Artykuły

Latający reżyser

Wywiad z K. Koreckim, reżyserem "Pierwszego Legionu"

Słyszałem o "Latającym Holendrze" Wagnera, o "latającym dywanie" w jakiejś baśni z "Tysiąca i jednej nocy", ba, nawet o jakimś "latającym kocie" w jednej z bajeczek Grimma, ale "latający reżyser" to dla mnie "curiosum" w swoim rodzaju! Jest nim, ni mniej ni więcej: reży-ser "Pierwszego Legionu" w Teatrze Ziemi Pomorskiej, gościnnie występujący u nas p. Kazimierz Korecki, którego ostatnio spotkałem na dworcu toruńskim, gotującego się do "odlotu" do Bydgoszczy.

- Panie Kazimierzu -- pytam zdziwiony - jakim cudem się to dzieje, że spotykam pana tutaj, z chwilą gdy jest pan w stałym składzie teatru poznańskiego?

A "pan Kazimierz" uśmiecha się znacząco, wreszcie odparowuje mi celnie:

- Pan, redaktorze, jest "latającym korespondentem", bo spotykam pana tak często i tu i tam, dlaczego zatem ja nie miałbym być "latającym reżyserem", jak mnie zresztą w tym sezonie w teatrach zwykli nazywać. Szczęśliwy zbieg okoliczności, że latam i wystawiam sztuki sobie na chwałę, a panu na zmartwienie, dlatego, że będzie pan miał o czym pisać i ewentualnie co "chlastać" (teatralny termin techniczny importowany już i do prasy!), jeśli łaska.

-Widzę - powiadam - nosi pan w sercu jakąś animozję do nas ludzi pióra, jeżeli...

- Boże uchowaj! - przerywa Korecki - Żartowałem! Dla prasy miałem zawsze respekt, tylko w naturze aktorów leży już to od lat, że do recenzentów stają zawsze okoniem.

- To! to! - wołam - trafił pan w sedno!

I potoczyła się teraz rozmowa na tematy, które naprawdę żywo mnie interesują.

Przede wszystkim dowiedziałem się, że "Pierwszy Legion" wystawia Korecki już w trzecim teatrze z rzędu i do tej sztuki ma specjalny sentyment, jak i do roli, którą w tej sztuce kreuje. Jest pełen zachwytów dla pary obojga Brackich, których zna od zarania ich kariery, rad jest, że los pozwolił mu wreszcie zetknąć się z nimi na platformie teatru Kirow. przez dyr. Brackiego, bo teraz dopiero naocznie stwierdzić może z bliska, że istotnie - jak fama niosła - oboje są doskonałymi gospodarzami na niwie toruńskiego życia teatralnego. Nie szczędził też pochwał dla zdrowej atmosfery, panującej w zespole i pełnego oddania się toruńskich kolegów swojej pracy.

- Jestem stale właściwie w Teatrze Polskim w Poznaniu - mówił - ale dorywczo i sporadycznie reżyseruję i gram w Toruniu, Bydgoszczy i Krakowie. Z Pomorzem i Poznańskim nie rozstaję się od dwudziestu lat. Do Torunia mam zresztą specjalny afekt i zawsze doń przyjeżdżam z niekłamaną radością! Za dyrekcji Szpakiewicza wystawiałem tu szereg sztuk, z których "Kordian", "Madame Sans Gene" i "Miód kasztelański" osiągnęły rekordowe powodzenie, toteż i tym razem mam dziwne przeczucie, że sztuka musi długo utrzymać się na afiszu i odnieść sukces kasowy i artystyczny. Pracuje mi się miło, bo spotkałem tu wielu kolegów, którym albo torowałem niegdyś pierwszą drogę w życiu teatralnym, albo zżyłem się jako rówieśnikami na innych deskach.

- Nie wystarcza mi to - molestuję Koreckiego o bliższe szczegóły tyczące sztuki Lavery'ego. Dowiaduję się, że utwór w Poznaniu był wybitnie propagowany przez Akcję Katolicką, poza tym wspólnie był korygowany i opracowywany z o. o. jezuitami, z których o. dr Szopiński bardzo znacznie przyczynił się do sukcesu dzięki swym cennym wskazówkom.

- Byłem na premierze tej wspaniałej sztuki - wtrąciłem - i jestem nią zachwycony. To jest naprawdę coś, czego jeszcze nie było.

- Tak to rzecz nadzwyczajna. I jedno mam życzenie, aby kto żyw śpieszył do teatru na tę ucztę duchową i artystyczną. Tam może ukoić zbolałą duszę a dozna wrażeń wspaniałych, przeogromnych, które nim wstrząsną do głębi i każą mu wierzyć niezachwianie w istnienie, wielkość i potęgę Boga!

Zwłaszcza w dzisiejszych czasach niepokoju powszechnego i załamania psychicznego, gdy ciemne elementy z całą siłą zastawiają sieci na dusze nasze sterane, znękane i zbolałe, potrzeba nam podniety zdrowej, zasilenia, oparcia granitowego, by stać niezłomnie na straży naszej wiary i trzymać jej sztandar wysoko.

Apeluję do wszystkich katolików, pragnących budować silną i wielką Polskę Chrystusową, by pośpieszyli niezwłocznie, gremialnie do teatru naszego i byli świadkami potężnych wrażeń, jakie nam daje "Rozum i wiara" (Pierwszy Legion).

Korecki zapala się, mówi z entuzjazmem o walorach tej fenomenalnej sztuki i doskonałej grze całego zespołu.

Potem rozwodzi się szeroko na temat swych inscenizacyj, o czym nigdy nic zwykł do nikogo wspominać. Gdy wysłuchałem jego spowiedzi o "Juliuszu Cezarze", "Powodzi" Bergera, "Geldhabie", "Balladynie", "Marchołcie" Kasprowicza... - oświadczyłem lakonicznie:

- No - wywiad gotowy!

Ściskam serdecznie dłoń sympatycznego artysty i, patrząc mu śmiało w oczy, mówię:

- Oczekujemy ze strony pańskiej dalszych niespodzianek. Niech pan nie zapomina o Toruniu i reżyseruje tu jak najczęściej.

"Latający reżyser" uśmiechnął się i pobiegł spiesznie do pociągu, który miał go zawieźć do Bydgoszczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji