Artykuły

O biznesie śpiewająco

"Gracze" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Premiera "Graczy" Szostakowicza i Meyera mogła stać się wydarzeniem. Jeśli poznański spektakl nie w pełni satysfakcjonuje i tak warto go zobaczyć. Rzadko bowiem opera próbuje pokazywać zdarzenia z naszej codzienności.

Pasjonująca jest też historia tego utworu. Dymitr Szostakowicz zaczął pisać "Graczy" podczas II wojny światowej. Potem pracę przerwał i nigdy do niej nie powrócił. W kilka lat po śmierci kompozytora operą zainteresował się teatr w niemieckim Wuppertalu i poprosił Krzysztofa Meyera o jej dokończenie. Polski kompozytor musiał dopisać więcej niż połowę muzyki, a badacze otrzymali ciekawy temat do analiz - co tu jest właściwie Szostakowicza, co zaś Meyera.

W czasach postmodernistycznego wymieszania stylów roztrząsanie takich zagadnień nie ma większego znaczenia. Dziś swobodnie można przetwarzać i rozwijać cudze pomysły Pod tym względem Meyer, 20 lat temu pracujący nad "Graczami", był prekursorem, a z zadania wywiązał się bezbłędnie. Muzyka jest niezwykle interesująca - orkiestra ciągle zaskakuje pomysłami, oryginalnymi rozwiązaniami, mimo to może ją zaakceptować nawet słuchacz mało obeznany ż XX-wiecznymi

trendami. Niestety, dyrygent Wiktor Lemko zagubił wiele subtelności i smaczków, nie dbał też o to, symfonicznie wręcz brzmiąca orkiestra była partnerem śpiewaków.

Szostakowicz posłużył się tekstem Mikołaja Gogola. W komedii o karcianych szulerach znalazł odpoczynek od patetycznych dzieł, jakich oczekiwały od niego sowieckie władze. Dla współczesnego teatru obrazek z XX-wiecznej Rosji jest jednak mało atrakcyjny. Dlatego Maciej Prus skupił się na tym, co w tekście i w muzyce najważniejsze - na świetnie nakreślonych i wciąż aktualnych portretach ludzkich. Chciał, by historia trzech oszustów, którzy realizują plan wykiwania pozornie sprytniejszego od nich gracza nabrała innego znaczenia.

Poznański spektakl próbuje zmienić spryciarzy, buszujących po XIX-wiecznej prowincji rosyjskiej we współczesnych biznesmenów dokonujących kolejnego przekrętu. "Gracze" opowiadają o tym, co wiemy z gazet: wielkich pieniędzy nie zdobywa się w pojedynkę, potrzebny jest misterny plan i grupa sojuszników, z którymi potem trzeba się dzielić zyskiem. Teoretycznie jednak, bo można też zawczasu uciec z kasą w nieznanym kierunku.

Macieja Prusa wsparli śpiewacy będący zarazem dobrymi aktorami. Bogusław Szynalski, Andrzej Ogórkiewicz, Karol Bochański i ten czwarty, oszukany w finale - Michał Marzec tworzą zgrany kwartet, kreśląc przy tym zróżnicowane typy. Dobrze radzą sobie z pułapkami muzyki, wymagającej innego typu śpiewania niż klasyczna opera. Reżyser jednak nie w pełni wierzył w ich możliwości, dlatego dodatkowo ucieka w mało śmieszną groteskę, zacierającą zasadniczą myśl spektaklu. Nie sprawdził się również pomysł - powtórzony przez realizatorów z ich niedawnej "Lucrezii Borgii" zrealizowanej w Łodzi - zamknięcia bohaterów w pudełkowej dekoracji z tajnymi oknami i drzwiami. Ten rodzaj scenicznego więzienia wcale nie dodał aktualnej drapieżności. Mógł bowiem powstać ważny spektakl o naszej rzeczywistości, jest polska premiera nie-wystawianej dotąd u nas opery.

Na zdjęciu: scena ze spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji