Artykuły

Dziennikarka statystką w operze "Turandot"

Po raz pierwszy w życiu rozpadłam się. Może nie na kawałki, bo jednak piszę ten tekst, w każdym razie upadłam malowniczo, a potem jeszcze miałam przedśmiertne drgawki. Zgodnie z koncepcją reżysera Michała Znanieckiego - pisze Katarzyna Kaczorowska z Polski Gazeta Wrocławskiej po kolejnej próbie do megaopery "Turandot" we Wrocławiu.

Niedziela 6 czerwca. Pierwsza próba "Turandot" Giacoma Pucciniego. Gorąco. Inspicjent Julian Żychowicz sprawdza listę obecności. W końcu wchodzimy na Stadion Olimpijski. Na przedzie ponad 100-osobowego pochodu Michał Znaniecki, reżyser widowiska przygotowywanego przez Operę Wrocławską. Siadamy na trawie. Przez dwa tygodnie będę statystką w słynnej operze.

Na pewno nic nie wiecie o "Turandot". No to wam powiem. To jest chińska księżniczka. Nie ten Turandot, ale ta Turandot. I na przedstawieniu nie będzie miała gołych piersi tak jak na plakacie - Znaniecki wprowadza nas w operę, a w tłumie młodych chłopaków słychać śmiech. Dowiadujemy się, że będzie trzech katów, będą Igreki (tych jest najwięcej) i Iksy. I kiedy kaci będą torturować, zabijać i robić straszne rzeczy, absolut-nie nie możemy rzucać się im do pomocy.

Po 15 minutach ruszamy do akcji. Zostaję Igrekiem. Igreki mają swoich Iksów, czyli przewodników stada. Mój przewodnik - Maciek - od pięciu lat statystuje przy wielkich widowiskach realizowanych przez Operę Wrocławską. Jest świetny. Pilnuje porządku, trzyma tempo i instruuje: - Trzeba być przygotowanym na wszystko. Wieczorem pewnie pojawią się komary. A na takie słońce trzeba mieć coś na głowie.

I ma rację. Kiedy Znaniecki wystawiał nad Odrą "Otella", było tak zimno, że statyści grzali się przy lampach. Ja do domu po pierwszej próbie (od godziny 14 do 19.30) wracam opalona.

Pierwszy akt. Znaniecki tłumaczy nam, że kiedy z głośników usłyszymy głos śpiewający "Popoli di Pekino", mamy być na swoich miejscach, twarzami do widzów. Schowani za chińskim murem, mamy do pokonania jakieś 30 metrów, czasu niewiele, a w dodatku mamy iść jak skamieniali. Przecież jesteśmy jak słynni żołnierze terakotowej armii.

- Macie być jak zombie! Jak golem! Nie wiecie, co to jest golem? Nie szkodzi, powiem wam później. Idziecie jak połamani, kiwacie się na boki! Sztywno! - tłumaczy Znaniecki.

No to się kiwałam. A potem zostałam szaloną piłką.

- Crazy balls! Jesteście jak szalone piłki. Odbijacie się od podestów w przód i w tył. Tylko uważajcie na głowy - poddajemy się poleceniom reżysera, który, jak już opanujemy bycie szalonymi piłkami, postara się obudzić w nas agresję - mamy być wściekłymi szalonymi piłkami, które głowami uderzają w wyimaginowaną szklaną szybę.

Niedzielnego popołudnia czekały mnie jeszcze przedśmiertne drgawki i zostałam szarfiarzem. A Michał Znaniecki odbierał esemesy od dyrekcji Pergolesi Spring Festival w Anconie. 4 czerwca odbyła się tam premiera "Il Flaminio" Giovanniego Batisty Pergolesiego w jego reżyserii. Spektakl przyjęto entuzjastycznie, a bardzo krytyczna włoska dziennikarka napisała, że Znaniecki to geniusz.

Kiedy wracałam do domu, najbardziej bolały mnie stopy. Kolejną próbę mam w czwartek.

***

My, Igreki, jesteśmy eskortą Iksów, które pchają kule, a ściślej będą je pchały na premierowych spektaklach. Na razie kule mamy sobie wyobrazić - ukryte będą w nich zagadki, jakie Turandot zada Księciu.

- Teraz usłyszycie taki wysoki sopran. Nie cierpię go - mówi Znaniecki i tłumaczy, że mamy wsłuchać się w odpowiedzi Księcia. Pierwsza grupa na dźwięk słowa "esperanza", czyli "nadzieja", ma upaść na trawę. Kolejna przy słowie "sangue", czyli "krew". Ja jestem w tej, która upadnie, gdy usłyszy "Turandot". No i tak się przejęłam, że jak tylko usłyszałam z głośnika Księcia śpiewającego "Turandot", buch, rzuciłam się na ziemię. Do tej pory myślałam, że zbyt szybkie tempo to męski problem. Zrozumiałam za to, co to znaczy instynkt stadny - pociągnęłam na trawę całą moją grupę.

Potem było znacznie lepiej, choć dały o sobie znać braki z musztry - za diabła nie mogłam załapać rytmu "lewą, lewą, lewą", choć inspicjent Julian Żychowicz maszerował razem z nami.

A na koniec dnia, szukając imienia Księcia, zostałam szarfiarzem. I na kolanach wysłuchałam słynnej arii "Nessun dorma". Za Księcia robiła Zosia, czyli Zofia Dowjat, asystentka Znanieckiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji