Artykuły

Berło kombatanta

O "Ślubie" autor wypowiada się obficie. Może nawet powiedział za dużo. W "Rozmowach z Gombrowiczem" Dominique de Roux znalazło się zdanie: "Boskość Henryka dokonuje się poprzez opanowanie innych ludzi, jak boskość Hitlera". Wszelkie pomysły socjologiczno-polityczne wydają się odtąd uprawnione... Forma, stwarzanie siebie i innych przez narzucanie im Formy, owszem. Ale nie tylko.

Nałkowska napisała w "Granicy": "Jest się takim, jak miejsce, w którym się jest". Określają nas inni, subiektywne odczucie własnej osobowości to złudzenie. Gombrowicz, już w "Ferdydurke", dynamizował, komplikował tę prostą zależność. Inni nas określają, stwarzają, ale i my ich stwarzamy, następuje sprzężenie zwrotne. Zarazem dokonuje się to nie tyle w głębinach jaźni, psychologii; osobowości, co w sferze gestów, ujęć powierzchownych, jakby filmowych. Jak we śnie, który śnimy anegdotycznie, z fabułą, z pełnym poczuciem konieczności takiego a nie innego jej biegu, rozwoju; co jest złudzeniem, bo te konieczności są właśnie płytkie, uzależnione od gestów, od swobodnego, zewnętrznego wobec śnionych osobowości, toku wydarzeń. Mocno natomiast wiążą się z wewnętrznym życiem tego, kto śni.

"Ślub" jest takim snem Henryka, polskiego żołnierza, gdzieś we Francji podczas ostatniej, wojny. Widzi dom swój zmieniony w karczmę, rodziców wykolejonych, narzeczoną, którą prawa wojny? prawa snu? przemieniły w dziewkę. Skoro ich widzi, znajduje się wobec nich. Skóro jest z nimi, chciałby coś zmienić, przywrócić do dawnego ładu. Broniąc ojca przed pijakiem, klęka, a skoro klęka przed ojcem jak przed królem, przemienia go mocą swej wyobraźni, swego snu, w króla. A skoro ojciec jest już królem, powstają wokół niego dworskie intrygi. Ten, kto wobec karczmarza był pijakiem, wystąpi teraz w roli ambasadora. Pijak chciał znieważyć karczmarza, ambasador spiskuje przeciwko królowi. Ale gdy syn obronił karczmarza klękając, syn królewski weźmie udział w spisku, dokona zamachu stanu, zajmie tron, a rodziców, przeciwników, wszystkich obojętnych lub posądzonych o nieprzychylność wtrąci do lochu. Będzie panował sam, będzie uświęcał się sam. Sam sobie udzieli ślubu z narzeczoną-dziewką, aby ją podnieść do dawnego stanu dziewictwa. Ale aby to wszystko się dokonało naprawdę, choć we śnie, konieczne jest jakieś absolutne potwierdzenie tych autokreacji; cóż bardziej absolutnego nad śmierć? Henryk namawia przyjaciela, Władzia, również żołnierza na ziemi francuskiej (a więc żywego czy senny majak?), by odegrał samobójstwo; wie jednak, że ta gra musi być serio, że tylko prawdziwy, a nie udany, trup będzie miał moc potwierdzenia wszystkich dotąd udawanych ról.

Skorzystajmy z upoważnienia autora, nie idąc zresztą za nim aż do... Hitlera. Mechanizm tego snu stanie się dostatecznie przejrzysty, jeśli będziemy pamiętać, że jest to sen... kombatanta. Od czasów Napoleona każdy z nich nosi w tornistrze buławę marszałka; Henryk ma królewskie berło. Nawet sen o domu rodzinnym musi przemienić się w sen o zdobyciu władzy. Nie wymyślił tego Gombrowicz. W jego doświadczeniu mieścili się legioniści i legionowe dwudziestolecie, międzywojenne. Gdy postąpimy tym tropem jeszcze krok na bardzo grząskim gruncie analogii historycznej, potkniemy się o samobójczą śmierć Walerego Sławka, Czy, jak śmierć Władzia w sztuce, nie była ona potrzebna komuś dla urzeczywistnienia swej władzy, by sen i jawa połączone zostały w jedno martwym zewłokiem człowieka? To bardzo grząski grunt analogii historycznej i literackiej, oczywiście. Ale warto było na nim stanąć, by wyprowadzić "Ślub" z zakamarków gry formami, z uniwersalizmów literackich wprost w brudne doświadczenie rzeczywistości. Sen o władzy. Spisek (z przedstawicielem obcego mocarstwa) przeciwko ojcu. Prowokacja, która ma umocnić świadomość, że się już jest u celu. Terror wobec opozycji i podwładnych. Boże! Ten Gombrowicz wydał w 1946 roku sztukę o całkiem dzisiejszych duchowych, gdyby tak jeszcze można powiedzieć, mechanizmach przewrotu, sposobach panowania, bardzo, niestety, aktualnych snach o władzy. Przecież to wszystko, co dzieje się we współczesnym świecie, powiedzmy w Azji, Afryce, Ameryce Południowej, jest jakimiś wewnętrznymi nićmi powiązane z doświadczeniem ostatniej wojny (albo, mówiąc inaczej, moralnie przez tę wojnę i jej doświadczenie rozwiązane); jest więc - miał prawo tak powiedzieć poeta, bo Gombrowicz jest tutaj, w "Ślubie", poetą - doświadczeniem, snem, wyobrażeniem i samorealizacją kombatanta....

Krystyna Skuszanka, która wystawiła "Ślub" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, nie posunęła się tak daleko jak autor, jak recenzent, w publicystycznej interpretacji. Ale zastosowana przez nią artystyczna wykładnia dramatu pozwala snuć i takie upraszczające wątki. Skuszanka bowiem wydobyła przede wszystkim sens fabularny utworu, mniej troszcząc się o proponowaną przez autora grę form; ta powinna dotrzeć do Widza sama, wtórnie "niejako, poprzez realizację intrygi. I tak się dzieje. Sen Henryka wyłożony został logicznie, nie tracąc hic ze złudności majaku; co więcej, owe majaki - nie tracąc nic ze swej logiki - zostały uwewnętrznione, wzbogacone o własny Skuszanki teatr romantyczny. Na dworze króla-ojca aktorzy zaczynają nagle mówić w rytm menueta z Balu u Senatora w "Dziadach". Dążenie Henryka do obalenia ojca-króla staje się repliką drogi Kordiana do sypialni cara. Skuszanka dalą przez to przedstawieniu akcent, bardzo osobisty, płynący z własnego najcenniejszego doświadczenia artystycznego. Zarazem sprowadziła i "Ślub" i Gombrowicza na udeptaną ziemię polskiego teatru, wywiodła z tradycji i w tę tradycję wtopiła, zgodnie przecież z gombrowiczowską regułą wzajemnego dynamizowania się form. I tak, nie kłamiąc autorowi, powstało przedstawienie, którego intryga jest czytelna, zrozumiała i dostępna, ekspresja artystyczna wciąż interesująca i bogata, a przy tym konsekwentna, matematycznie - należałoby raczej powiedzieć: poetycko - ścisła. I najdalsza od nadmiaru pomysłowości.

Henryka zagrał Krzysztof Jędrysek. Nie jest to rola dojrzała, bo i trudno byłoby takiej wymagać od debiutanta bodajże. Ale - odpukać! - zapowiada tęgi, jak kiedyś mówiono, talent aktorski. W rolach rodziców zjawili się Anna Lutosławska i Mikołaj Grabowski, odważnie posuwając się po krawędzi komizmu i dramatyczności, dając, szczególnie w tej drugiej roli, pełne złudzenie sennego zwidzenia. Pijaka i obcego posła grał sprawnie Paweł Galia; w obu wcieleniach, służącej i księżniczki, groteskowej miary przestrzegała Halina Wyrodek.

Scenografia Wojciecha Krakowskiego, dramatycznie podnosząca temperaturę akcji i utrzymująca jej tempo muzyka Adama Walacińskiego dopełniły tego pojednania Gombrowicza z teatrem współczesnym, z jego doświadczeniem dzisiejszym i wczorajszym, z jego dojrzałością (dawną?) i niedojrzałością (obecną - a może przeciwnie?), drugiego udanego pojednania po łódzkiej "Operetce" Kazimierza Dejmka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji