Artykuły

"Klown" przeciera ścieżki?

Na tle wysokich budynków, pochylonych skośnie w fotograficznym "skrócie", pomiędzy trzepakiem i ławką a pojemnikami na śmieci - niewielka przestrzeń wielkomiejskiego podwórka. W tej bardzo sugestywnej scenerii, za muślinową zasłoną, w takt dramatycznej muzyki przesuwają się pośpiesznie rytmicznym i wyrazistym ruchem ludzkie postacie, z których każda, pogrążona we własnych myślach i przeżyciach przebiega scenę własnymi ścieżkami.

Kiedy zniknęły, wchodzi stary klown, objuczony swoimi rekwizytami, a gdy się w przyćmionym świetle zdrzemnął, pojawia się w ruchomej plamie reflektora, poruszana przez ukrytego w cieniu aktora marionetka, będąca jakby pomniejszonym wizerunkiem śpiącego.

Odtąd widz staje się świadkiem sennych majaków klowna, w których odżywają zdarzenia zapomnianego dzieciństwa, lat młodzieńczych, a zarazem jakby dzieje rówieśnego pokolenia aż po chwilę obecną. Rozgrywa się to na zasadzie pantomimy, a dźwięki mowy ludzkiej wyrażają się jedynie w monosylabach, w śmiechu i krzyku lub w nieistniejącym języku.

Z tego co usiłuję tu w miarę wiernie odtworzyć wyłania się, być może, jakiś komunikatywny przekaz środków zastosowanych przez reżysera (zgodnych najpewniej z intencjami autora, który jest tu tą samą osobą) - dla wypowiedzenia nadrzędnej idei utworu. Jeśli wolno ją tak odczytać, opowiada się ona za solidarnością ludzi w obronie spokojnego i szczęśliwego dzieciństwa, w obronie humanistycznych wartości przed zagrożeniem wojennym.

Prawdziwie oryginalny pomysł posłużenia się pantomimą - co oznacza w tym przypadku konfrontację "żywego" mima z niemą lalka - poddał ogniowej próbie nośność pozasłownych środków lalkowej ekspresji, obciążył ruch i gest wyjątkowo trudnymi zadaniami.

Zaryzykowałbym ocenę, że w sferze budowania nastroju i nawet w przeprowadzeniu ideowego przesłania można mówić o dużym osiągnięciu artystycznym przedstawienia. Sztuka silnie pobudzała wyobraźnię widza, wiele scen było urzekająco pięknych, wiele momentów dowcipnych, pobudzających widownię - małą i dużą - do wybuchów śmiechu. Pantomima, kojarzona często z trickami (ruszające się sprzęty) doskonale się sprawdzała w scenach o charakterze ludycznym, a także - w momentach grozy, kiedy to świat walił się nad głowami spłoszonych ludzi.

Również wtedy pantomimiczne środki były bardzo na miejscu, kiedy sytuacja miała swoją symbolikę, jak w podnoszeniu przewróconego globusa, bo wtedy, jak sądzę, nie raził nawet ruch dosłowny, podczas gdy w pantomimie powinien on mieć charakter zastępczy i umowny, przetworzony. Ale - jak było rozwiązać zbyt dosłownie pomyślaną sytuację z ogromnie rzeczywistym czołgiem, którego nie dało się usunąć - a szkoda - przez zasłonięcie go parasolem? Trzeba było całej krzątaniny z usuwaniem pocisków, które dopiero w pojemniku na śmieci stają się, podobno, bezpieczne dla otoczenia. Gdzieś tu na pograniczu symboliki i dosłowności czaiły się największe niebezpieczeństwa.

Zbyt zdawkowy byłby komplement, że autor miał "coś" do powiedzenia, miał bowiem, jak na jeden raz, zbyt dużo, a szafował przy tym pomysłami ze swojej bogatej inwencji zamiast je zaoszczędzić na przyszłe sztuki, z pewnością godne nie mniejszego uznania niż to najnowsze osiągnięcie..

Swoje różnorodne i mocno obciążające zadania sceniczne wykonywali aktorzy znakomicie. Oprócz wzruszającego i rozbawiającego widownię TADEUSZA WOJANA (Klown), wystąpili: MIECZYSŁAW DYRDA, IRENA FERWOEN, URSZULA SĘKOWSKA, TOMASZ PIETRASIK, WŁODZIMIERZ WDOWIAK.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji