Artykuły

Déja vu

IX Letnie Forum Tańca Współczesnego w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Polsce Kurierze Lubelskim.

Jeden z organizatorów Letniego Forum Tańca Współczesnego już pierwszego wieczoru uprzedzał mnie, że piątkowa prezentacja - czeskiego zespołu DOT504 - może wzbudzać kontrowersje. Przyznaję - zaciekawił mnie tym i rozbudził oczekiwania. Bowiem właśnie z bardzo kontrowersyjnym spektaklem wiążą mi się wspomnienia jak najlepsze.

W 2006 roku, w programie jubileuszowych X Spotkań Teatrów Tańca największą prowokacją był spektakl "Świat rozwrześnił się październikując powoli w stronę listopada" z choreografią Stanisława Wiśniewskiego. Polski choreograf z Francji wystawił nim publiczność na nie lada próbę, każąc jej oglądać dziesięciokrotne (sic!) powtórzenie tego samego układu. Już przy bodaj piątym razie zaczęły się próby przerwania spektaklu, ale tancerka - rewelacyjna Cecil Pegaz - wykonała go do końca; bezbłędnie, co do pojedynczego ruchu i gestu powtarzając całą - skądinąd nadzwyczaj ciekawą - choreografię. Ta realizacja wywołała oceny skrajne; od oburzenia (naprawdę!) po zachwyt. Mnie zachwyciła. I powiem więcej - choć od tego czasu minęły niemal cztery lata, wciąż potrafię ją sobie dokładnie odtworzyć w pamięci.

A czy spektakl "100 Wounded Tears" rzeczywiście jest kontrowersyjny? Moim zdaniem - nie. A owo wspomniane uprzedzenie/ostrzeżenie wynikało zapewne jedynie z tego, że w przedstawieniu pokazana jest ta część ciała, która często bywała eksponowana na happeningach Beresia Nie sądzę jednak, by ktoś poczuł się zgorszony, a sądząc z frenetycznych oklasków i wznoszonych okrzyków skrajne oceny widzów wydają mi się bardzo mało prawdopodobne.

I wcale mnie to nie dziwi. Spektakl teatru DOT504 sprawił na mnie wrażenie, jakby był zrobiony ewidentnie "pod publiczkę". I to wedle prostej metody: czerpiemy skąd się da, wrzucamy wszystko do jednego wora, mieszamy, a to, co powstanie pokazujemy na scenie. A że publiczność najbardziej lubi to, co zna, efekt jest oczywisty. Bo w tym spektaklu niemal wszystko wydaje się skądś znajome. Przez prawie cały czas przedstawienia miałem uczucie nieustannego déj vu. Zresztą nie uskarżam się na to szczególnie, bo spektakl na ogół ogląda się dobrze, a muzyka Michala Kaščáka, nawiązująca stylistyką do undergroundu lat 70. ub. wieku, jest wręcz znakomita. Gorzej jest z choreografią, która momentami nadawałaby się do jakieś programu Janusza Józefowicza, albo zgoła musicalu "Kwiaty we włosach". Patrzy się jednak na nią bez przykrości. Nie przekonały mnie natomiast wyraźne nawiązania do teatralnego offu w jego postaci dość już jednak przebrzmiałej.

Reasumując - piątkowy spektakl nie zwalił mnie z nóg ani specjalnie nie wzbogacił. Ale też nie mam wyrzutów sumienia, że się nań wybrałem, zamiast - na przykład - obejrzeć transmisję meczu Hiszpania - Chile. A to już coś.

Andrzej Z. Kowalczyk

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji