Artykuły

"Replika" i "Miesiąc na wsi" w oczach radzieckiego krytyka

- Afisz warszawskich teatrów jest bogaty i urozmaicony - napisał na łamach "Ogońka" Borys Gołubowski, moskiewski krytyk teatralny. W recenzji, w której autor przekazuje czytelnikowi radzieckiemu klimat teatralny naszej stolicy, pierwszeństwa udzielił wrażeniom z dwóch spektakli - "Repliki" J. Szajny w "Studio" i "Miesiąca na wsi" Iwana Turgieniewa przygotowanego przez A. Hanuszkiewicza w Teatrze Małym.

Oto jak wspomina Gołubowski dwa wieczory spędzone na przedstawieniach.

- Wchodzimy do hallu, ale okazuje się, że spektakl grany będzie nie w sali widowiskowej, a gdzieś na poddaszu. Pod schodami prowadzącymi na górę zatrzymujemy się: przed nami wyrasta góra obuwia; sterty starych butów wyznaczają i dalszą drogę do widowni. Na zaimprowizowanej scenie - jeszcze jedno usypisko, tym razem starych puszek po konserwach, protez, manekinów. I ciągle do naszych uszu dochodzi jakiś szelest. Już wiem, to szeleści papier na usypisku. (Ten dźwięk towarzyszy zresztą całemu przedstawieniu.) Nagle ze śmietniska wylania się naga ręka szukająca chleba, za moment wychodzą z niego aktorzy. Zaczyna się spektakl. Do postaci zbliża się mężczyzna w zielonym trykocie - strzela...

I wtedy poraża myśl: tak, to obraz obozu koncentracyjnego, krematoriów. Na ekranach umieszczonych w kątach pomieszczenia pojawiają się ogromne fotografie starych ludzi w pasiakach, więźniów obozowych. Aktorzy rozrzucają dalsze fotografie - kobiet, mężczyzn, dzieci w identycznych pasiastych kurtkach.

Zdumiewa oddanie aktorów występujących w tak trudnych warunkach, ich gra, prawie histeryczna, trzymająca widza w nieustannym napięciu nerwowym.

O spektaklu trudno zapomnieć. Kilka dni po jego obejrzeniu spotkaliśmy się z dyrektorem Teatru Polskiego Augustem Kowalczykiem. Pokazujemy mu fotografie wyniesione z "Repliki"; a on podchodzi do swojego biurka i z szuflady wyciąga podobne. Poznajemy na nich naszego rozmówcę. Kowalczyk był w Oświęcimiu dwa lata, Szajna - cztery.

Trudno przekazać słowami uczucie, jakie nas wtedy ogarnęło. Małe fotografie wskrzesiły tragedię narodu polskiego, zbliżyły namacalnie, wydawałoby się przy pierwszym spojrzeniu, abstrakcyjną symbolikę "Repliki".

Drugi wieczór spędzony w warszawskim teatrze był całkiem odmienny. Odwoływał się do innego świata. Znajoma sztuka "Miesiąc na wsi" I. Turgieniewa... Już po przekroczeniu progu sali widowiskowej - nowa niespodzianka - znajdujemy się w sadzie. Jakby prawdziwym. Cicho, tylko ptaki śpiewają. Na maleńkiej, porośniętej trawą polance rozstawione meble ogrodowe. Po scenie biegają dwa wspaniale psy. Czyżby tak nowatorski Hanuszkiewicz zdecydował się realistycznie odtworzyć życie starego folwarku? Okazuje się, że nie.

Całą akcję przeniósł reżyser z pomieszczeń domowych do sadu. Cały spektakl zbudował z silnych, wyrazistych obrazów. Równie mocno nakreślił sylwetki bohaterów. Wspaniała Zofia Kucówna nie ukrywa uczuć targających jej Natalię Pietrowna. Student Bielajew? Hanuszkiewicz wyraźnie go nie polubił. Nie dowierzył. I przełamując dotychczasowe przyzwyczajenia reżyserów w ukazywaniu tej postaci - rysuje ją bez kamuflażu, wyraziście odkrywając cały charakter Bielajewa...

Spektakl jest na pewno dyskusyjny. Hanuszkiewicz przyznał, że wystawiając Turgieniewa potraktował go trochę po czechowowsku, przechodząc od idylli do ostrych, kontrastowych zderzeń sytuacji i postaci. Spektakl brzmi jak protest przeciwko egoizmowi, bezdusznemu decydowaniu o ludzkim życiu.

Ten temat, temat troski o losy ludzi, przyzwanie do odpowiedzialności za to, co się wokół nas dzieje, wydaje się jedną z ważniejszych myśli polskiego teatru - kończy swoje refleksje Borys Gołubowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji