Artykuły

Zagubieni w przestrzeni

Spektakl "Nowe Bloomusalem" to teatralny powrót Jerzego Grzegorzewskiego do XV epizodu "Ulissesa" Jamesa Joyce'a. W 1974 r. inscenizacja "Bloomusalem" Grzegorzewskiego w Teatrze Ateneum elektryzowała Warszawę. Nie wydaje mi się, by sukces sprzed 25 lat mógł się dziś powtórzyć w Teatrze Narodowym.

Przed ćwierćwieczem "Ulisses" w przekładzie Macieja Słomczyńskiego stanowił chlubę każdego szanującego się księgozbioru. Z czytaniem eksperymentalnej prozy Joyce'a było już znacznie gorzej, jeśli nie tragicznie. Towarzyski snobizm wymagał jednak znajomości dzieła. Spektakl trafił na podatny grunt.

Dziś snobizmy sterują w zupełnie inną stronę, więc emocje wokół Joyce'a i jego dzieła nie są ani tak świeże, ani tak gorące. Nowe przedstawienie według XV epizodu powieści rozegrane zostało w interesująco zaplanowanej przestrzeni, w znakomitych plastycznych i muzycznych rytmach. Podziw dla wizjonerskiej wyobraźni inscenizatora wyczerpuje się, niestety, dość szybko. Z zasadniczego powodu - epizod "Circe", rozgrywający się w dublińskim burdelu, do którego trafiają dwaj główni bohaterowie powieści Leopold Bloom i Stefan Dedalus, jest całkowicie adramatyczny. Swobodna gra wyobraźni, budowana przez Joyce'a na kartach książki, a interesująco ukonkretniona przez Grzegorzewskiego na scenie, nie jest w stanie przykuć uwagi Widzów w przedstawieniu trwającym półtorej godziny. Widowisko, w swej strukturze bliskie happeningowi, po ok. dwóch kwadransach zaczyna nieuchronnie nużyć. I to mimo wysiłku aktorów - a zwłaszcza aktorek - używających krzyku jako głównego środka wyrazu. Krzyk ma moc ekspresji, jeśli się go dozuje oszczędnie, w wyjątkowych przypadkach. W dodatku wygłaszane zdania z rzadka tylko są umocowane w jakimkolwiek logicznym porządku rzeczy. Najczęściej sprawiają wrażenie całkowicie bałamutnych, czego w lekturze książki Joyce'a nie odbiera się aż tak jednoznacznie.

Teatr wówczas bywa zajmujący - przepraszam za banał - gdy dotyczy spraw ludzkich. Próżno, niestety, doszukać się ich w śmiało atakującym zmysły "Nowym Bloomusalem". Mariusz Benoit (Bloom), Mariusz Bonaszewski (Stefan Dedalus) wraz z całą plejadą aktorek i aktorów stwarzali dziwne wrażenie - nie tyle ludzi, ile jakichś zagubionych w przestrzeni znaków plastycznych, których los nie jest w stanie w najmniejszym nawet stopniu kogokolwiek przejąć czy choćby poruszyć. Nie znam nikogo, komu mógłbym ten spektakl z czystym sumieniem polecić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji