Artykuły

W kalejdoskopie różnych muz

Znów muszę zacząć od teatru. Poniedziałkowy spektakl telewizyjnej sceny wyraźnie wybijał się ponad inne audycje. Przestało już to nas dziwić, po prostu w każdy poniedziałkowy wieczór włączamy aparat na pewniaka, do rzadkości należą rozczarowania.

Widowisko Friedricha Durrenmatta "Przygoda pana Trapsa", to kolejne wybitne osiągnięcie sztuki telewizyjnej. Kilka informacji o przedstawieniu. Zrealizowano je na podstawie głośnego słuchowiska "Kraksa". Polscy czytelnicy pamiętają zapewne wydane przed laty nakładem "Czytelnika" opowiadanie pod tym tytułem. Utwór ten również zrodził się dzięki słuchowisku, stanowi nieco zmienioną jego wersję, różniącą się zakończeniem.

"Kraksa" zawiera wszystkie charakterystyczne cechy pisarstwa Durrenmatta, jest stopem tragizmu i komizmu, makabry i groteski, odzywają się w niej nie odstępujące Szwajcara od lat obsesje, na przykład motyw zbrodni, sprawa "człowieka mordującego swojego bliźniego", pojawia się też obecna prawie w każdym dziele autora "Fizyków" postać kata. Wychodząc od fabuły sensacyjnej, czasem kryminalnej, rozwijając ją z niebywałą pomysłowością wciąga autor czytelnika i widm podsuwa mu drugie, a niekiedy trzecie i czwarte dno podjętej sprawy. Akcja jest dla niego jedynie pretekstem, przy pomocy którego tworzy metaforę, przeprowadza uogólnienie.

Tak też dzieje się w "Przygodzie pana Trapsa". Zabawa emerytowanych prawników w miarę rozwoju akcji zamienia siej w sabat czarownic, w przerażającą makabreskę. Pan Traps, przedsiębiorca branży tekstylnej, bardzo szybko pozwala sobie wmówić, że jest mordercą. Niewinnemu bez trudu udowodniono winę, a skoro zrobiono to ę jednym człowiekiem, więc może to samo da się osiągnąć z wieloma osobami, z całymi narodami?

Przedstawienie w reżyserii Konrada Swinarskiego, to popis gry aktorskiej. Czwórka nudzących się staruchów w interpretacji Aleksandra Bardiniego, Jana Świderskiego, Władysława Krasnowieckiego i Seweryna Budkiewicza bawiła i mroziła krew w żyłach. Śmieszył nas ich infantylizm i zastanawiało mimowolne, ale konsekwentnie realizowane okrucieństwo.

Szczególnie Jan Świderski stworzył patologiczny okaz zbrodniarza. "Przygoda pana Trapsa" była widowiskiem prawdziwie durrenmattowskim.

III Festiwal Piosenki w Opolu reprezentowany był na małym ekranie przez dwie transmisje. Sobotnią, bardziej roboczą, konkursową, prowadzono szablonowo, ale przejrzyście, natomiast niedzielna, nazwana szumnie koncertem laureatów, zamieniła się w mieszankę zanadto eklektyczną, by nie powiedzieć chaotyczną. Na mój gust pożeniono krańcowo różne style, interpretacje, estetyki, powstał bigos, z którym musiał radzić sobie rasowy konferansjer, jakim jest Jacek Fedorowicz. Trzeba przyznać, że robił to z własnym, od nikogo nie zapożyczonym wdziękiem. Popełnię mały nietakt, mianując Fedorowicza gwiazdą koncertu, ale nic a nic nie przesadzam. No, może jeszcze teksty piosenek Wojciecha Młynarskiego zasługiwały na zainteresowanie, może interpretacja Hanny Skarżanki...

Bardzo piękną audycją była środowa "Poezja i muzyka", czyli Gałczyński i Bach. Dwa nazwiska skojarzono trochę na zasadzie wiary, wiemy przecież, że w utworach Gałczyńskiego o Bachu i jego muzyce pełno wspomnień, ale w jakim stopniu związki te są autentyczni! głębokie, a ile w nich efektownej rekwizytorni poetyckiej? Musieliby wypowiedzieć się o tym muzykolodzy i krytycy literaccy, a najlepiej ktoś, kto zorientowany jest dobrze w obydwu dziedzinach sztuki. Zdaje się, że już nawet coś na ten temat napisano. Mnie połączenie Gałczyńskiego z Bachem dostarczyło silnej satysfakcji estetycznej, recytacje Świderskiego i wstawki filmowe z koncertu bachowskiego koegzystowały bez zarzutu.

Natomiast ciągle wzbudzają wątpliwości programy mówione. Tegoż dnia mieliśmy aż dwie dyskusje przed kamerami na tematy naukowe i literackie. Wszechnica nadała "Trust mózgów", redakcja artystyczna - "Panoramę literacką". Mimo udziału wybitnych polskich specjalistów rozmowy te nie pozostawiły jasności, obracały się w kręgu ogólników albo hipotez, przypuszczeń.

Jeszcze jedna informacja. W cyklu "Spotkanie z aktorem" oglądaliśmy recital aktorski Marii Kościałkowskiej, artystki scen krakowskich. Miłośnicy teatru pamiętają zapewne Kościałkowską z występów w Olsztynie. Przed laty rozpoczynała ona karierę w Teatrze im. Stefana Jaracza. Maria Kościałkowska zaprezentowała nam na ekranie dwa fragmenty: z "Antygony" Anouilha i "Świętej Joanny" Shawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji