Artykuły

Hrabia Jubilat Wojciech Dzieduszycki

Pomiędzy debiutem a jubileuszem w życiu WOJCIECHA HRABIEGO DZIEDUSZYCKIEGO wydarzyło się tyle, że mógłby obdzielić swoim życiorysem kilka osób i los każdego byłby ekscytujący - sylwetka artysty świętującego 70-lecie pracy artystycznej.

Kiedy przed kilku tygodniami w Operze we Lwowie świętował jubileusz 70-lecia pracy artystycznej, nie potrafił ukryć wzruszenia. - Trudno mi uwierzyć, że to nie jest sen. Tu, na tej scenie, po 70 latach czuję się jak bohater filmu science fiction - mówił Wojciech Dzieduszycki do nie mniej wzruszonej widowni. 34 letni tenor Wojciech Dzieduszycki debiutował arią Leńskiego w Eugeniuszu Onieginie. Tego wieczoru "jego" partię r wykonał Paweł Tołstoj. Pan Wojciech zaśpiewał Uliczkę w Barcelonie Michała Tyszkiewicza i piosenki lwowskie.

W wieku 14 lat zaczął pracować w majątku ojca Pomiędzy debiutem a jubileuszem w życiu Wojciecha hrabiego Dzieduszyckiego [na zdjęciu] wydarzyło się tyle, że mógłby obdzielić swoim życiorysem kilka osób i los każdego byłby ekscytujący.

Urodził się w Jezupolu na Pokuciu, niedaleko Stanisławowa. Majątek jego rodziców liczył 43 tysiące hektarów w samych lasach! Trzy powiaty. Gdy Wojciech skończył 14 lat, jego ojciec uznał, że syn powinien zacząć pracować. Przemiana w dorosłego, odpowiedzialnego człowieka zaczęła się od obcięcia długich włosów, a marynarskie ubranko zastąpiły długie płócienne spodnie i koszula.

Pobudka o 3.30. Potem doglądał karmienia koni i dojenia krów. Po czym wsiadał do bryczki i jechał do szkoły do Stanisławowa. Po powrocie nie odrabiał lekcji, tylko ujeżdżał konie z chłopcami stajennymi... Mimo tylu obowiązków nie uważał, że coś traci z dzieciństwa, przeciwnie - czuł się dumny i potrzebny. Imponowało mu, że chłopcy stajenni muszą się go słuchać. O ile ojciec, surowy i wymagający, widział go w roli przyszłego zarządcy majątku (właśnie dlatego Wojciech Dzieduszycki ukończył wydział rolny i budowę maszyn młyńskich), o tyle jego matka, zakochana w sztuce, muzyce i... wielka podróżniczka, widziała w synu przyszłego artystę. Dzięki niej ukończył konserwatorium w klasie skrzypiec u Cetnera, dyrygenturę u Sołtysa i śpiew u Heleny Oleńskiej.

Arie z Toski uratowały mu życie

Śpiewał na tyle dobrze, że wysłano go do Włoch, a tam został pierwszym tenorem w 0pera Comunale we Florencji. We Włoszech był bardzo cenionym śpiewakiem. Bardzo często koncertował w innych miastach. Właśnie umiejętność śpiewu w czasie wojny uratowała mu życie. Kiedy znalazł się wśród skazanych na śmierć w obozie koncentracyjnym Gross-Rosen, jeden z niemieckich oficerów, wiedząc, że jest śpiewakiem, poprosił go o dwie arie z Toski. Kiedy je zaśpiewał, wrócił do świata żywych.

Wpływ matki zatem uratował mu życie. Hrabina Dzieduszycka była nadzwyczaj interesującą kobietą. Jako pierwsza weszła na silnie zlodowaciały szczyt Grossvenediger w Alpach. Towarzysząc mężowi, który jeździł po konie arabskie do Indii, zorganizowała tam wyprawę i przeszła wszystkie przełęcze. Przebrana za Szerpa, weszła do świątyni tybetańskiej. Po czym o tej wyprawie napisała książkę Indie i Himalaje.

Wojciech Dzieduszycki we wszystkich swoich wywiadach podkreśla, że przez całe życie prowadziły go kobiety. Najpierw właśnie niezwykła matka. Potem starsza o 10 lat siostra Nela, następnie trzy żony. Pierwsza żona, Maria Kostecka, polonistka i świetna narciarka, zmarła w obozie koncentracyjnym.

Druga - Halina Świątek, była przyjaciółką Marii Kosteckiej. To ona pomogła mu przetrwać rozpacz po stracie żony. Czas leczy rany i daje szansę na nową miłość. Tak stało się w ich przypadku. Zakochali się w sobie i postanowili pobrać. Jak najlepszy dowcip pan Wojciech opowiada, że któregoś dnia przyszedł do Teatru Kameralnego w Krakowie, któremu dyrektorował, a tam czekało na niego pismo urzędowe: "Wzywa się Wojciecha Dzieduszyckiego do zawarcia związku małżeńskiego z Haliną Świątek". Państwo Dzieduszyccy przeżyli razem kilkadziesiąt lat, aż do śmierci pani Haliny l czerwca 1997 roku. Małżonkowie założyli kabaret Dymek z papierosa, który działał 18 lat.

Rodacy zawdzięczają mu mąkę wrocławską

Po raz trzeci ożenił się w maju 2002 roku. Poznali się przed wojną we Lwowie. Ich rodziny przyjaźniły się od lat. Pani Irena Małecka była przyjaciółką pierwszej, potem drugiej żony pana Wojciecha.

Pytany o receptę na szczęśliwe życie, podaje ją. Pracować, mieć ciekawość świata i życzliwość dla ludzi. Nie oglądać się wstecz, żyć dniem dzisiejszym i cieszyć się tym, co się ma. I jeszcze słowo o ojcu. I on miał rację, wysyłając syna na studia budowy maszyn młyńskich. Dzięki temu po wojnie przez 10 lat pan Wojciech był dyrektorem wszystkich dolnośląskich młynów. A my, konsumenci, zawdzięczamy mu mąkę wrocławską i makaron czterojajeczny.

W skrócie

Urodzony: 5 V11912 roku w Jezupolu k. Stanisławowa

Znany: Śpiewak operowy; przed wojną z wielkimi sukcesami występował w operach we Lwowie i Florencji. Krytyk i publicysta muzyczny. Założyciel kabaretu Dymek z papierosa. Twórca radiowych i telewizyjnych programów muzycznych, Festiwalu Chopinowskiego w Dusznikach-Zdroju.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji