Artykuły

"Maria Stuart"

J. Słowackiego w 5-ciu aktach - Reżyseria Hanny Małkowskiej

To "drama historyczne", napisane przecudnym językiem poetyckim przez poetę w 22-igim roku życia, nie jest właściwie dramatem historycznym, gdyż pewno wątki historyczne z tragicznego życia nieszczęśliwej królowej szkockiej, znajdujemy tylko w pierwszych pięciu scenach z których dowiadujemy się o napadzie zwolenników Knoksa na kaplicę królowej za cichym - jak się zdaje - przyzwoleniem Henryka Darnleya, nieudolnego, ambitnego i zazdrosnego króla, męża Marii.

"Maria Stuart" to dramat raczej psychologiczny o doskonałej, zwartej kompozycji z subtelnie wycieniowanym charakterem głównej bohaterki, to wejrzenie na postać znienawidzonej przez swych poddanych królowej nie z punktu widzenia politycznego czy społeczno-religijnego, lecz od strony wewnętrznej, psychicznej.

Akcja dramatu rozpoczyna się z chwili gdy Maria Stuart za poszeptem śpiewaka włoskiego i swego doradcy Rizzia pomija na wyroku przeciw sprawcom rozruchów imię Henryka. To staje się powodem spisku przeciw Włochowi, a w spisku tym biorą udział poza Darnleyem: nędzny intrygant j karierowicz kanclerz Morton, i brutalny żołdak Duglas, z którego mściwej ręki u stóp tronu ginie chytry, zakochany w królowej Rizzio. Miejsce Włocha zajmuje teraz hrabia Botwel człowiek chorobliwie ambitny i bezwzględny, który nie przebiera w środkach, byle królowę, istotę bez silnej woli i światłej rady, sprowadzić na drogę występku.

Botwel gotów jest po trupie Darnleya dojść do celu - zniszczyć szczęście pary małżeńskiej i zasiąść na tronie. Maria kocha go, a nienawidzi męża, ulegając zaś sugestywnemu działaniu Botwela, podaje Darnleyowi truciznę, od której ginie nie król, lecz powiernik jego, błazen Nick. Śmierć jego rozwija akcje, i stanowi dalsze stopniowanie dramatyczne. Dochodzi do nowych zbrodni Botwela, z ręki którego ginie Henryk oraz wierny paź królowej. W zakończeniu dramatu słyszymy wyrok potępienia, wydany przez Marię Stuart na samą siebie...

Dramat Słowackiego, przedstawiający tragiczne losy głów ukoronowanych, ludzi słabych i ułomnych, zamkniętych w atmosferze intryganctwa dworskiego, wystawiono na deskach Teatru Ziemi Pomorskiej nadzwyczaj starannie w bogatej oprawie scenicznej. Cały zespół aktorski zasłużył sobie rzetelną, koncertową grą na pełne uznanie widowni. Irena Ładosiówna w roli tytułowej z wielką dyskrecją i wdziękiem traktowała początkowe sceny, a w momentach przełomowych wczuła się tak silnie w tragiczne dzieje walk duchowych nieszczęsnej królowej, że podbiła wszystkich szczerością i potęgą ekspresji. W chwilach największego napięcia akcji drgały w jej głosie wzruszające akordy uczucia. St. Milski wzruszająco nakreślił sylwetę błazna Nicka, a moment tragicznej śmierci w interpretacji tego artysty był prawdziwym "majstersztykiem". Surzyński dał ze siebie maksimum wysiłku artystycznego, stwarzając nieszablonową kreację okrutnego Botwela. Ściborowa z wdziękiem zagrała rolę wiernego pazia królowej. Rokossowski (Darnley), Piekarski (astrolog), Ścibor (Rizizio), Łodziński (Duglas) - bez zarzutu.

Reżyseria H. Małkowskiej pieczołowita. Dekoracje Małkowskiego interesujące, nie banalne. Kostiumy na ogół odpowiednie, raził tylko swą szpetotą ubiór Duglasa. Toalety królowej przepiękne. Całość na niedoścignionej iście wyżynie, toteż życzyć by należało, aby widownia, na wszystkich spektaklach arcydzieła Słowackiego wypełniona była po brzegi i nie świeciła pustkami jak na sobotniej premierze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji