Szambelan: To? Takie sobie...
W Radomiu "Iwona, księżniczka Burgunda" weszła na scenę w majestacie nazwiska Wielkiego Autora, w towarzystwie świty, w skład której zaliczyć trzeba -reżysera (Marcin Sławiński), scenografa (Jerzy Rudzki) autora muzyki (Jacek Szczygieł) i asystenta reżysera (Danuta Dolecka); towarzyszą im jeszcze aktorzy, wśród których król Witold Gombrowicz wykrzywia gębę w ironicznym grymasie, dziwiąc się jednocześnie, że udało mu się prowadzać tę całą świtę po manowcach. Najrozleglejsze te manowce są w pierwszej części przedstawienia - w drugiej jakby już się trochę odnaleźli, dostrzegli owe grymasy i postanowili się bronić. No bo kto pozwoliłby kpić z siebie w żywe oczy, nawet jeśli fest to KRÓL GOMBROWICZ, a może nawet dlatego. Otóż - trzeba przyznać - że trudno jest opanować materia! dramaturgiczny, prezentowany przez Gombrowicza, bowiem ciągle wymyka się spod kontroli reżysera i aktora, wymaga finezji rzemiosła scenicznego od wszystkich, którzy inscenizację przygotowują.
Lucien Goldmann w "Teatr Gombrowicza" od interpretację "Iwony" i "Ślubu" jako tekstów "wyłącznie onirycznej natury, których wartość literacka przejawiałaby się głównie na poziomie groteski i emocji", proponuje interpretację - nawet przeciwko samemu autorowi "chodzi o dzieła, (...) spójne, przynajmniej w przypadku Iwony, linearne, stanowiąc? (...) satyryczny i okrutny opis społeczeństwa w wizji arystokratycznej i chrześcijańskiej ". Sprowadza więc tę interpretację na poziom rozważań społeczno - polityczny twierdząc, że "Iwona" pokazuje społeczeństwo przedwojenne, a właściwie jego klasy rządzące.
Myślę, że radomska premiera idzie w tym właśnie kierunku tworzenia obrazu psychologicznego pewnej grupy ludzi ze szczytu drabiny społecznej, z tzw. elity władzy. Mocno zaakcentowana scena z ubogim, któremu "podnoszą" stawkę jałmużny z pięciu na piętnaście groszy. "Niech zna pana!" - oznajmia król, potwierdza tę interpretację. "Wprawdzie jest to intencja słuszna, ale tylko cząstkowa, bowiem pozostawia niejako poza zainteresowaniem reżysera takie problemy jak konstrukcja postaci scenicznych. W przedstawieniu radomskim na przemian obserwujemy groteskowe kukły, albo groteskowe kukły, albo sentymentalno-liryczne indywidua, które gubią się w rzeczywistości scenicznej fabuły dramatu. Zacierają się więc w rzeczywistości kontury postaci, a przedstawienie traci wspomnianą przez Goldmanna "spójność i linearność"'.
W jednej tonacji utrzymała się tylko "najjaśniejsza para królewska" Królowa Małgorzata (Maria Chrościelówna) i Król Ignacy (Andrzej Iwiński). P. Maria Chrościelówna jest niezwykłe ekspresyjna w scenie czytania wierszy: przypomina wtedy Lady Mackbeth, która błąka się nocą po zamku szukając uciszenia. Połączenie dramatu samotnej kobiet y z grafomańskimi próbami poezji, które pisze, stwarza niezwykłą wprost sytuacje dramatyczno-komiczną. W tym "wielkim monologu królowej" doszła do głosu nieuświadomiona autoironia, przeradzająca się w Ostrą satyrę: KRÓLOWA - z bolesnym grymasem
Dla was, ludzie, ja siedzę na tronie
W koronie,
Nie wiecie, co płonie w mym łonie.
Wy myślicie, że jestem, dumna.
Wspaniała i rozumna.
A ja tylko giętka być chcę.
To brzmi jak sentymentalne argentyńskie tango z repertuaru Stanisława Grzesiuka. To jest mocna scena zarówno w tekście jak i na scenie.
Pozostaje rola bohaterki tytułowej, Iwony, która się skarży, że "to tak w kółko każdy zawsze, wszystko zawsze... Tak to zawsze", co stawia ją poza kręgiem, dworskim, stwarza atmosferę egzotyki, ciekawości, zwłaszcza że Książę Filip (Piotr Bąk) dla kaprysu postanowił ożenić się z nią. Pani Ewa Betta, wbrew pozorom, miała niezwykle trudne zadanie, bo odtwarzała właściwie postać milczącą (czyżby to echo starego Dulskiego?). Trzeba przyznać, że wyszła z tego z sukcesem, utrzymała jednolity styl autentyczności wobec pozorowanego szyku dworskiego.
Pewnie przedstawienie poddane zostanie jakimś korektom, zwłaszcza jego pierwsza część, nader statyczną, nawet chyba trochę ospała. Mimo tych uwag przedstawienie jest interesujące, a po spektaklu "Kochanowski? a kto to?" nawet powiedziałbym, że sukces!
PS. Więc odurzony przez tej pani
śliczność.
Wnet przed zjawiskiem stajesz
niepojętem,
I chciałbyś wiedzieć, "z kimże okoliczność"
I co w niej prawdą jest, a co talentem?