Artykuły

Konkurs Moniuszkowski już po raz siódmy

Uroczystym przedstawieniem "Strasznego dworu" pod batutą Tadeusza Kozłowskiego, w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, rozpoczął się 19 maja w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej VII Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki - pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.

Zgłosiło się do niego ponad 250 kandydatów z całego świata (najwięcej, co nie trudno było przewidzieć, z Polski i Ukrainy), spośród których po przesłuchaniu nadesłanych nagrań dopuszczono do udziału w I etapie 128 osób z 25 krajów. Ostatecznie z tego grona stanęło do przesłuchań 106 śpiewaków. Początek nie był zbytnio zachęcający: gdy pierwszy uczestnik - 29-letni Chińczyk, student Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie - zaśpiewał najpierw pieśń Znasz-li ten kraj Moniuszki, a następnie arię Don Ottavia z II aktu "Don Giovanniego", mojej towarzyszce wyrwał się z ust cichy okrzyk "Kto, u licha, dopuścił go do tego Konkursu!". Występująca po nim młoda Ukrainka miała, owszem, duży i ładny głos mezzosopranowy, ale też kłopoty z intonacją. Jeszcze bardziej nieczysto zaśpiewała swój program trzecia z kolei uczestniczka, Polka, której też nikt - jak się zdaje - nie objaśnił stylu wykonawczego koncertowej arii Mozarta. Znacznie lepiej wypadł występujący po niej 33-letni bas-baryton z Armenii, ale ogólnie rzecz biorąc słuchanie uczestników pierwszego etapu było bardziej męczące i denerwujące, aniżeli przyjemne; rzadko dawało radość, jaką przynosi kontakt z prawdziwym talentem wokalnym. Wydaje się więc, że pierwszy odsiew kandydatów, ten poprzedzający konkursowe przesłuchania, był stanowczo zbyt łagodny - międzynarodowe jury pracujące pod przewodnictwem Wiesława Ochmana, które na jednej sesji przesłuchiwało nawet po kilkanaście osób, miało doprawdy bardzo ciężkie zadanie.

Potem było, rzec można, odwrotnie - po przesłuchaniach II etapu jury dopuściło do finału z orkiestrą trzynaścioro uczestników zamiast przewidzianej regulaminem dwunastki, co interpretowano jako świadectwo wyjątkowo wysokiego poziomu całego Konkursu. Tyle że "po drodze" zgubiono gdzieś parę osób nie ustępujących wybranym finalistom, m.in. świetnego ukraińskiego barytona Stanisława Kufliuka, który nie tak dawno niemal wygrał Konkurs im. Adama Didura w Bytomiu, a także obdarzonego pięknym basowym głosem Bartosza Urbanowicza (na szczęście obydwu dostrzegła dyrekcja Opery Śląskiej i powierzyła im główne partie w nowej inscenizacji Strasznego dworu). A przecież w jury zasiadały nie lada autorytety - wielcy artyści sceny operowej i znakomici znawcy wokalistyki: Gwendolyn Bradley, Ła-risa Giergiewa, Raina Kabaiwanska, Tom Krause, Izabella Kłosińska, Ewa Michnik, Elena Obrazcowa, Sergio Segalini... "Czego się Pan spodziewał - szepnęła mi w pewnej chwili osoba znająca tajniki jurorskich działań - skoro zdarzało się, że dwoje jurorów stawiało uczestnikowi po 23 punkty (na 25 możliwych), trzeci zaś juror dawał mu zaledwie 8, z nieznanej bliżej przyczyny"...

Trzeba przyznać, że w finałowej trzynastce nie wszyscy zachwycali. Trudno też było dostrzec w tym gronie artystyczne osobowości na miarę triumfatorów pierwszych Konkursów: Urszuli Kryger, Andrija Szkurhana albo fenomenalnej Cary 0'Sullivan. Nie jest zatem pewne, czy - przy całym uznaniu dla talentu Elizy Krusz-czyńskiej - należało na tym Konkursie przyznać Grand Prix, z natury rzeczy przynależnej jedynie młodym artystom o wyjątkowych walorach, zdecydowanie wyrastającym ponad "bardzo dobrą" resztę.

Nie ulega jednak wątpliwości, że galowy koncert laureatów wieńczący 28 maja Konkurs im. Moniuszki dał publiczności szczelnie wypełniającej salę Teatru Wielkiego wiele okazji do zachwytu. Nad podziw pięknie i ze wzruszającą ekspresją zaśpiewała tego wieczoru wyróżniona III nagrodą Katarzyna Oleś-Blacha, w wielkiej arii z trzeciego aktu "Łucji z Lammermooru", dając dowód nie tylko maestrii wokalnej, ale też - w ocenie tych, którzy znają jej poprzednie kreacje - imponującej wszechstronności. W ariach z Halki ładnie spisali się: obdarzony dźwięcznym barytonem najmłodszy z laureatów, 23-letni Andryi Bondarenko z Ukrainy oraz ujmujący elegancją białoruski tenor Jury Haradzecki. Publiczność oczywiście nagrodziła także serdecznym aplauzem zdobywczynię Grand Prix, która znakomicie wykonała niełatwą arię Leonory z I aktu Trubadura Verdiego, choć zaśpiewała ją nieco bezosobowo, bez głębszego zaangażowania uczuciowego w ekspresyjnej pierwszej części. Bardzo obiecująco wypadł 27-letni bas Adam Palka, wychowanek gdańskiej Akademii Muzycznej, chociaż niezbyt fortunnie wybrał arię Banca z Makbeta Verdiego - nie daje ona zbyt wielkiego pola do wokalnego popisu.

Wypada wspomnieć o towarzyszącym Konkursowi Międzynarodowym Sympozjum Naukowym, zorganizowanym przez Polskie Stowarzyszenie Pedagogów Śpiewu. Przez cztery dni obrad wystąpili z bardzo ciekawymi referatami m.in. Mieczysław Tomaszewski, Ewa Michnik, Ryszard Pe-ryt i Ryszard Daniel Golianek oraz przewodniczący Stowarzyszenia, Eugeniusz Sąsiadek; otwarte lekcje śpiewu z wybranymi młodymi śpiewakami poprowadzili zasiadający w jury Konkursu znakomici śpiewacy, m.in. Raina Kabaiwanska, Elena Obrazcowa i Tom Krause.

Pora na kilka uwag natury ogólnej. Po pierwsze: kwestia wieku uczestników Konkursu, pośród których wielu (w tym dwie laureatki) dawno już przekroczyło trzydziestkę. Czy to nie zbyt późno na rozpoczynanie kariery - przecież odskocznią dla niej powinna być konkursowa nagroda?

Po drugie: skoro zasiadający w jury profesjonaliści tak bardzo różnili się w ocenach uczestników Konkursu, to może należałoby w przyszłości ograniczyć liczebność jury? W mniejszym gronie z pewnością łatwiej dogadać się i wypracować zbliżone stanowiska w istotnych dla ostatecznego wyniku kwestiach.

Nie jest też dobrze, kiedy wśród uczestników zbyt wielki procent stanowią przedstawiciele kraju - gospodarza Konkursu; w tym roku pojawiło się na nim aż sześćdziesięcioro Polaków, co było blisko połową liczby wszystkich biorących udział w Konkursie. Może należałoby stosować surowszą selekcję, jeszcze przed rozpoczęciem przesłuchań I etapu?

Co do obowiązującego kandydatów programu w poszczególnych etapach, to sądzę, że został opracowany nader celnie: stawia wysokie wymagania a zarazem pozwala młodym śpiewakom wszechstronnie przedstawić swoje umiejętności nie wydłużając zbytnio czasu poszczególnych występów; daje też każdemu wystarczającą sposobność pokazania się w polskim repertuarze.

Warto też wspomnieć o panującej podczas Konkursu sympatycznej atmosferze (co nie wszędzie się zdarza i z pewnością nie jest bez znaczenia) oraz o jego sprawnej organizacji (jeśli pominąć początkowe zamieszanie). Mimo wszystkich zastrzeżeń VII Konkurs Moniuszkowski był wydarzeniem pięknym i ciekawym - gratulacje należą się przede wszystkim jego żarliwej inicjatorce i dyrektor artystycznej, Marii Fołtyn. A że zabrakło artystycznych olśnień? Cóż, te nie zdarzają się co dzień, ani nie przychodzą na zawołanie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji