Artykuły

Namiętność władzy

Jest to najsilniejsza z namiętności ludzkich. Ona jest sercem historii ludzkiej. Zaczęła się z chwilą, gdy człowiek z jaskiniowego pojedynka przekształcił się w istotę gromadzką i rządzi człowiekiem do dziś. Rządzi krwawo. Jest duszą wszystkich wojen.

Na tropach "Smętka"

Wytropili ją naukowymi metodami i rozłożyli na składniki psycholodzy amerykańscy, wyznawcy pragmatyzmu filozoficzengo z Wiliamem Jamesem na czele. I tropią po dziś dzień. John Dewey nazywa tę namiętność nieszczęściem ludzkości, a jednostki, mające oprócz żądzy władzy i potęgę woli - dyktatorów, - najbardziej złymi duchami historii (ta jego teza jest zaciekle zwalczana przez filozofię bolszewicką i opartą na kulcie wodza).

Tropi ją również i Jerzy Pietrkiewicz wśród "Samych swoich". Jest to sztuka o sile szekspirowskiej i jednocześnie tak bardzo polska jak bardzo ludzka.

Jej bohaterem jest Namiętność Władzy. Sprawa ogólnoludzka. Jej tłem jest wieś polska. Jakieś "zdarzenie w czasie żniw". Szatan władzy wciela się tu między chłopów. I dzięki temu mamy chłopów - prawdziwych ludzi, nie marionetki z odwiecznie stęchłej polskiej rekwizytorni teatralnej.

Utarło się na chłopa patrzeć jako na pożeracza ziemi. Chłop - to, wiadomo, żądza ziemi. A skąd się ta żądza bierze, co oznacza - nikt dotychczas nie mówił.

Pietrkiewicz - kto wie czy nie pierwszy w literaturze polskiej (jeśli nie - proszę o łaskawe uwagi w tym względzie) - powiedział, ba więcej niż powiedział - pokazał na scenie - że chłop w istocie swojej duchowej nie różni się niczym od króla Ryszarda Trzeciego, od lady Mackbet i od nas wszystkich.

Walka między Nawirskim i wójtem toczy się nie o ziemię przecie, ale o władzę. W świetle tej walki zrozumiałe są wszelkie psychologiczne przemiany, zachodzące w duszach tych ludzi. Tak jasne, tak umotywowane, tak życiowe i tak sceniczne.

Świetna literatura

Prawdę wizji utrwala jeszcze świetny język - nie przesadnie chłopski i nie podstylizowany na chłopsko, jak przeważnie bywa u Reymonta.

Kompozycji dramatycznej sztuki brak może napięcia akcji. Właściwie nie ma tu tego, coby akcją w ścisłym tradycyjnym sensie tego słowa nazwać można. Jest "zdarzenie w czasie żniw" - proste jak strzęp życia, ale i pełne krwi jak życie samo. Ten brak "akcji" wyszedł sztuce i na dobre i na złe. Na dobre, bo wizja "zdarzenia w czasie żniw" stała się czysta, nieskażona najmniejszą sztucznością. Idealnie realistyczna. Ale widz, przywykły w teatrze do przeżywania napięć, znajduje tu tylko jakby fragment świetnej powieści zamiast dramatu

Styl reżyserski

Z punktu widzenia gry aktorskiej - jest to, moim zdaniem, sztuka najlepsza z tych, któreśmy widzieli w Londynie.

Reżyseria dr. Leopolda Kielanowskiego jest w tej sztuce twórczością w wielkim stylu. Wygrane jest wszystko, co mogło być wygrane z tekstu. Mamy na scenie przed sobą żywe postacie. Trudno, doprawdy, w tak wypracowanym zespole wyróżniać kogokolwiek. Na czoło wysuwają się siłą faktu aktorzy, grający najdłuższe role. I dlatego może Butscher miał do pokazania najwięcej ze swoich świetnych możliwości (rola Nawirskiego). Butscherowa (wójtowa) była prawdziwą wójtową. Ta raczej miejska i subtelna aktorka potrafiła bardzo

przekonywująco wcielić się w postać matrony wiejskiej. Wacław Krajewski (Stach) grał niewątpliwie najlepszą rolę swego życia. Ten młody aktor rozwija się w szkole Kielanowskiego znakomicie. Feliks Karpowicz (Brzózka) - to była rola, którą jakiś "zawodowy komik" mógłby przeszarżować. Karpowicz utrzymał jej równowagę między komicznym typem, a żywym człowiekiem. Niebezpieczeństwo przeszarżowana wisiało również nad rolą Modrzewskiego (Wiśniewski). Aktor ten raczej liryczny niż komiczny ma dużą skalę możliwości. Scena pijacka z Kopczewskim (Wiarkiewicz) była przez obu zagrana koncertowo. Maria Arczyńska (Zocha) i Julia Kraszewska (Genka) wygrały swój kontrast - chciwość i bezinteresowność bez tego melodramatycznego sentymentalizmu w jakim zwykłe tego rodzaju postacie sceniczne topią prawdę ludzką.

W dalszych rolach wystąpili: Józef Bzowski (radny miejski), Ratschka (organista-kwestarz) i Reńska, która dała realistyczną postać uwiedzionej.

Dekoracje Jana Smosarskiego - malownicze.

Dysonanse

O błędach słów kilka. Autor twierdzi - w wyznaniu, drukowanym w zeszycie 2. "Teatru i Widowni", - że szuka prawdy żywej o człowieku i że wrogiem jego jest sentymentalizm i propaganda. Święte słowa. Ale autor jest na tyle żywym człowiekiem, że nie ustrzegł się błędu propagandyzmu - w postaci Wiśniewskiego. Wiśniewski urzędnik, wyżywający swoją manię znaczenia jest doskonały, ale Wiśniewski - "sanator" jest kukła. Miałem wielu legionistów w swoim najbliższym otoczeniu przez długie lata i żaden z nich nie zachowywał się jak Wiśniewski.

Z tego samego gatunku błędów wydają mi się pewne lekko antysemickie akcenty, których uniknąłby Pietrkiewicz - artysta, a popełnił Pietrkiewicz - człowiek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji