Artykuły

Żołnierz Królowej Madagaskaru

TEATR MUZYCZNY. "Żołnierz Królowej Madagaskaru" - St. Dobrzyńskiego. Przerobił J. Tuwim.

"Żołnierz Królowej Madagaskaru" to nie tylko "wesoła przygoda starowarszawska", ale również wesoła przygoda Warszawy najmłodszej - tej, odgrzebującej się z gruzów. "Przygoda" ta jest jednym wielkim wybuchem śmiechu nad szumem pierwszego pociągu na linii Radom-Warszawa nad szumem kankanowych falban, nad szumem "szampitra" i nad łagodnym kołysaniem walczyków wiedeńskich ("Bo walczyk to taniec taki niewinny").

W atmosferze śmiechu, który ogarnia widownię, wycofać się muszą jak niepyszne wszelkie kryteria, demaskujące zazwyczaj to, co autor i reżyser pragną zamaskować. A więc w tym wypadku pretensje o współczesno-rewiowy charakter widowiska, kłócący się ze stylem epoki, o rozwiązanie farsy, w którym nic się nie wyjaśnia, o bezstylowy i pozbawiony komizmu tercet pań w obrazie 2-im (salon p.p. Męckich), o brak tempa w obrazie 3-cim (teatrzyk ogrodowy "Arkadia"). Wszystko to przepada w ogólnej atmosferze uciechy, która narasta do niebywałego maksimum w kapitalnych scenach awantury Mazurkiewicza (p. Sempoliński), mecenasa z Radomia, prezesa towarzystwa "Lilia Radomska" z kankanową uwodzicielką, Kamillą (p. Zimińska). Na dwu tych świetnych rolach w wykonaniu świetnych artystów oparta jest farsowa akcja całej "przygody starowarszawskiej". Wzdłuż tej zasadniczej linii pojawiają się przeróżne epizody - ożywione sylwetki z teki karykatur Kostrzewskiego. Epizody te podzielili między siebie p. Olsza i p. Mroziński. Przedstawienie oglądane od tej strony jest swojego rodzaju turniejem między tymi dwoma wyjątkowo sympatycznymi aktorami. Jesteśmy świadkami zdumiewających metamorfoz - zwłaszcza w repertuarze p. Olszy. Trudno poprostu dać wiarę, że kolejarz Nikifor, złoty młodzieniec i kelner z Hotelu Europejskiego to w rzeczywistości ten sam p. Olsza.

Podobnie zresztą w metamorfozach p. Mrozińskiego. Jeśli kamerdynerem salonu Łąckich jest p. Mroziński, to nie jest nimi chyba inspicjent teatrzyku "Arkadia". Ale cóż? Musimy wierzyć programowi. Z młodych sił zwraca uwagę miłą powierzchownością oraz inteligencją dobrze zapowiadający się aktor p. Witold Sadowy. Jego Władzio jest jednym z epizodycznych lecz pełnych wdzięku ozdobników całości. Wśród tych postaci dużo śmiesznego zamieszania robi Kazio (p. Grabińska), straszliwe dziecię mecenasa Mazurkiewicza, które ciągle "męczy ojca". Dłubie w nosie, strzela z łuku do ludzi, tłucze serwis na 24 osoby i podpala dom... Ale to nic nie szkodzi, bo i tak wszystko dobrze się kończy. Akcja mknie systemem rakietowym - eksplozjami śmiechu - wspomaganą precyzyjną i stylową ilustracją muzyczną, powiązaną przez p. Sygietyńskiego. Za przeróbkę literacką (świetną) mały listek wawrzynu należy się p. Tuwimowi, którego - mimo wszystko - radzibyśmy widzieć przy innej robocie... Za niezwykle staranną i pomysłową reżyserię kierujemy słowa należytego uznania pod adresem p. Warneckiego.

"Teatr Muzyczny" rozpoczynający swą działalność tak efektownie i w takich komfortowych (jak na Warszawę!) warunkach może stać się pierwszorzędną placówką kulturalną. Życzymy mu, by nigdy nie obniżył poziomu, który osiągnął w momencie startu. I jeszcze jedna sprawa, wyrastająca daleko poza ramy notatki recenzyjnej. W r. 1936 i w Teatrze Letnim w "Żołnierzu Królowej Madagaskaru" rolę Mazurkiewicza grał śp. Mariusz Maszyński. Należy o tym pamiętać: W Warszawie żył, w Warszawie grał, zawsze wysoko trzymając sztandar sztuki polskiej i w Warszawie zginął. "Żołnierz Królowej Madagaskaru", ta jedna z najweselszych sztuk, jaką widzieliśmy w Warszawie, przypomina jedną z najsmutniejszych tragedii, jaka wydarzyła się wśród ludzi teatru Warszawy.

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji