Artykuły

Teatr i rewia. Na marginesie recenzji z "Grubych ryb" M. Bałuckiego

Recenzje teatralne Jana Bielatowicza mają dla mnie - a jestem pewny, że i dla moich Kolegów - zawsze wielką wartość. Pisane są z wielką miłością do sztuki, z dużym entuzjazmem o pracy reżyserskiej i aktorskiej, a to jest bardzo wiele, czasem nawet - wszystko.

"Recenzentom zawdzięczamy wiele chwil miłych i przykrych. Aktorzy, to duże dzieci! Dobra recenzja - to najprzyjemniejsza nagroda, a zła - to jakby dwója w szkole za kiepskie wypracowanie. Recenzenci (przeważnie) nie zdają sobie zupełnie sprawy, czym jest dobra lub zła recenzja dla aktora, jak aktor potrafi się "zalać" z powodu dobrej recenzji, ile łez potrafi wylać aktorka z powodu złej recenzji" (vide moja książeczka o teatrze pt. "Kupiłem", z przedmową Jana Bielatowicza). Toteż takie słowa jak "Teatr Aktora podbił nie tylko troską i pracowitością, lecz również bardzo dobrą grą", lub "Stanisław Szpiganowicz zaprezentował się publiczności jako wysokiej klasy reżyser" - i cały szereg innych przemiłych pochwał, to bardzo wielka nagroda za pracę i wysiłek. Ale, niestety, musi być jakieś "ale"...

Dotyczy ono w wielkiej mierze niżej podpisanego i całego szeregu jego Koleżanek i Kolegów po fachu.

P. J. Bielatowicz ma pretensję do teatru emigracyjnego, że "z dziwnym uporem miesza i na równi stawia dwa zupełnie odrębne rodzaje sceniczne i typy aktorskie, tj. aktorów dramatycznych i rewiowych". (Zapomniał pan recenzent o aktorach operetkowych). Ja mam też o to pretensję, gdyż długoletnie doświadczenie moje nauczyło mnie, że aktor operetkowy i rewiowy (naturalnie z pewnym talentem) zawsze znajdzie zastosowanie w teatrze dramatycznym i może być czasami niespodziewanie wykorzystany. Nie można tego powiedzieć o aktorach dramatycznych, którzy przeważnie (poza wielkościami) wpadają w pewien szablon i mają ulubione powiedzonko: "W tej sztuce nie ma dla mnie roli".

Aktorów dramatycznych, którzy by mogli być użyci w rewii czy kabarecie, można wyliczyć na palcach. Toteż doskonałych aktorów rewiowych i operetkowych jest na ogół niewiele, a dramatycznych przeciętnych lub wierzących w siebie - olbrzymie mnóstwo.

A teraz przypatrzmy się temu bliżej i zastosujmy przykłady z Polski przedwojennej i ze świata. Aktorkami i aktorami teatru "Qui Pro Quo" w Warszawie, posługiwały się oba teatry Szyfmana (Polski i Mały) i Teatr Letni. W teatrze Letnim grywali od czasu do czasu Dymsza i Bodo, w Teatrze Polskim Bodo i Lawiński, w świetnie wystawionym "Nietoperzu" Straussa, w reżyserii i z udziałem Zelwerowicza i Maszyńskiego; w Teatrze Małym "Moja siostra i ja", z udziałem Miry Zimińskiej, Dymszy, Lawińskiego i Skoniecznego. W przedstawieniu tym brała udział również Maria Modzelewska, bardzo często z dużym powodzeniem wypożyczana dla teatru "Qui Pro Quo". I - co ciekawe - nadawała się! Mira Zimińska, par excellence aktorka rewiowa, grała w teatrze Jaracza "Madame Sans Gene" i "Pannę Maliszewską" Zapolskiej. W teatrze Słowackiego w Krakowie, w jednym sezonie, znakomita pieśniarka Hanka Ordonówna czarowała (dosłownie) publiczność kreacjami w "Eros i Psyche" Żuławskiego, w "Poskromieniu złośnicy" Shakespeare'a i w kilku jeszcze innych sztukach. Nie przypominam sobie aktorki dramatycznej, która by nas oczarowała, jako pieśniarka - aha, prawda! zapomniałem! Wspomniana już przeze mnie Maria Modzelewska, znakomita w całym szeregu piosenek Mariana Hemara.

Przeżywaliśmy też i odwrotne historie w odniesieniu do wielkich aktorów dramatycznych. Znakomity Kazimierz Kamiński, zagrał w Teatrze Nowości w Warszawie Menelaja w "Pięknej Helenie", ale grał go tylko trzy dni i do roli wrócił stary Rufin Morozowicz. W r. 1923 Jan Pawłowski zaangażował do teatru "Qui Pro Quo" Kazimierza Kamińskiego, który zagrał w skeczu przez siebie reżyserowanym, ale po tygodniu Kamiński osobiście zrezygnował ze swej gościny. Wielki Solski natomiast rozpoczął od operetki i baletu, o czym zresztą często opowiada i do doskonałych jego ról zaliczyć należy: Menelaja w "Pięknej Helenie" i Gasparda w "Dzwonach z Corneville". A dowody umiejętności tanecznych składał zawsze w "Kościuszce pod Racławicami" Anczyca, tańcząc trepaka w roli rosyjskiego oficera.

Takich przykładów mamy bardzo wiele również w zagranicznych teatrach. Wielki wodewilowy aktor wiedeński Aleksander Girardi (słynny wykonawca piosenki fiakra wiedeńskiego), za zasługi położone dla wodewilu, pod koniec życia został zaliczony w poczet aktorów cesarskiego "Burgtheatru" (teatru grającego wyłącznie klasycznych autorów) i kilkakrotnie dyrekcja "kompromitowała się" wystawianiem dla niego wodewilów Nestroya czy Raimunda i z powodu tego cesarzowi nie spadła korona z głowy.

Znakomity włoski komik kabaretowo - rewiowy Taranto (oglądałem go w Rzymie niejednokrotnie) grał dramatyczną rolę księdza w filmie "Roma Cita Aperta" (oglądaliśmy ten film w Londynie) i budził ogólny zachwyt. Słynną aktorkę włoską Magnani widziałem w kabarecie rzymskim, w numerze śpiewno - tanecznym á la Ordonka, a potem w tylu filmach w rolach par excellence dramatycznych, tak że trudno było uwierzyć, że to ta sama diseuse'a z kabaretu. I tu się właśnie zaczyna istotny podziw dla talentu i na pewno nikomu do głowy nie przychodzi pomysł jakiejś selekcji. Tę umiejętność różnorodnego szafowania talentem posiada również nasza Tola Korian. Ona i Krystyna Dygat, pomimo częstego obcowania z rewią-kabaretem, mogą być ozdobą każdego zamierzenia artystycznego i na pewno nie "zwichną" stylu widowiska.

Londyńskiego Vic Olivera widziałem dyrygującego klasycznym koncertem i w jakiś czas potem jako płaskiego komika przy fortepianie, z którego toczył sobie piwo do szklaneczki, ku wielkiej uciesze widzów. Tak! Ale Anglicy czy Włosi kochają swoich artystów, śmieją się z nimi i płaczą, a my filozofujemy i szukamy dziury w całym.

Po szkole dramatycznej u wielkiego Romana Żelazowskiego we Lwowie debiutowałem w lwowskim teatrze w roli Pagatowicza w "Grubych rybach". Pracowałem przez szereg lat w tym teatrze pod dyrekcją Ludwika Hellera i tam przeszedłem szkołę, o jakiej aktor dziś na emigracji naprawdę nie może mieć pojęcia. Niejednokrotnie tak się składało, że w sobotę po południu dla młodzieży szkolnej grałem Brabanzia w "Otellu" lub Księcia Weneckiego w "Kupcu weneckim", wieczorem Generała w "Manewrach jesiennych", a w niedzielę po południu w balecie "Wieszczka lalek", sprzedającego zabawki. I proszę mi wierzyć, że to była dobra szkoła, z której wynosiło się wszystko, co do zaprawy aktorskiej jest potrzebne. Prócz "błaznowania". Bo to jest osobna sztuka i nawet wielka sztuka, tak zwana klownada, do której Polacy nie mają zdolności i zacięcia. Nie spotkałem jeszcze dobrego klowna polskiego - cyrk Staniewskich w Warszawie, nie mógł się nim poszczycić. Z dobrych klownów słynie Francja, np. znakomity Grogue, którego widziałem i podziwiałem przed wojną w Warszawie.

Jeszcze na chwilę powracam do "Grubych ryb" Bałuckiego. Słusznie zauważył jeden z recenzentów, że "ta komedia nieporozumień jest zbyt płaska na prawdziwą komedię obyczajową" i nadaje się raczej "do przetworzenia w lekką groteskę sceniczną dla czystej zabawy". I słusznie! Ile zyskał na przeróbce groteskowej i wstawkach muzycznych Michała Bałuckiego "Klub kawalerów", grany przed wojną w Teatrze Narodowym w Warszawie, ze znakomitym Józefem Węgrzynem na czele!

OD REDAKCJI: Zamieszczając interesujące uwagi znakomitego artysty rewiowego i dramatycznego, Ludwika Lawińskiego na temat aktorstwa dramatycznego, operetkowego i rewiowego, pragniemy zaznaczyć, iż w żadnym razie nie zamierzaliśmy ujmować sławy aktorstwu operetkowemu i rewiowemu. Nasz recenzent twierdził tylko, iż między stylem aktorskim a stylem dramatycznym istnieje różnica. Owszem, zdarza się, iż aktorzy dramatyczni bywają również znakomitymi artystami rewiowymi i na odwrót, ale zdarza się niezbyt często. A jeśli przytrafi się taki uniwersalny talent, powinien baczyć, aby nie mieszać dwu stylów.

Jedno tylko zdanie dziwi nas w uwagach P. Ludwika Lawińskiego, mianowicie sąd o komedii Bałuckiego jako "płaskiej". P. Lawiński znowu miesza styl i tym razem bawi się w krytyka. W tej dziedzinie trzeba być bardzo ostrożnym w sądach. Pół wieku teatru polskiego i historii literatury polskiej nie potwierdziło sądu p. Lawińskiego o Bałuckim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji