Artykuły

30-lecie pracy na scenie

"Kajus cezar Kaligula" Ł H. Rostworowskiego. - Reżyseria: Antoni Piekarski. - Dekoracje: inż. Witold Małkowski

O twórczości najwybitniejszego naszego współczesnego dramatyka Rostworowskiego pisaliśmy już kilkakrotnie, czy to z okazji wystawienia ."Niespodzianki" z Stan. Wysocką, czy to w przeddzień premiery "Kaliguli", którą Teatr Ziemi Pomorskiej przygotował z okazji 30-lecia pracy scenicznej reżysera Antoniego Piekarskiego. Nie potrzeba zaznaczać, że "Kaligula" Rostworowskiego odbiega znacznie od przekazów historycznych Tacyta lub Swetoniusza, który dokładnie maluje sylwetkę imperatora ginącej Romy. Genialny autor dał Kaliguli inne zupełnie oblicze, kazał zapomnieć widzowi o prawdzie historycznej.

Na wstępie nasuwają nam się pewne analogie z "Judaszem". Tam Rostworowski chciał zrehabilitować arcy-zdrajcę, a w "Kaliguli", utworze późniejszym, miał na celu rehabilitację największego potwora ludzkości. Konstrukcja psychologiczna dramatu tego jest oryginalna i odważna. Dramatyk odwrócił się od świadectw starożytnych i stworzył tezę, że Kaligula był jedynym może, świadomym swego człowieczeństwa bohaterem wśród zbydlęconego stanu senatorów, trybunów i wojskowych rzymskich.

Przez cztery akty cezar szamoce się wśród nędznych kreatur dworu imperatorskiego. Tchórze, którzy go mają zamordować, nie są zdolni do tego z oburzenia lub zemsty za doznane krzywdy, zniewagi i okrucieństwa. Oni oddają Kaliguli sztylety na żądanie i dopiero wówczas mordują go, gdy widzą, że nadchodzi straż; która może ich zgładzić. Mordują z tchórzostwa. Są tak nędzni, że doznałoby się ulgi, gdyby właśnie ich zamordowano. A gdy się stało inaczej, gdy imperator padł pod ciosami sztyletów, Rostworowski wypowiada przez usta filozofa Demetriusza takie słowa: "Nie otwieraj mu zamkniętych powiek, znów by przejrzał, bo to był..." Tu Lollia woła do filozofa: "Potwór!", a Demetriusz stwierdza dobitnie: "Tylko człowiek."

Wśród całego otoczenia cesarskiego pojawia się tylko jedna jasna postać: Regulus, który jest wykładnikiem dawnej cnoty rzymskiej. Do Regulusa nawet Kaligula odnosi się z szacunkiem i uznaniem. Kaligula podaje Regulusowi puchar z trucizną i mówi: "Tak - bo takich, jak ty... szkoda." Regulus podnosi puchar do ust i ginie.

Kaligula w dramacie Rostworowskiego ukazuje nam się jako człowiek chory, psychopata, który dostał do ręki miecz szalonego, to jest władzę nad olbrzymim cesarstwem. Męczy się, przesuwa przed nami kojarzące się luźnie i rozpadające się myśli i jest bardzo biedny.

Niestety autor tezy swej nie obronił. Kaliguli brak konsekwencji czynów i myśli, która by mogła stanowić jego rehabilitację. Pozostają efekty wspaniałego widowiska i obraz stosunków w dawnej, ginącej Romie, tak niekiedy bliźniaczo podobnych do naszej współczesności.

Wystawienie "Kaliguli" na scenie naszej było wielkim wydarzeniem dla kulturalnego Torunia. Dyr. Bracki może się poszczycić niejednym pięknym sukcesem w okresie kilkuletniej pracy na Pomorzu, lecz "Kaligula" przeszedł wszelkie nasze, najśmielsze nawet, oczekiwania. Premiera była tak czymś doskonałym, że trudno nawet znaleźć słowa, aby wypowiedzieć uznanie i pochwałę.

W roli tytułowej ujrzeliśmy p. Piekarskiego, który już w 1964 r. zyskał na scenie krakowskiej zasłużoną sławę jednego z najlepszych odtwórców Kaliguli. - Kaligula Piekarskiego nie jest dzikim zwierzęciem za jakie poczytywać go chcemy. Jest to uwikłany w najstraszliwsze sprzeczności biedny człowiek, nad którym cięży bliska konieczność zagłady. Wie, że musi zginąć, jednocześnie przecież czuje najgłębszą pogardę dla swych przyszłych morderców za ich tchórzostwo, za ich niezdolność do czynu tak prostego. Poddaje się Protogenesowi z uległością chorego dziecka, bo mu się zdaje, że brutalna siła rozpanoszonego dworaka odsuwa dzień śmierci. Lecz Kaligula nie przestaje być kabotynem nawet wtenczas, gdy cierpi mękę wewnętrzną. Historię cezara odtwarza Piekarski z prawdziwym mistrzostwem. Nad całością świetnej kreacji dominuje uwydatnienie męki wewnętrznej Kaliguli, męki budzącej żywe współczucie w widzu. Sądzimy, że przy takim odtwarzaniu głównej postaci dramatu stało się zadość życzeniom autora: z historycznego Kaliguli - potwora i sadysty - pozostało bardzo niewiele; stanął przed nami męczennik na tronie, za którego czyny zbrodnicze wina spada na otoczenie.

Dla jubilata najwyższym uznaniem była treść telegramu: "Najserdeczniejsze życzenia w dniu jubileuszu przesyłam znakomitemu Kaliguli - Rostworowski".

Ról - w teatralnym słowa znaczeniu - poza tytułową jest w Kaliguli niewiele. Caesonię, żonę cesarza odtworzyła wzorowo Hanna Małkowska. Po raz pierwszy właściwie ujrzeliśmy nowozaangażowaną Irenę Ładosiównę, która dała świetną kreację Lollii Pauliny. Z innych wykonawców wybili się bezwzględnie na pierwsze miejsce Alfred Radwan-Łodziński w roli Cassiusa Chaerei dyr. Bracki jako Protogenes. Kazimiera Szyszko-Bohusz w epizodycznej roli Quintilli, kochanki Quintusa Pomponiusa, bardzo sympatyczna. Wszechstronnie uzdolniony aktor, Władysław Surzyński, dał cudowną wprost sylwetkę szlachetnego Regulusa. - Inni artyści: Władysław Ilcewicz, Wacław Ścibor, Maksymilian Cybulski, Andrzej Kuryłło i Adam Rokossowski zasługują na uznanie.

Wszystkie role byty znakomicie opanowane. Antoni Piekarski wykazał wielkie doświadczenie reżyserskie i znawstwo sztuki scenicznej. Potrafił stworzyć cały szereg efektów (chóry), które dodały dramatowi monumentalności i powiększały wrażenie genialnego dzieła Rostworowskiego.

Na koniec jednak kilka słów smutnej prawdy: publiczność nie dopisała - nawet ta, którą zazwyczaj widzimy na każdej premierze. Niewielu przybyło przedstawicieli miejscowej inteligencji, a spośród niej nawet ci, którzy ze względu na chrześcijański charakter twórczości Rostworowskiego powinni się byli zjawić "il gremio".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji