Artykuły

Klątwa

Festiwal, choć telewizyjny, bo ukazywany na małych ekranach, zostaje jednak imprezą - jak tytuł głosi - TEATRÓW DRAMATYCZNYCH. I chyba tylko zestawienie kolejnych przedstawień na ich własnych deskach scenicznych mogłoby dać rzetelną, w pełni porównawczą miarę osiągnięć. - Natomiast oczywiście dobrze się dzieje, że dzięki Festiwalowi telewidzowie "w masie" imprez (skądinąd zresztą dość skromnej) otrzymują kilka naprawdę wybitnych realizacji, mogą zapoznać się z różnymi zespołami i różnymi indywidualnościami twórczymi z niedostępnych sobie ośrodków - i po prostu posmakować wielkiej sztuki klasyków.

Dotyczy to i Wyspiańskiego, którego "KLĄTWĘ" w głośnej realizacji Konrada Swinarskiego przedstawił 27 VII Stary Teatr im. Modrzejewskiej w Krakowie. Gdyby mi ktoś kazał przysiąc na honor, musiałbym przysnąć, że Tołstoj z Katowic był pod względem telewizyjnym przygotowany sprawniej i bieglej i po prostu wybitniej, bardziej przejmujące - ale i realizacja telewizyjna Wyspiańskiego miała niemałą moc i urodę.

Na przykład w scenie zabobonnej procesji tłumku wiejskiego, zaraz w pierwszej części przedstawiła, kiedy te jedni pili, drudzy płakali, inni to modłami, to śpiewem chcieli przebłagać rozżarzone niebiosa, a kamery pokazywały ich to przez rozwarte drzwi, to przez zapalone świece na ołtarzu - i widz tracił świadomość, że znajduje się na ograniczonej powierzchni sceny czy studia, a po prostu przenosił się do środka akcji, był wewnątrz tej zbiorowości, na krótką chwilę sztuki poczynał żyć jej nastrojem i dramatem - ale jednak nie utożsamiał się z bohaterami scenicznymi, bo dystansowała go i wstrząsała potęga ciemnoty, przeczuwał już nadchodzącą tragedię...

Podobną, choć mniej "syntetyczną" siłę działania uzyskał sąsiadujący z tamtą sceną obraz wyklinania Młodej przez gromadę wiejską: gdy przechodzący pod drzwiami kolejno spluwają z pogardą - każdy inaczej - w otwarte dźwierza. W ogóle czołowe przedstawienia Festiwalu ujawniły rys charakterystyczny, a w telewizji zupełnie niespodziewany: nie indywidualne kreacje aktorskie (z nielicznymi wyjątkami), nie zbliżenia na ekranie twarzy i gestów, lecą sceny zbiorowe - zwykle w TV najtrudniejsze do rozegrania i najmniej przekonujące - wysunęły się w odbiorze na plan pierwszy. Czy to nasi wybitni reżyserzy, zdając sobie sprawę ze skomplikowania ich przekazu telewizyjnego, szczególną poświęcili im uwagę, by tak piękne uzyskać efekty - czy po prosta długotrwała uprawa telewizyjna daje już tak wyraźne owoce doświadczeń realizatorów?

Nie znaczy to, iżby w "Klątwie" zabrakło kreacji. Był Ksiądz - Bolesława Smeli, był Sołtys "rodem z Piasta" - Wiktora Sądeckiego, były niektóre osoby Chóru, który Swinarski arcysłusznie i biegle rozłożył nie tylko na głosy, ale i na zróżnicowane postacie członków gromady wiejskiej. A Młoda Anny Polony tylko dlatego nie mogła zyskać oceny jednoznacznie pochwalnej, że na zawadzie stanął jej... sam Wyspiański. Reżyser - główny jednak bohater przedstawienia - powycinał jak mógł jego manieryzmy, kojarzące dramat starożytnej Grecji ze stylistyką Młodej Polski i tematem wsi galicyjskiej, ale i on nie zdołał wykroić wszystkich dziwaczności - nie tylko językowych, bo w konsekwencji także psychologicznych. Ody więc chłopka z Gręboszowa pod Tarnowem, gospodyni i przyjaciółka małego plebana wiejskiego z przełomu wieku XIX i XX, wzywa niebiosa, by zabrały ją w "empirejskie bram podwoje" to i cud nie uprawdopodobni w ustach aktora takiego zgrzyta i fałszu.

A przecież cud na scenie nie zdarza się co dzień. I nawet Swinarski, nawet Festiwal na to nie pomogą.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji