Artykuły

"Pigmalion" G. B. Shaw'a na scenie Teatru Powszechnego

Doprawdy nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego Shaw'a, szczególnie u nas w Polsce, nazywano "szermierzem wolności", dlaczego uczyniono z niego sztandar w walce o postęp, demokrację itp.

Nad twórczością wielu pisarzy ciąży opinia, która raz ugruntowana u współczesnych nie tak łatwo daje się zmienić w świadomości ogółu. I cokolwiekby Shaw napisał zawsze się znajdzie jakieś uzasadnienie jego przemyślanej twórczości w kierunku pożądanym: jeden go weźmie na serio, drugi będzie uważał, że owszem, umie się poznać na żartach.

Tymczasem słusznie już kiedyś zauważono, że akrobatyczne popisy umysłowe Shaw'a są tylko dla "dorosłych". Wiele złego stało się już z tego powodu, że pisarze brali od niego na serio "sposób myślenia". On się bawi odwracaniem prawd na absurd, składając przez to samo im hołd, że je uważa za niezwalczone. Bawi się absurdem, ale biada publiczności, która by od niego uczyć się chciała prawd.

I zaiste, jeśli spojrzymy na niego od tej strony, wyda nam się wprost śmiesznym przypisywanie mu intencji, jakich nigdy nie miał. Chłodna, intelektualna zabawa twórcza Shaw'a jest daleka jakimkolwiek aspiracjom wolnościowym, czynnikom jakiejkolwiek walki. Shaw ze swą twórczością stoi bowiem na drugiej krawędzi tego, co w poezji nazywamy stosunkiem uczuciowym do świata. Żywy umysłowo, ale uczuciowo zgorzkniały samotnik nigdy nie odczuje cierpień człowieka. Ludzie jakich pokazuje nigdy nie wzruszają więcej, nie dodają nawet powagi prawdom Shaw'a, jeżeli nawet uprzemy się uważać je za prawdy.

Główne swe dzieła tworzył Shaw wówczas, gdy Europę ogarnęła fala gorącego idealizmu, gdy rozgorzała walka o duszę człowieka. I jest dla mnie coś upokarzającego w tym, że gdy dzieła wielkich kombatantów , choćby Ibsena, idą w niepamięć, doskonale skonstruowane zabaweczki Shaw'a, umieszczone często na podwórku tych samych zagadnień działają ciągle znakomicie. Dziś już nawet nie przerywając snu.

Dobrą ilustracją do tych słów jest widziany w Warszawie nie wiem już po raz który "Pygmalion". Wierny z mitologii o sławnym snycerzu, który wyrzeźbiwszy statuę Wezery tak ją sobie upodobał, że pojął ją za żonę. Bogini prośbami mistrza wzruszona - posąg ożywiła. Na tej kanwie mitologicznej osnuł swą sztukę i Shaw. Uczynił z ubogiej kwiaciarki księżniczkę nauczywszy ją mówić poprawnie o pogodzie.

Czy my jednak podzielamy tę naiwną wiarę autora w metamorfozę? Jesteśmy w ciągu całych pięciu aktów w jego warsztacie, podpatrujemy się jego misternym i czarującym sztuczkom, jesteśmy pełni uznania dla jego talentów. Wszakże mistrz ma dyplom pasujący go niemal na króla współczesnej dramaturgii. A przecież mamy ciągle świadomość, że patrzymy tylko na dekorację, jesteśmy pewni, że wielki kpiarz będzie próbował i nas wreszcie okpić, że jest to tylko mała utarczka z konwencją i żart z ustalonych poglądów.

Bo Pigmalion Shaw'a nie jest zgoła Pigmalionem. Łatwiej jest stworzyć Robota. Nie da mu się wprawdzie duszy, ale doskonale stosować go można do kilku czy kilkunastu sytuacji, które się przewidzi. I wówczas figurynka jest po prostu doskonała. Papierowej symbolice nie potrzeba mądrości życia, lecz starannego doboru efektu. Tylko dusza ludzka dolatuje do kresu i stygnie. Dobrze skonstruowana i naoliwiona zabawka działa w taką nieskończoność, dopóki się nie popsuje. Oczywiście z powodów mechanicznych.

Ciężar zbawienia przez uczucie zastępuje Shaw ciężarem zbawiania przez cywilizację. Ale my przecież wiemy, że życie płynie poza sztuką Shaw'a, my przecież nie doszukujemy się prawdziwych konfliktów i prawdziwego dramatu - a życie jest zawsze dramatem - na półce z zabawkami. A gdybyśmy przez chwilę pomyśleli, że jest inaczej - stary i smutny cynik roześmiałby się z nas serdecznie. Może po raz pierwszy w życiu.

Obserwując pracę miejskich teatrów dramatycznych muszę z przyjemnością stwierdzić, że widzę w tej pracy znaczny postęp. Wystawienie "Pigmaliona" - acz dalekie jeszcze od ideału jest przecież przykładem rzetelności i wysiłku. Reżyser Teatru Powszechnego Powszechnego p. Jan Kochanowicz zmontował widowisko zupełnie przyjemne, choć nie ze wszystkim chciałbym się z nim zgodzić. Nie czepiając się drobiazgów, muszę powiedzieć, że wolałbym w "Pygmalionie" idąc za wykładnią tradycyjną widzieć komedię, a nie farsę, bo taką nutę często brali bardzo dobrzy zresztą jako wykonawcy pp.: K. Petecki i Marian Trojan.

Metamorfoza p. Hanny Bielskiej (Eliza) była bardzo przekonywająca. Widzę w niej aktorkę z dużymi możliwościami. Możliwościami. A oto reszta przyjemnej obsady: W. Chądzyńska, St. Kawińska, W. Lipińska, J. Wacińska, M. Piasecka, H. Jaszczołtowa, J. Wasowski (pułk. Pickering), W. Sadowy i Z. Grafowski. W ramach możliwości Teatru Powszechnego dobrze wywiązał się z zadania dekorator p. Jan Hawryłkiewicz. Sztukę przyjęto życzliwie.

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji