Artykuły

Scena wyparła wszystko

- Ostatnio tak się złożyło, że wchodziłem z roli w rolę, ale nie zawsze tak bywało. Moje działania pozateatralne są mizerne. W sposób naturalny jakoś tak się stało, że scena wyparła wszystko. Chyba jest coś w mentalności, że zabieganie o sławę i większe pieniądze mnie nie podniecało - rozmowa z ANDRZEJEM WICHROWSKIM, aktorem łódzkiego Teatru im. Jaracza.

Gdy nieczynne, nie znaczy, że nie grają. Andrzeja Wichrowskiego, laureata Złotej Maski za rolę Ojca w "Kotce na rozpalonym blaszanym dachu", czekają jeszcze dwa tygodnie ostrej pracy nad rolą w sztuce Bernharda "Przed odejściem w stan spoczynku", którą w Teatrze im. S. Jaracza reżyseruje Grzegorz Wiśniewski.

- To historia rodziny niemieckiej, osnuta na wojennych dramatach - mówi Andrzej Wichrowski. - Fantastyczny materiał. Premiera po wakacjach.

Renata Sas: Należy pan do aktorów, których pasją jest teatr, oczym dobitnie zaświadczają role w ",Kotce...", "Otellu" "Makbecie", "Bramach raju", "Ślubie"...

Andrzej Wichrowski: Bardzo poważnie traktuję zawód. Ostatnio tak się złożyło, że wchodziłem z roli w rolę, ale nie zawsze tak bywało. Moje działania pozateatralne są mizerne. W sposób naturalny jakoś tak się stało, że scena wyparła wszystko. Chyba jest coś w mentalności, że zabieganie o sławę i większe pieniądze mnie nie podniecało.

Długa lista nagród za sceniczne wcielenia dowodzi, że wybrał pan dobrze. Wśród laurów jest m.in. ten zdobyty w Toruniu w potężnej międzynarodowej konkurencji, za rolę w "Ślubie" Gombrowicza. Pana życie to teatralna wędrówka: Szczecin, Opole, Kraków...

- ...ale od 1986 roku tylko Łódź. Z odskokiem z Teatru Jaracza do Nowego za dyrekcji Mikołaja Grabowskiego. Ale on wrócił do Krakowa i wiadomo, jak marnie się to skończyło dla Łodzi.

Pamiętam pana słowa z dramatycznej batalii o Teatr Nowy, toczonej z Grzegorzem Królikiewiczem: "pan zabrał nam nasze dusze".

- Pozbieranie się po tej traumie teatralnej trwało parę lat. To nie było tak, że wróciłem sobie do "Jaracza" i już. Z teatrem nie można zbyt ostro. Od Szekspira i Moliera on zawsze tworzył się wokół kompanii. Ja nigdy nie byłem w sytuacji, że coś musiałem. Kiedy wszystko się rozpadało, jak w Teatrze Słowackiego w Krakowie, to odchodziliśmy.

Zawsze razem z żoną Ewą Wichrowską, dobrze znaną, znakomitą aktorką.

- Nie zawsze byliśmy w jednym teatrze. W Szczecinie w dwóch różnych. Ona pierwsza zaangażowała się tam we Współczesnym u Macieja Englerta, a ja poszedłem za nią. Przyjął mnie Janusz Bukowski w Polskim. Tam zacząłem od "Księcia niezłomnego".

Być aktorem to spełnione marzenie z dzieciństwa?

- Nie. Występowałem na akademiach, ale dopiero kiedy z rodzinnej Lubelszczyzny rodzice przenieśli się do Łodzi, zaczęły się kontakty z ruchem amatorskim, konkursy recytatorskie. Ale coś musi być w genach. Tak myślałem, kiedy córka, stomatolog, broniła doktoratu. Mówiła pięknym językiem, z dobrą dykcją,

a przede wszystkim wiedziała, co mówi. Ja nie sądzę, że moje geny idą od Wyrwicza-Wichrowskiego, przedwojennego refrenisty i komedianta, zwłaszcza że to nie była rodzina.

Często grywał pan wraz z żoną?

- Nie. Teraz była taka seria: "Ślub", "Nad" i "Kotka..."

Czy wtedy bardziej przenosi się pracę do domu?

- Nie, choć może się komuś wydawać, że przy obiedzie nic, tylko ustalamy, jak zagrać.

Co poza zawodową pasją dostarcza panu najwięcej radości i szans odprężenia?

- Ile mogę, jeżdżę na rowerze. Mam na koncie długie trasy - na pierwszą premierę żony z Łodzi do Bydgoszczy pojechałem rowerem. Moją pasją są konie. I jeśli czegoś mi szkoda, to tego właśnie, że nie wykorzystałem swoich umiejętności jeździeckich w pracy zawodowej.

Do tego potrzeba kinowych i serial owych ról.

- Na II roku zagrałem Władka, brata głównego bohatera w "Daleko od szosy". Kiedy kończyłem studia, radzono, żebym został w Łodzi, dużo się wtedy kręciło, ale wybrałem teatr. Po latach miałem okazję jeździć konno w serialu "Syzyfowe prace".

Jakie plany na wakacje?

- Wraz z kuzynem staramy się rozszyfrować drogę dziadka, który był w 26. pułku ułanów. 18 sierpnia wybieramy się do Iwna, gdzie co roku spotykają się rodziny podtrzymujące ułańskie tradycje. Zajrzę też w Lubelskie, w strony mojego dzieciństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji