przez Waldemara Doleckiego, aktora warszawskiego Teatru Lalka. W niektórych scenach pojawia się kameralny zespół tancerek i tancerzy. Mim Aleksander Sobiszewski wystąpił zaś w roli Małpy, znakomicie odparowującej szermiercze pchnięcia. Słowa zdają się być zbyt oporne i zbyt toporne, by w nich zawrzeć wyjątkowość tego przedsięwzięcia, które - sądząc po tym, co dotychczas napisałem - może się komuś wydać banalną kompilacją kilku teatralnych gatunków, z naddatkiem tautologicznej reżyserii. Nic biedniejszego! Istotą tego spektaklu jest niezbyt dziś poważana warsztatowa biegłość scenicznej narracji, w której forma wynika z treści, przy czym każdy ze środków został użyty we właściwym celu i w doskonałych proporcjach. To znaczy oszczędnie, z niezbędną celowością, bez jakiegokolwiek niepotrzebnego ornamentu. Ta rzucająca się w oczy szlachetna prostota dała w rezultacie widowisko prawdziwie porywające. Dostarczające autentycznych, dawno zapomnianych wzruszeń, jak w czasach, kiedy wszystko było pierwsze. Kiedy Bóg na własne podobieństwo stworzył człowieka, a człowiek - lalkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji