Artykuły

Z brzucha

JAROSŁAW CYMERMAN, GRZEGORZ KONDRASIUK Jakie są założenia stworzonej przez Ciebie Sceny Prapremier InVitro?

ŁUKASZ WITT-MICHAŁOWSKI Scena InVitro nie ogłaszała żadnego manifestu twórczego. Wyróżnia się tym, że pokazuje tylko przedstawienia prapremierowe. Chodzi o to, żeby uniknąć łatwych porównań z innymi scenami. Także o pionierskość, przynajmniej jeśli chodzi o Polskę.

CYMERMAN A jakie znaczenie ma to, że za każdym razem pracujesz w specjalnie powołanym na potrzeby spektaklu składzie, bez stałego zespołu?

WITT-MICHAŁOWSKI Chciałem stworzyć sobie i zapraszanym przez nas reżyserom możliwość pracy z aktorami, ale nie ciągle z tymi samymi. W teatrze instytucjonalnym praca ze stałym zespołem bywa bolączką, bo dyrektor musi myśleć, jak obsadzać ludzi, których ma na etacie, czyli jak - nieco to uproszczę - z podstarzałego pana zrobić nagle amanta. Tu nie ma tego problemu, z nikim nie pracuje się z konieczności, nic nie determinuje wyborów obsadowych.

KONDRASIUK Jakie są wady i zalety takiego sposobu pracy?

WITT-MICHAŁOWSKI Jeśli Scena InVitro ma być zjawiskiem świeżym, musi wciąż na nowo zderzać różnych artystów. Dlatego ogłaszamy castingi, na których większość aktorów widzę po raz pierwszy. Potem z nową obsadą przez wiele dni sondujemy się wzajemnie, reżyser sprawdza aktora, aktor reżysera. Za każdym razem jest niepokój, czy nasze wspólne myślenie jest istotnie wspólne i czy wyjdzie poza rampę. Może sprawdziłaby się, jeśli chodzi o metodę, w gruncie rzeczy dopiero druga realizacja. Jednak w formule Sceny Prapremier jest ona niemożliwa, ponieważ tak samo jak jestem ciekaw nowej realizacji, podobnie jestem ciekaw drugiego człowieka. I niech tak pozostanie.

CYMERMAN Wszystkie Twoje realizacje na Scenie InVitro, m.in. "Pool (no water)" Marka Ravenhilla, "Ostatni taki ojciec" Artura Pałygi, łączy jedno: konsekwentnie stosowana strategia prowokacji. Czy to aby coś więcej niż tylko marketingowe wyrachowanie?

WITT-MICHAŁOWSKI Jeśli prowokacja służy refleksji, a nie wyłącznie szumowi medialnemu, nie widzę w niej niczego złego. Gorzej, kiedy twórca prowokuje, bo wie, że to modne czy skandalizujące. Polska rzeczywistość różni się od rzeczywistości innych krajów i dobrze jest, kiedy sztuka nie traci z nią kontaktu. Nie ma powodu sięgać po sprawdzone rozwiązania, jak w adaptacjach seriali amerykańskich. Prowokacja jako świadome wymuszanie pewnych reakcji może być zaczynem dyskusji o rzeczach ważnych dla twórcy. Myślę, że tak właśnie traktujemy prowokację w naszych działaniach.

CYMERMAN W "Ostatnim takim ojcu" Artura Pałygi mnożysz plany i konteksty: w historię rozgrywającą się w głębokim PRL-u gdzieś na głębokiej prowincji, w trepowskiej osadzie wplatasz biblijny rodowód. W kluczowych scenach ważna jest obecność na scenie tancerza butoh, a główną postać gra trójka aktorów, w tym bardzo zdolny naturszczyk, notabene wyciągnięty z aresztu śledczego. Skąd decyzja o takim nadmiarze w zetknięciu z tym właśnie tekstem?

WITT-MICHAŁOWSKI Ojców w realizacji, o którą pytacie, jest więcej. Jest jeszcze Ojciec-Dziecko i Ojciec-Śmierć. Do każdego tematu, który inscenizuję, dobieram inne znaki sceniczne i metafory. Tym razem kluczem stała się perspektywa bohatera jako dziecka, dojrzewający chłopiec w różnym czasie różnie widzi swojego ojca.

KONDRASIUK Spośród reżyserów swojego pokolenia masz różnorodne doświadczenia. Najpierw byłeś aktorem w polskim teatrze repertuarowym, potem w Niemczech studiowałeś w szkole reżyserskiej, następnie reżyserowałeś w krajowych teatrach dramatycznych i w końcu znalazłeś sobie miejsce w polskim offie. To różne modele pracy. Jak, funkcjonując w różnych organizmach i różnych językach, widzisz rzeczywistość teatralną?

WITT-MICHAŁOWSKI Wchodząc w nową sytuację, czy to jest teatr polski, czy niemiecki, mainstream czy off, albo teatr w więzieniu, bo tam też zdarzało mi się pracować, niczego nie zakładam a priori, chcę dać się zadziwić miejscom i ludziom, rzucam się w każdą nową sytuację jak dziecko. Jedynym kryterium jest potrzeba konfrontacji z czymś nowym. Impuls idzie najpierw - jak mówią Niemcy - aus dem Bauch, czyli z brzucha, a dopiero później dokładam do niego teorię.

KONDRASIUK Co Ci dały doświadczenia niemieckie?

WITT-MICHAŁOWSKI Teatr dysponuje tam sporymi pieniędzmi, więc można zobaczyć przedstawienia z całego świata. Nie są to tylko występy gościnne, ale i dłuższe działania artystyczne, pobyty rezydenckie reżyserów i całych grup. Niemcy są po prostu miejscem, gdzie zdarzają się bardzo różne rzeczy. Dzisiejszy teatr niemiecki nie jest już tym samym, o którym pisał i który znał Konrad Swinarski. Niemcy otworzyli się na różne nacje i dziś teatr niemiecki posługuje się bardzo różnymi formami. Hessische Theaterakademie we Frankfurcie nad Menem była pierwszą niemiecką szkołą teatralną, która stawiała na wielokulturowość, na mieszankę narodowościową. Byłem pierwszym Polakiem, który się tam dostał, ale przede mną byli już Bułgarzy, Francuzi... Miałem szczęście trafić do klasy Hansa Holmanna, który w ogóle nie rozmawiał z nami o estetyce, tylko pomagał w konsekwentnym rozwijaniu obranego przez nas języka scenicznego. Nikt mnie nie pouczał, czy dobrze, czy może źle myślę, czy właściwie lub niewłaściwie analizuję tekst. Pytano natomiast o to, co z tego tekstu dla mnie wynika. Wydaje mi się, że szkoła niemiecka skupia się na problemach warsztatu, rzemiosła, rzeczach policzalnych i wymiernych. To ją różni od szkoły polskiej, w której próbuje się kształtować ducha, gust i smak. A jakości myślenia, podobnie jak talentu, nauczyć nie sposób.

CYMERMAN W ostatnich latach młode pokolenie reżyserskie siada do prób po lekturze świeżo odkurzonych prac Brechta. Obserwowaliśmy wręcz inwazję pomysłów scenicznych i aktorskich inspirowanych realizacjami niemieckimi. Czy ten przeszczep ma jakieś szanse powodzenia?

WITT-MICHAŁOWSKI W pożyczaniu nie można być bezkarnym. Przenoszenie całego nurtu zwanego przez Niemców "Sozialkritik" wydaje mi się zupełnie nieuprawnione. To ostra krytyka społeczeństwa, ale społeczeństwa obywatelskiego, które tam jest świadome swoich praw i wychodzi na ulice przy byle okazji. Ono u nas właściwie nie istnieje, dwadzieścia procent obywateli polskich w różnych sondażach "nie ma zdania"! Nie ma po prostu do kogo strzelać. Tak długo, jak nie będzie społeczeństwa obywatelskiego, klasy średniej, mieszczaństwa, tak długo nie będzie widzów, których można atakować. To zresztą problem szerszy: Niemcy w sytuacjach publicznych zachowują się bardzo freundlich. Z różnych względów, przede wszystkim z powodu doświadczeń ostatniej wojny, jest tam olbrzymia przepaść pomiędzy życiem prywatnym a oficjalnym, której w Polsce nie ma. Stąd tak łatwa do grania w Niemczech jest dramaturgia poruszająca problem dworskości, etykiety, konwenansu, jak chociażby "Ślub" Gombrowicza czy "Emilia Galotti" Lessinga. Michael Thalheimer zrobił "Emilię Galotti", w której bohaterowie najpierw trzymają się dworskiej etykiety, odrzucają ją, kiedy są sami lub z przyjacielem, ale potem znowu wchodzą w sytuację zunifikowanego dworaka. I to jest idealne przeniesienie niemieckiej ulicy do teatru. W Polsce ulica wygląda inaczej. Scena Prapremier InVitro będzie zapraszać aktorów niemieckich do regularnego grania z aktorami polskimi i wtedy będzie się można przekonać na własne oczy, jak wielka jest precyzja warsztatu niemieckiego aktora, będzie można zobaczyć ten niemiecki teatr, który się z naszymi wyobrażeniami nie bardzo sprzęga.

KONDRASIUK Jak Scena InVitro znajduje się w szerszych ramach, czyli w Teatrze Centralnym? Dyskutujecie ze sobą?

WITT-MICHAŁOWSKI Nie dyskutuję moimi spektaklami czy spektaklami Sceny InVitro z propozycjami innych grup funkcjonujących pod szyldem Teatru Centralnego, dlatego że bardziej interesuje mnie dyskusja z widzem. Rzecz jasna, przydarzają się okazje do rozmów na temat realizacji, są tez konflikty. Każdy z nas kombinuje - to na polską skalę sytuacja unikatowa, w tym tkwi siła Teatru Centralnego i mam nadzieję, że tak to będzie dalej trwało, że nie stracimy szansy na ten rodzaj kreatywnej polifonii. Bardzo w to combo wierzę.

Łukasz Witt-Michałowski - reżyser, twórca Sceny Prapremier lnVitro działającej w ramach projektu Teatr Centralny w Lublinie. Ukończył Wrocławski Wydział Aktorski PWST w Krakowie (1998) i Wydział Reżyserii Teatralnej w Hessische Theaterakademie we Frankfurcie nad Menem (2004). W Niemczech reżyserował m.in. Mrożka, Villqista, Gombrowicza. Reżyserował m.in. w Teatrze Witkacego w Zakopanem ("Tangen" na motywach "Głodu" Knuta Hamsuna, 2005), Teatrze Polskim we Wrocławiu ("Pustynia" Tankreda Dorsta, 2005), na Scenie Graffiti w Lublinie ("Kamienie w kieszeniach", 2006 - Wielka Nagroda Publiczności 42. Przeglądu Teatrów Małych Form "Kontrapunkt" w Szczecinie). W 2007 roku w ramach Sceny Prapremier lnVitro reżyserował m.in. "Nic co ludzkie", "Pool (no water)", "Lizystratę" (gdzie role aktorskie obsadzone zostały przez więźniów aresztu śledczego w Lublinie). W 2009 roku Minister Sprawiedliwości przyznał mu wyróżnienie za zasługi w pracy penitencjarnej - za projekt Teatr "Pod celą".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji